Postanowila przestac o tym myslec i z jeszcze wiekszym zapalem zabrala sie do porzadkow. Omijala wzrokiem zaryglowane drzwi, ale chyba dlatego tym bardziej ja wabily i przyciagaly. Zdawalo jej sie, ze slyszy zachecajace wolanie: „Chodz, otworz zamki! Moze ci sie uda!”

Odwrocila sie sila woli i czym predzej zakonczyla sprzatanie, po czym wybiegla, jakby gonil ja sam diabel, omal nie przewracajac sie o prog.

Popoludniami na ogol sie tak ukladalo, ze od obiadu do kolacji Catharina nie miala co robic. Upewniwszy sie, ze nikt nic od niej nie potrzebuje, dziewczyna wyszla na dwor. Poniewaz nie wypadalo, by pokojowka spacerowala po parku, ruszyla goscincem w strone zabudowan sluzby.

Dzien byl piekny, wiosenny. Catharina slyszala bzyczenie owadow i ptasi chor w koronach drzew. Cieleta wypuszczone na pastwisko podskakiwaly radosnie.

Na lawce przed domem, oparty o nasloneczniona sciane, siedzial nad szachownica maly Joachim i najwyrazniej rozgrywal partie z wyimaginowanym przeciwnikiem.

Catharina ostroznie podeszla blizej. Szachownica byla naprawde piekna, zapewne otrzymal ja od mieszkancow palacu. Ubrania chyba tez, bo wygladal schludniej i porzadniej niz pozostale dzieci sluzby i robotnikow dworskich. Najwyrazniej Jarncronowie interesowali sie nim szczegolnie, wszak byl synem zarzadcy.

– Witaj! – odezwal sie chlopiec, rozpoznajac Catharine. – Umiesz grac w szachy?

– Umiem – odpowiedziala z ociaganiem. – Tak mi sie przynajmniej wydaje.

– Naprawde? – ucieszyl sie. – Zagralabys ze mna? Tak nudno sie gra z soba samym, a moja mama nie potrafi.

Usiadla naprzeciwko, pomyslawszy sobie, ze chyba nikt nie wezmie jej za zle, iz rozweseli troche chore dziecko.

– Jak sie czuje twoj ojciec? – zapytala.

Joachim popatrzyl na nia, jakby w pierwszej chwili nie rozumial, o co jej chodzi.

– A, ojciec – usmiechnal sie w koncu. – Dziekuje, noga sie goi, choc on okropnie narzeka.

– To typowe dla silnych mezczyzn. Uwazaja, ze nikt nie cierpi bardziej od nich.

Chlopiec rozesmial sie.

– Rzeczywiscie, tez to zauwazylem – odpowiedzial.

Obserwowala go katem oka, kiedy ustawiali figury na szachownicy. Byl sliczny i bardzo bystry. Czarujaco zawstydzony, a zarazem szczery i otwarty. Otworzyly sie drzwi i wyjrzala jego matka, kobieta dosc bezbarwna, ale gdy zobaczyla, ze graja, cofnela sie, ze zdziwienia marszczac brwi.

Catharina nie miala najmniejszego zamiaru wypytywac chlopca o jego kontakty z mieszkancami palacu. Pragnela jedynie przyjrzec sie dziecku, nad ktorym zarowno Malcolm, jak i Tamara rozpostarli opiekuncze skrzydla. Faktycznie potrzebowal opieki, z bliska dopiero mogla ocenic rzeczywisty stopien jego kalectwa. Bylo gorzej, niz sadzila, bo oprocz tego, ze mial garb, nie poruszal jedna reka. Ale za to byl bardzo pogodny i w czasie gry czesto sie smial.

– Ha! Ha! – zagrzmiala Catharina grubym glosem. – Porywam twoja krolowa! – I uniosla dramatycznie reke nad stolem.

Rozbawiony chlopiec zasmiewal sie do utraty tchu.

– Widze, Karin, ze potrafisz grac w szachy – uslyszala naraz za plecami szorstki glos Malcolma.

Ujrzawszy nad soba surowe oblicze dziedzica, poderwala sie gwaltownie i dygnela.

– Tak, ja… – jakala sie – czesto musialam grac z pania, u ktorej pracowalam poprzednio, i troche sie nauczylam. A poniewaz teraz mialam wolna chwile…

– Grasz znakomicie – pochwalil dziewczyne, utkwiwszy wzrok w szachownicy. – Bedziemy musieli kiedys rozegrac partie – dodal i odszedl w strone palacu.

Catharina popatrzyla zdruzgotana na Joachima.

– Pan Malcolm chyba byl niezadowolony – rzekl chlopiec przestraszony.

– Tak – potwierdzila dziewczyna. – Wydaje mi sie, ze powinnismy juz konczyc. Nikt nie wygral.

– Przyjdziesz jeszcze kiedys?

Wzruszyla sie, slyszac w jego glosie niema prosbe.

– Nie wiem, Joachimie, ale postaram sie. Teraz jednak musze sie spieszyc.

Wracala parkowa aleja, bijac sie z myslami. Tak dluzej nie moze trwac. Nie wolno mi oklamywac tych zacnych ludzi, udawac kogos innego. Poczula obrzydzenie do samej siebie.

– Wszystko to falsz i oszustwo – mruczala pod nosem.

Najprosciej byloby wyjechac, ale tchorzostwo nie lezalo w charakterze Cathariny. Nie chcac dodatkowo pogarszac sytuacji, ktora i tak juz uwazala za okropna, postanowila wszystko wyjasnic.

W holu natknela sie na Malcolma i pania Tamare, ktora stala wyprostowana jak struna, a na jej twarzy malowala sie powaga.

– Karin, chodz tu, prosze – powiedziala.

Catharina poslusznie wykonala polecenie.

– Pan Malcolm powiedzial mi, ze bawilas sie z Joachimem.

– Tak, prosze pani. Nie sadzilam, ze postepuje niewlasciwie.

Nie zmieniajac wyrazu twarzy, wdowa ciagnela dalej:

– Przedyskutowalismy to wlasnie. Pan Malcolm twierdzi, ze twoja obecnosc pozytywnie wplywa na chlopca. Od dzis wiec czas poobiedni bedziesz wykorzystywac na zabawy z Joachimem.

– Dziekuje! – rzekla Catharina, nie posiadajac sie ze zdumienia. – Uczynie to z najwieksza radoscia. To taki mily i madry chlopiec.

Pani Tamara skinela glowa, ale z wyrazu jej twarzy Catharina wyczytala, ze znow zachowala sie niezgodnie z obowiazujacymi konwenansami. Jednak wdowa bez slowa odwrocila sie i udala do salonu.

– Panie Malcolmie – odezwala sie Catharina, przelknawszy sline i nabierajac powietrza w pluca. – Czy mozemy porozmawiac w cztery oczy?

– Oczywiscie, Przejdzmy do mojego gabinetu – odpowiedzial po chwili namyslu i zmarszczyl czolo, zdziwiony, ze nowa sluzaca pozwala sobie na tak wiele swobody.

Otworzyl drzwi do pokoju, do ktorego mial wstep tylko on i zarzadca, i przepuscil dziewczyne przodem. W pomieszczeniu wypelnionym po brzegi ksiazkami i zepsutymi narzedziami unosil sie lekki odor obory.

Catharina na co dzien nie robila tu porzadkow, bo, jak ja uswiadomiono, byl to pokoj typowo meski. Weszla do srodka tylko raz: po torbe z opatrunkami.

– Slucham, o co chodzi? – Malcolm spojrzal wyczekujaco, sadzac zapewne, ze chce porozmawiac o Joachimie.

– Panie Malcolmie, nie prosze o panskie wybaczenie, bo na nie nie zasluzylam. Prosze jednak o wyrozumialosc w tej tak trudnej dla mnie sytuacji. W tym wszystkim wlasciwie nie chodzilo mi tyle o siebie, co o moje siostry…

– O czym ty, na milosc boska, mowisz, Karin?

Zorientowala sie, ze powinna zaczac od poczatku.

– Oszukalam pana i bardzo mi przykro z tego powodu. Nie mam na imie Karin, lecz Catharina… Catharina Borg.

Na twarzy Malcolma odmalowalo sie przerazenie. W jednej chwili znalazl sie przy niej i zakryl dlonia jej usta.

– Ciii… – wyszeptala – Nie tutaj.

Dopiero gdy uznal, ze minal pierwszy szok, zdjal z jej ust ciepla, mocna dlon.

– Zejdz do piwnicy – szeptal dalej. – Klucz wisi za kuchennymi drzwiami. Spotkamy sie na dole, ale ja na wszelki wypadek zejde innymi schodami. Tak bedzie bezpieczniej. – Potem wyprowadzil ja z pokoju i w holu rzucil glosno: – Tym razem, Karin, wybaczam ci. Ale prosze, by sie to wiecej nie powtorzylo.

– Tak, prosze pana – odpowiedziala pokornie i ze zdziwiona mina patrzyla, jak znika w salonie.

Spodziewala sie gwaltownej reakcji z jego strony na wiadomosc, ze zostal oszukany. Zaskoczyl ja jednak calkowicie. Ten strach w jego oczach!

Moze zatail, ze jest zareczony z dziewczyna, ktora czeka na niego od wielu lat?

Вы читаете Tajemnice Starego Dworu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату