Montegrifo popatrzyl na nia zagadkowo.

– We wszystkim?

– We wszystkim.

– Czyli ze szczesliwe z pani dziewcze.

– Moze i tak. Ale tez nie narzekam na brak pracy.

– Claymore ma sporo zlecen, ktore wymagaja pani umiejetnosci… Co pani na to?

– Ja na to, ze nie widze powodu, by o tym nie porozmawiac.

– Znakomicie. W ciagu paru dni moglibysmy odbyc bardziej zobowiazujace spotkanie.

– Jak pan woli. – Julia dlugo przypatrywala sie Montegrifowi. Czula, ze nie powstrzyma dluzej cisnacego jej sie na usta kpiacego usmiechu. – A teraz moze pan ze mna pogadac o van Huysie.

– Slucham?

Zgasila papierosa w popielniczce, splotla dlonie pod broda i pochylila sie nieco ku dyrektorowi.

– O van Huysie – powtorzyla, prawie literujac swoje slowa. – Chyba ze zamierza pan polozyc swoja dlon na mojej i powiedziec, ze jestem najpiekniejsza dziewczyna, jaka pan w zyciu widzial, albo cos rownie uroczego.

Montegrifo w ulamku sekundy odzyskal doskonale pewny siebie usmiech.

– Z rozkosza, ale takie rzeczy mowie dopiero po kawie. Nawet jesli pomysle o tym wczesniej. – I dodal: – To kwestia taktyki.

– Wobec tego porozmawiajmy o van Huysie.

– Porozmawiajmy. – Spojrzal na nia przeciagle i Julia z miejsca zorientowala sie, ze na przekor mimice w tych oczach nie bylo usmiechu, ale czujnosc i najwyzsza ostroznosc. – Dotarly do mnie, wie pani, pewne plotki… Ten nasz swiatek to jak podworko w kamienicy, wszyscy wszystkich znaja – westchnal jakby z wyrzutem wobec srodowiska, o ktorym mowil. – Zdaje sie, ze cos pani odkryla na tym obrazie. O ile mam wierzyc moim informatorom, jego wartosc znacznie przez to wzrasta.

Julia zdawala sobie sprawe, ze aby oszukac Montegrifa, nie wystarczy mina pokerzystki, ktora wlasnie przywolala na twarz.

– A kto panu naplotl takich bzdur?

– Wrobelki wycwierkaly. – Dyrektor domu aukcyjnego w zamysleniu poglaskal palcem prawa brew. – Ale mniejsza o to. Problem polega na tym, ze pani przyjaciolka, panna Roch, usiluje mnie szantazowac…

– Nie wiem, o czym pan mowi.

– Nie mam watpliwosci – Montegrifo caly czas sie usmiechal. – Przyjaciolka pani usiluje zmniejszyc prowizje Claymore'a, a podwyzszyc swoja… – Z twarzy bil mu absolutny obiektywizm. – Prawde mowiac, z legalnego punktu widzenia nic jej tego nie zabrania, bo mamy tylko ustna umowe. Moze ja zlamac i zwrocic sie do konkurencji w celu uzyskania lepszej prowizji.

– Gratuluje, jest pan niezwykle wyrozumialy.

– Jak pani widzi. Z tym ze moja wyrozumialosc nie zabrania mi jednoczesnej troski o interes mojej firmy…

– Domyslam sie.

– Nie bede owijal w bawelne, ze udalo mi sie namierzyc wlasciciela van Huysa, pana w sile wieku. Scisle rzecz biorac, wszedlem w kontakt z jego bratanica i jej mezem. Z zamiarem, czego tez nie bede ukrywac, przekonania rodziny, zeby zrezygnowala z uslug pani przyjaciolki jako posredniczki i zeby zamiast tego dogadala sie ze mna bezposrednio… Rozumie mnie pani?

– Doskonale. Chce pan wykiwac Menchu.

– Mozna to i tak ujac. Nie jest to okreslenie calkowicie nie na miejscu. – Przez opalone czolo przemknal mu cien nieznacznego cierpienia, jak u kogos, kto jest nieslusznie oskarzany. – Niestety pani przyjaciolka, kobieta przewidujaca, dala wlascicielowi papier do podpisania. Dokument, ktory zamyka mi droge do jakichkolwiek dzialan w tej sprawie… Co pani na to?

– Chyba podzielam panskie wrazenia. Nastepnym razem zycze wiecej szczescia.

– Dziekuje. – Montegrifo zapalil kolejnego papierosa. – Ale moze jeszcze nie wszystko stracone. Pani jest bliska przyjaciolka panny Roch. Moze udaloby sie pani naklonic ja do zawarcia przyjacielskiej ugody. Gdybysmy zespolili wysilki, moglibysmy wycisnac z tego obrazu fortune, ktora zadowolilaby i pania, i pani przyjaciolke, i Claymore'a, i mnie samego. Nie sadzi pani?

– Bardzo mozliwe. Ale dlaczego mowi pan o tym mnie, zamiast pogadac z Menchu…? Zaoszczedzilby pan na kolacji.

Mina Montegrifa miala wyrazac bezgraniczny smutek.

– Podoba mi sie pani, nie tylko jako towarzyszka przy stoliku restauracyjnym. Jesli mam byc szczery, to nawet bardzo. Jest pani kobieta nie tylko atrakcyjna, ale takze inteligentna i rozsadna… Mam wieksze zaufanie do pani mediacji niz do bezposrednich spotkan z pani przyjaciolka, ktora uwazam za osobe dosc, za przeproszeniem, frywolna.

– Podsumowujac – odezwala sie Julia – spodziewa sie pan, ze ja namowie.

– Bylbym… – dyrektor chcial starannie dobrac slowa.

– Bylbym w siodmym niebie.

– A co ja z tego bede miala?

– Naturalnie uznanie ze strony mojego domu aukcyjnego. Teraz i pozniej. Jesli chodzi o natychmiastowe beneficja, i nie pytam tu, ile spodziewala sie pani dostac za prace nad van Huysem, moge pani zagwarantowac sume dwukrotnie wyzsza. Oczywiscie w ramach zaliczki dwoch procent ostatecznej ceny, jaka Partia szachow osiagnie podczas aukcji. Poza tym jestem wladny zaoferowac pani kontrakt, na mocy ktorego zostanie pani szefowa dzialu konserwacji w madryckiej filii Claymore'a… I co pani na to?

– Bardzo kuszace. Tyle spodziewaja sie panstwo uzyskac na tym obrazie?

– Mamy juz potencjalnych kupcow w Londynie i Nowym Jorku. Przy odpowiedniej kampanii promocyjnej mozemy zrobic z tego najwieksze wydarzenie artystyczne od czasu aukcji sarkofagu Tutanchamona w Christie's… Sama pani rozumie, ze rowny udzial, jakiego domaga sie pani przyjaciolka, to lekka przesada. Jej zasluga bylo raptem znalezienie konserwatoria, i zaoferowanie nam obrazu. A reszta nalezy juz do nas.

Julia zamyslila sie, nie okazujac po sobie wielkiego wrazenia. Zreszta w ostatnich dniach bardzo zmienila sie skala wydarzen, ktore moglyby zrobic na niej wielkie wrazenie. Po paru chwilach spojrzala na prawa dlon. Montegrifa, ktora lezala na bialym obrusie bardzo blisko jej reki, i usilowala przeliczyc, ile centymetrow zdolala pokonac w ciagu ostatnich pieciu minut. Dostatecznie duzo, zeby odgwizdac koniec kolacji.

– Postaram sie – zapewnila go, biorac torebke. – Ale niczego nie moge obiecac.

Montegrifo pogladzil sie po brwi.

– Prosze sie postarac. – Jego kasztanowe oczy patrzyly na nia z wilgotna, aksamitna czuloscia. – Jestem pewien, ze sie pani uda, dla dobra nas wszystkich.

Przemawial glosem, w ktorym nie bylo cienia grozby, raczej blagalne cieplo, tak przyjazne i nieskazitelne, ze musialo zabrzmiec szczerze. Dyrektor ujal dlon Julii i zlozyl na niej delikatny pocalunek, ledwie muskajac ja ustami.

– Nie wiem, czy juz to pani mowilem – dodal cicho – ale jest pani niezwykle piekna kobieta…

Poprosila, zeby wysadzil ja niedaleko baru Stephan's, i poszla dalej piechota. O polnocy lokal otwieral swoje podwoje dla klienteli, o ktorej liczebnosc i elitarnosc zadbano dzieki wysokim cenom i surowo sprawdzanym kartom wstepu. Spotykal sie tam caly artystyczny Madryt: od bedacych przejazdem agentow zagranicznych domow aukcyjnych, polujacych na sredniowieczne retabulum albo wystawiona na sprzedaz prywatna kolekcje, przez wlascicieli galerii, badaczy, marszandow i dziennikarzy wyspecjalizowanych w sztuce, po znanych malarzy.

Zostawila plaszcz w szatni, machnela reka paru znajomym na powitanie i ruszyla korytarzem w kierunku stojacej w glebi otomany, gdzie zazwyczaj siadywal Cesar. I rzeczywiscie siedzial tam, z noga zalozona na noge, kieliszkiem w dloni i mlodym, pieknym blondynem u boku, z ktorym pograzony byl w serdecznej rozmowie. Julia doskonale wiedziala, ze Cesar palal szczegolna pogarda do lokali uczeszczanych przez homoseksualistow. To kwestia smaku, mawial, nie mieszac sie z zamknietym, ekshibicjonistycznym i nierzadko agresywnym swiatkiem,

Вы читаете Szachownica Flamandzka
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату