swojego towarzysza, ale odgadla, ze sie w nia wpatruje.
– Juz nie mozemy sie cofnac – odparla na pytanie, ktorego jej nie zadal, i w odpowiedzi uslyszala jego spokojny oddech. Po omacku odszukala dzwonek i nacisnela go raz. Jego dzwiek odplynal w glab mieszkania dalekim echem.
Po chwili doslyszeli zblizajace sie kroki. Odglos ustal na moment, po czym z wolna znow dal sie slyszec, duzo blizej, by wreszcie ucichnac na dobre. Po nieuchronnym przekreceniu zamka drzwi otworzyly sie wreszcie, zalewajac ich swiatlem, od ktorego przez chwile mruzyli oczy.
Julia popatrzyla na te tak dobrze znana postac, rysujaca sie na tle jasnego prostokata, i pomyslala, ze wcale nie zalezalo jej na takim zwyciestwie.
Odsunal sie, zeby ich przepuscic. Nie bylo widac, zeby nieoczekiwana wizyta wprawila go w zaklopotanie. Ograniczyl sie do eleganckiego zdziwienia, czego jedyna oznaka byl niepewny usmiech, ktory spostrzegla, gdy odwracal sie, zeby zamknac za nimi. Na wieszaku, ciezkim meblu edwardianskim z orzecha i brazu, wisialy plaszcz, kapelusz i parasol, z ktorych sciekaly krople wody.
Zaprowadzil ich do salonu dlugim korytarzem o misternie rzezbionym suficie. Sciany zdobila mala kolekcja dziewietnastowiecznych pejzazy sewilskich. Szedl przodem, co chwila odwracajac sie z mina uprzejmego gospodarza, i w tych momentach Julia na prozno usilowala odnalezc cokolwiek, co zdradziloby te druga osobowosc, ktora gdzies w nim przeciez siedziala, ukryta jak krazace widmo. Cokolwiek mialo sie wydarzyc, juz nigdy nie zdola o nim zapomniec. A przeciez, choc rozum wydobywal na swiatlo ostatnie zakamarki jej watpiacego umyslu, choc fakty pasowaly teraz jak elementy dobrze wykrojonej ukladanki, rzucajac na
Bez slowa dotarli do salonu, obszernego pokoju o suficie pokrytym pieknie wymalowanymi scenami klasycznymi – do tego dnia ulubionym fragmentem Julii bylo pozegnanie Hektora w zloconym helmie z Andromacha i synem. Tu, posrod gobelinow i obrazow wiszacych na scianach, antykwariusz zgromadzil swoje najcenniejsze skarby, ktore przez cale zycie zbieral wylacznie dla siebie, odmawiajac wystawienia ich na sprzedaz niezaleznie od oferowanej ceny. Julia znala je jak wlasne, lepiej niz przedmioty z domu rodzinnego czy nawet z jej obecnego mieszkania: oto obita jedwabiem sofa w stylu empire, na ktorej Munoz, pomimo zachecajacych gestow Cesara, nie zdecydowal sie usiasc, tylko stal obok z rekami w kieszeniach plaszcza i kamienna powaga na twarzy; oto sygnowany przez Steinera posazek fechtmistrza z brazu, w wyprostowanej postawie i z uniesionym dumnie podbrodkiem, spogladajacego wladczo na pokoj z wyzyn piedestalu postawionego na biurku holenderskim z konca osiemnastego wieku, gdzie, jak Julia siegala pamiecia, Cesar zawsze przegladal poczte; oto narozna gablota z epoki Jerzego IV, wypelniona wspanialym zbiorem grawerowanych sreber, ktore antykwariusz osobiscie polerowal co miesiac; oto wielkie obrazy, natchnione przez Boga, najblizsze sercu –
Munoz stal w milczeniu, okazujac na zewnatrz calkowity spokoj, aczkolwiek cos – moze sposob, w jaki stawial stopy na dywanie, moze sterczace na boki lokcie – wskazywalo, ze jest czujny, gotow stawic czolo wszelkim niespodziankom. Cesar z kolei przygladal mu sie z chlodnym, uprzejmym zainteresowaniem i tylko chwilami zwracal oczy ku Julii, jakby byla u siebie, a tylko Munoz, ostatecznie gosc w tym domu, musial sie wytlumaczyc z tak poznej wizyty. Julia pomyslala, ze zna Cesara jak siebie sama – tu natychmiast sie poprawila: znala go jak siebie sama – i antykwariusz z pewnoscia domyslil sie, ledwie otworzyl im drzwi, ze nie wpadli ot, tak, do trzeciego z paczki kumpli, ze cel odwiedzin jest znacznie powazniejszy. Pod plaszczykiem przyjaznej poblazliwosci, w jego usmiechu, a bardziej nawet w niewinnym spojrzeniu jasnoniebieskich oczu, dziewczyna dostrzegla czujne wyczekiwanie, nie wolne od ciekawosci i pewnego rozbawienia. Z takim samym wyrazem twarzy przed laty, gdy siedziala mu na kolanach, czekal, az Julia wypowie magiczne slowa, odpowiedzi na dzieciece zagadki, ktore zadawal dziewczynce ku jej wielkiej radosci: “Zlotem sie wydaje, srebrem nie jest…”. Albo: “Wpierw idzie na czterech lapach, potem na dwoch, wreszcie na trzech…”. I najpiekniejsza ze wszystkich: “Dostojny kochanek zna imie damy i kolor jej sukni…”.
Cesar wciaz patrzyl na Munoza. W te dziwna noc, w przycmionym swietle angielskiej lampy z pergaminowym abazurem, stojacej obok sztancy do ksiazek i rzucajacej wokol ukosne swiatlo i cienie, oczy antykwariusza nie baczyly na obecnosc Julii. Cesar nie unikal jej wzroku, bo kiedy tylko ich spojrzenia sie skrzyzowaly, patrzyl na nia szczerze i otwarcie, choc krotko, jakby nie mieli przed soba zadnych tajemnic. Mozna bylo odniesc wrazenie, ze kiedy Munoz juz powie, co ma do powiedzenia, i sobie pojdzie, na wszystko, cokolwiek zaistnialoby miedzy Cesarem a Julia, znalazlaby sie konkretna, przekonujaca, logiczna i ostateczna odpowiedz. Moze nawet wielka odpowiedz na wszystkie pytania, jakie w zyciu zadawala. Ale juz bylo za pozno i Julia pierwszy raz nie miala ochoty niczego wysluchiwac. Jej ciekawosc zaspokoil Bruegel Starszy swoim
Wszystko to bylo tak nierzeczywiste, ze Julia opadla na sofe z zapalonym papierosem, skrzyzowala nogi, a lokiec polozyla na tylnym oparciu. Stalo przed nia dwoch mezczyzn, usytuowanych podobnie jak w scenie na zaginionym obrazie. Munoz po lewej, na wzorzystym, bardzo starym pakistanskim kobiercu, wyblaklym ze starosci, na ktorym zachowaly sie tylko piekne czerwienie i ochry. Szachista – teraz nie jest juz jedynym graczem, jak pomyslala z dziwna satysfakcja – ciagle w plaszczu, spogladal na antykwariusza, z lekko przekrzywiona glowa i tym holmesowskim wyrazem twarzy, ktory dodawal mu godnosci, podkreslonej jeszcze spojrzeniem zmeczonych oczu, pochlonietych obserwacja przeciwnika. Ale Munoz, nie patrzyl na Cesara jak zadowolony zwyciezca. W jego wzroku nie bylo tez wrogosci ani tak zrozumialych w zaistnialej sytuacji podejrzen. Bylo natomiast naprezenie, widoczne takze w napietych miesniach koscistej szczeki, co zdaniem Julii wynikalo z faktu, ze szachista wreszcie mogl przyjrzec sie rzeczywistej postaci wroga po tylu dniach walki z jego postacia idealna. Bez watpienia analizowal poprzednie bledy, odtwarzal posuniecia, przyporzadkowywal im zamiary. Wygladal jak uparty, oglupialy gracz, ktory rozegrawszy blyskotliwa partie, jest w stanie myslec tylko o jednym: jakim cudem przeciwnik zdolal sprzatnac mu piona na jakims zapadlym, niewaznym polu.
Cesar stal po prawej, a dzieki siwiznie i jedwabnemu szlafrokowi przypominal elegancka postac z komedii z poczatkow stulecia: spokojny, dystyngowany, pewny siebie, swiadom, ze dywan, po ktorym stapa jego rozmowca, ma dwiescie lat i jest jego wlasnoscia. Julia zobaczyla, jak wsuwa dlon do kieszeni, wyjmuje paczke papierosow ze zloconym filtrem i wklada jednego w fifke z kosci sloniowej. Zbyt niezwykla byla to scena, zeby nie miala zapisac sie w jej pamieci: dekoracja z ciemnych, slabo oswietlonych antykow, sufit pokryty smuklymi postaciami mitologicznymi, starzejacy sie, elegancki, dziwaczny dandys i chudy, zaniedbany facet w pomietym plaszczu, zwroceni do siebie twarzami, mierzacy sie wzrokiem w milczeniu, jakby w oczekiwaniu, ze ktos, na przyklad sufler, schowany w ktoryms z zabytkowych mebli, nagle da sygnal do rozpoczecia ostatniego aktu. Juz w momencie, kiedy odkryla znajome rysy na twarzy mlodzienca patrzacego w obiektyw z cala powaga swoich pietnastu czy szesnastu lat, Julia przewidziala, ze kluczowa scena tak mniej wiecej bedzie wygladac. Przezywala cos na ksztalt deja vu. Znala to zakonczenie, brakowalo tylko ochmistrza w pasiastej liberii – ktory by wszedl i oznajmil, ze wieczerza gotowa – aby wszystko przybralo wymiar groteski. Popatrzyla na swoich ulubionych