nie wiedzial, czy ma zdjac plaszcz, czy w nim pozostac. Julia wyciagnela reke, wiec ostatecznie sie rozebral. Po chwili wchodzil za nia do pracowni.
– Na czym polega problem?
– Nie ma problemu. Zasadniczo. – Munoz jak poprzednio rozejrzal sie po pomieszczeniu bez ciekawosci. Moze szukal punktu oparcia, ktory pomoglby mu dostosowac sie do okolicznosci. – To tylko kwestia zastanowienia i czasu, nic wiecej. A ja naprawde mysle tylko o tym.
Stal posrodku pokoju z kompletem szachow w dloniach. Julia widziala, ze wpatruje sie w obraz. Nie musiala podazac za jego wzrokiem, by wiedziec, w ktore miejsce konkretnie. Wyraz twarzy zmienil mu sie natychmiast, juz nie byl oniesmielony, a pewny siebie i niezwykle skupiony. Jak hipnotyzer, ktorego w lustrze zaskoczyly jego wlasne oczy.
Odlozyl szachy na stol i zblizyl sie do obrazu. Scislej mowiac, dokladnie do miejsca, gdzie namalowana byla szachownica i bierki, jakby nie bylo tam calej reszty, ani komnaty, ani postaci. Pochylil sie i zaczal sie przygladac szachownicy znacznie bardziej badawczo niz poprzedniego dnia. W tym momencie Julia pojela, ze mowiac “ja mysle tylko o tym”, nie przesadzil ani troche. Uwaga, z jaka patrzyl, swiadczyla, ze jest zajety czyms wazniejszym niz rozwiazywanie cudzych problemow.
Po dlugim zastanowieniu odwrocil sie do Julii.
– Dzisiaj rano odtworzylem dwa ostatnie ruchy – rzekl bez cienia pychy, raczej moze przepraszajaco, jak gdyby wstydzil sie tak mizernego wyniku. – Potem natrafilem na problem… Chodzi o niezwykle usytuowanie pionow. – Pokazal palcem namalowane bierki. – To nie jest konwencjonalna partia.
Julia czula sie zawiedziona. Kiedy otworzyla drzwi i zobaczyla przemoczonego Munoza z szachami w kieszeni, myslala, ze rozwiazanie jest tuz, tuz. Rzecz jasna szachista nie wiedzial, ze sprawa jest pilna i do tego niezwykle pogmatwana. Ale i tak nie ona mu o tym powie. Przynajmniej na razie.
– Pozostale ruchy nas nie obchodza – powiedziala. – Trzeba tylko sprawdzic, kto zbil bialego konika.
Munoz pokrecil glowa.
– Poswiecam pani caly moj wolny czas. – Zamilkl na chwile, jakby obawial sie, ze swoimi slowami wkroczyl na zbyt intymny teren. – Wszystkie ruchy mam w glowie, gram te partie naprzod i wstecz… – znow sie zawahal, po czym skrzywil usta w nieobecnym, bolesnym, slabym usmiechu. – Jest w naszej rozgrywce cos niezwyklego…
– Nie tylko w rozgrywce – spojrzenia obojga pobiegly ku malowidlu. – Problem polega na tym, ze Cesar i ja widzimy ja jako czesc obrazu i nie umiemy znalezc tam niczego wiecej… – Julia zastanowila sie nad wlasnymi slowami. – A moze reszta obrazu jest tylko uzupelnieniem samej partii.
Munoz skinal lekko glowa, a Julii zdawalo sie, ze ten ruch trwa wiecznosc. Jego powolne gesty, ciagnace sie znacznie dluzej, niz naprawde tego wymagaly, pozostawaly chyba w scislym zwiazku ze sposobem rozumowania.
– Myli sie pani, twierdzac, ze nic pani tu nie widzi. Widzi pani wszystko, tylko nie umie pani zinterpretowac… – Szachista pokazal dzielo van Huysa krotkim ruchem podbrodka. – Uwazam, ze sprawa sprowadza sie do roznicy w punktach widzenia. Mamy przed soba poziomy, ktore sie na siebie nakladaja. Obraz jest plaszczyzna przypominajaca szachownice, na ktorej znajduja sie postacie. Te postacie z kolei graja przy szachownicy, ktora rzadzi bierkami… To wszystko zostalo dodatkowo odbite w tym lustrze po lewej stronie… A jesli chce pani jeszcze bardziej skomplikowac cala rzecz, moze pani dopisac kolejny poziom: nasz, z ktorego kontemplujemy te scene albo kilka nastepujacych po sobie scen. Gmatwajac dalej, dolozmy poziom malarza, ktory wyobrazil sobie nas, widzow, spogladajacych na jego dzielo…
Mowil beznamietnie, z nieobecna mina, jakby czytal monotonny, raczej umiarkowanie istotny opis, ktoremu poswieca swoja uwage tylko po to, by zadowolic innych. Julia az prychnela oszolomiona.
– Ciekawe, ze tak pan to widzi.
Szachista znow pokrecil glowa, nie odrywajac wzroku od obrazu.
– Nie wiem, co pania tak dziwi. Ja widze szachy. Nie jedna partie, ale wiele. Ktore w gruncie rzeczy sa ta sama partia.
– To dla mnie za skomplikowane.
– Nieprawda. Teraz poruszamy sie na poziomie, na ktorym mozna zdobyc sporo informacji: na poziomie rozgrywanej partii. Jak to rozwiazemy, mozemy odniesc wyciagniete wnioski do reszty obrazu. To tylko kwestia logiki. Logiki matematycznej.
– Nigdy nie podejrzewalam, ze matematyka moze miec tu zastosowanie.
– Do wszystkiego ma. Wszelki sztucznie stworzony swiat, jak na przyklad ten obraz, rzadzi sie tymi samymi regulami, co swiat rzeczywisty.
– Szachy tez?
– Zwlaszcza szachy. Tyle ze mysli szachisty plyna na innym poziomie niz mysli amatora: jego logika nie pozwala mu rozpatrywac mozliwych, ale niewlasciwych ruchow, bo je automatycznie wyklucza… Podobnie zdolny matematyk podczas konstruowania twierdzen nigdy nie bada falszywych tropow, tymczasem ludzie mniej utalentowani musza tak sie posuwac, od bledu do bledu.
– A pan nie popelnia bledow?
Munoz oderwal wzrok od obrazu i powoli zwrocil go na dziewczyne. W kacikach ust majaczyl mu cien usmiechu, ale pozbawionego sladu wesolosci.
– W szachach nigdy.
– Skad pan wie?
– Podczas gry czlowiek staje wobec nieskonczonosci mozliwych sytuacji. Czasami mozna zastosowac proste reguly, czasem trzeba sie uciec do innych regul po to, zeby stwierdzic, jaka prosta regula nalezy sie kierowac… Powstaja tez sytuacje nieznane, wtedy trzeba wyobrazic sobie nowe reguly, ktore zawra w sobie albo wyklucza dotychczasowe… Blad popelnia sie tylko przy wyborze tej czy innej zasady: w momencie decyzji. A ja wykonuje ruch tylko wowczas, gdy wyklucze wszelkie niewlasciwe reguly.
– Panska pewnosc siebie jest zdumiewajaca.
– Nie wiem dlaczego. W koncu z tego powodu panstwo mnie wybrali.
Rozlegl sie dzwonek do drzwi. To byl Cesar z ociekajacym woda parasolem i przemoczonymi butami. Przeklinal pogode i deszcz.
– Nie znosze jesieni, kochanie, przysiegam ci. Te mgly, wilgoc i caly arsenal innych niegodziwosci – westchnal i podal dlon Munozowi. – W pewnym wieku pory roku zaczynaja przypominac parodie samych siebie… Moge sobie czegos nalac? Glupstwa gadam. Oczywiscie, ze moge.
Sam nalal sobie spora porcje dzinu, wrzucil lod i cytryne i piec minut pozniej znow byl z nimi. Munoz rozlozyl kieszonkowe szachy.
– Wprawdzie nie dotarlem do posuniecia zbijajacego bialego skoczka – tlumaczyl – ale sadze, ze zainteresuja panstwa postepy, jakie do tej pory uczynilismy… – Odtworzyl za pomoca malenkich bierek sytuacje z obrazu. Julia zobaczyla, ze robi to z pamieci, nie patrzac ani na van Huysa, ani na szkic, ktory zabral z soba poprzedniego wieczoru, a teraz kladl wlasnie obok na stole. – Jesli panstwo pozwola, wytlumacze moje rozumowanie przy szukaniu poprzednich ruchow.
– Analiza wsteczna – dodal z zainteresowaniem Cesar i umoczyl usta w drinku.

– Otoz to – odparl szachista. – Bedziemy poslugiwali sie tym samym systemem zapisu, ktory wylozylem panstwu wczoraj – pochylil sie ku Julii ze szkicem w dloni i pokazal sytuacje na planszy:
– …Znajac pozycje poszczegolnych bierek – ciagnal Munoz – i wiedzac, ze wlasnie byl ruch czarnych, trzeba po pierwsze sprawdzic, ktora czarna bierka wykonala ten ostatni ruch. – Olowkiem wskazal obraz, nastepnie szkic, wreszcie uklad na prawdziwej szachownicy. – Zeby to zrobic, duzo latwiej jest wykluczyc te czarne bierki, ktore nie mogly sie ruszyc, bo sa zablokowane albo stoja na takim czy innym polu… Wyraznie widac, ze zaden z czarnych pionow na polach a7, b7 i d7 nie wykonal ruchu, poniewaz nadal zajmuja swoje pozycje wyjsciowe… Czwarty i ostatni pion, a5, tez nie mogl sie ruszyc, bo go blokuje bialy pion i jego wlasny, czarny krol… Mozemy dalej wykluczyc czarnego gonca c8, tez wciaz na pozycji wyjsciowej, bo goniec porusza sie po przekatnych, a na obydwu jego kierunkach stoja piony z tej samej druzyny, ktore dotad nie wykonaly posuniecia… Co zas sie tyczy czarnego skoczka z b8, tez nie zrobil ruchu, bo mogl tam przyjsc tylko z a6, c6 albo d7, a te pola sa zajete przez