Malcolm w odruchu bezsilnosci odchylil glowe i przymknal oczy.

– Och, Catharino, kiedy mysle o tym, co sie stanie z Markanas, chwilami ogarnia mnie czarna rozpacz. A teraz, gdy juz wiem, czego zostalem pozbawiony, bedzie mi jeszcze gorzej.

– Wzruszyles mnie – szepnela.

– Wyznalem ci tylko szczera prawde. Sprobujemy wspolnie znalezc jakies wyjscie z tej beznadziejnej sytuacji, musimy pomoc twoim siostrom. Niczemu nie zawinily, wiec dlaczego mialyby cierpiec. Zreszta ty takze.

– A co z toba? Przeciez i ty zaslugujesz na inny los – wyszeptala Catharina.

Uscisnawszy jej ramie powiedzial:

– Wiesz, poczulem ulge. Wprawdzie nie moge ci wyjawic prawdziwego powodu mojej decyzji z uwagi na kogos, kogo ta sprawa rowniez dotyczy, ale czuje, ze zyskalem w tobie sprzymierzenca.

– Mozesz zawsze na mnie liczyc – zapewnila go stlumionym ze wzruszenia glosem. – Co mozemy uczynic?

– Od wielu lat sie nad tym zastanawiam – westchnal ciezko. – Ale porozmawiamy o tym wieczorem. Och, nie, calkiem zapomnialem, dzis wieczorem musze byc na jakims nudnym zebraniu i wroce pozno. A jutro nie bedzie mnie przez caly dzien, bo zaczely sie juz wiosenne prace w polu. Moze wiec umowimy sie na jutrzejszy wieczor? Dam ci znak!

Potwierdziwszy skinieniem glowy, ze sie zgadza, rozstala sie z Malcolmem i wrocila do swych codziennych obowiazkow. Na szczescie nikt nie zauwazyl jej chwilowego znikniecia.

Serce rozsadzala jej radosc, bo Malcolm okazal sie bardziej przyjazny, niz przypuszczala. Zyskala pewnosc, ze jest wspanialym czlowiekiem, choc w zwiazku z tym jego decyzja wydawala sie Catharinie jeszcze bardziej niezrozumiala.

Jaka to straszna tajemnice probowano ukryc we dworze Markanas?

Wieczorem, tuz przed zasnieciem, uslyszala na strychu czyjes kroki.

Strych podzielony byl na trzy czesci. W jednej, nad gmachem glownym, przechowywano, jak to zwykle w takim miejscu, stare rupiecie. Nad skrzydlami palacu miescily sie pokoje dla sluzby. Kiedy Catharina przybyla do Markanas, wszystkie pokoje na poddaszu w czesci nad sypialniami domownikow byly zajete. Skierowano ja wiec do drugiego, zupelnie pustego skrzydla. Obiecano jej, ze z czasem zamieszkaja tam kolejni pracownicy. Nie ukrywala, ze pragnela, by nastapilo to jak najpredzej. Przerazala ja bowiem swiadomosc, ze jest zupelnie sama nad wielka sala balowa, w ktorej panowala niepodzielnie okrutna Agneta Jarncrona, od lat terroryzujaca mieszkancow dworu.

A moze ona krazy podziemnymi korytarzami i tylko czasami nawiedza pokoj Malcolma przez tajemnicze drzwi? zastanawiala sie Catharina.

Ciekawe, gdzie wlasciwie znajduje sie grob tej moznej damy? Na ogol szlacheckie rody maja rodzinne krypty w pobliskich kosciolach. A moze w przepastnych lochach tego starego dworu stoja trumny ze szczatkami przodkow, a szczegolnie ta jedna, w ktorej spoczywa Agneta? Chyba nie odwaze sie tego sprawdzac, pomyslala. Uff… Czemu nekaja mnie takie mysli, mimo ze uporczywie je od siebie odsuwam?

Silny wiatr uderzal gwaltownie i pogwizdywal pod okapem, choc do uszu dziewczyny docieraly takze inne odglosy…

Catharina lezala w lozku, nie mogac zmruzyc oka, gdy nagle uslyszala, ze cos sie poruszylo. Zrazu wydawalo sie jej, ze to szczury, i wzdrygnela sie z obrzydzeniem, ale kiedy po chwili rozpoznala odglos ludzkich krokow, oblal ja zimny pot.

Ktos podszedl do drzwi.

Moze to przyszla panna Inez, by mnie powiadomic, jakie prace mam wykonac jutro rano, zastanawiala sie.

Ale nie, panna Inez przeciez by sie nie skradala.

Catharina zamarla, lezala cicho jak trusia, choc serce omal nie wyskoczylo jej z piersi.

To na pewno Agneta Jarncrona! myslala w poplochu. Ktoz inny krazylby po uspionym domu, zagladajac w kazdy zakamarek? A moze udalo jej sie wysledzic, kim jest nowa sluzaca, i nie spodobalo jej sie pojawienie kolejnej potencjalnej pani Markanas? Moze Catharina zdazyla popasc w nielaske?

Przed drzwiami na moment ucichlo, slychac jedynie bylo tlumiony oddech. Czy duchy oddychaja? Chyba jedynie wowczas, gdy chca kogos przestraszyc. Cos zaszelescilo… szeroka jedwabna suknia z siedemnastego wieku? Nie, znow slychac oddech przy dziurce od klucza.

Catharina zastanawiala sie goraczkowo, czy przekrecila klucz w zamku. Pewna nie byla, ale wydawalo sie jej, ze tak.

To absurd, zganila siebie w myslach. Przeciez duchy potrafia przenikac przez mury!

Och, czemu to serce bije tak mocno, jeszcze zdradzi moja obecnosc!

Na szczescie swiatlo w pokoiku miala zgaszone i przez dziurke od klucza nic nie dalo sie podejrzec. Marna to pociecha, ale zawsze jakas.

Rzeczywiscie, tajemnicza istota za drzwiami wyraznie zrezygnowala. Po chwili kroki sie oddalily.

Catharina odetchnela gleboko, drzac na calym ciele.

Moze powinna zawolac: „Kto tam?” Niestety, sparalizowana strachem, nie byla w stanie tego uczynic, jakby jakas niewidzialna sila zawladnela nia bez reszty i pozbawila woli.

Naraz przyszlo jej do glowy, ze to moze Malcolm sprawdzal, czy sie jeszcze nie polozyla, a poniewaz zobaczyl, ze jest ciemno, odszedl, nie chcac jej budzic.

Niemozliwe, kroki zdecydowanie nie nalezaly do mezczyzny. Tak lekko stapac mogla tylko kobieta. Zreszta Malcolm nie patrzylby przez dziurke od klucza.

Zaskrzypialy drzwi na dole i Catharina uslyszala znajomy glos panny Inez:

– Elsbeth? Czy to ty?

Cisza. Ale zaraz potem glos rozlegl sie znow, tym razem blizej schodow.

– Elsbeth! – wolala surowo panna Inez, a w jej glosie wyczuwalo sie strach.

A potem zalegla cisza.

Dlugo jeszcze Catharina nie mogla zasnac, mimo ze byla smiertelnie zmeczona. Lezala, nasluchujac, i rozmyslala o okrutnej Agnecie. Przypomniala sobie spojrzenie, jakim ja obrzucila dama z portretu, gdy opuszczala sale balowa…

Nazajutrz okazalo sie, ze zupelnie niepotrzebnie tak sie jej bala. Wszak duchy nie zostawiaja kartek z nieprzyzwoitymi rysunkami, a taka znalazla rankiem pod drzwiami. Zrozumiala, co oznaczal szelest, jaki slyszala w nocy. Na kartce znow byl narysowany mezczyzna i kobieta, choc tym razem z mniejsza dokladnoscia anatomiczna. Pod postacia mezczyzny widniala litera „M”, zas pod postacia kobiety napisane bylo dziecinnym nieporadnym pismem „ja”. Catharina skrzywila sie ze wstretem i odwrocila kartke. Na odwrocie znajdowal sie podpis: „Karin”. Pod spodem zas krotka informacja: „On jest moj. Trzymaj sie z daleka, ty dziwko!” i jeszcze podpis: „Agneta Jarncrona”, z bledem w imieniu.

Catharina zmiela ohydny papier, by go natychmiast wyrzucic. Coz innego mogla zrobic? Za nic w swiecie nie pokazalaby go Malcolmowi. Umarlaby raczej ze wstydu. A nie miala tu nikogo innego, komu by mogla sie zwierzyc.

A moze powiedziec o tym pannie Inez? przemknelo jej przez glowe, ale natychmiast porzucila te mysl. Co prawda panna Inez odnosila sie do niej dosc przychylnie, ale wtajemniczajac ja, Catharina dzialalaby za plecami Malcolma, a tego wolala uniknac.

Zdecydowanym ruchem podarla kartke na drobne kawaleczki i wrzucila do pieca. W jednej chwili zamienily sie w popiol.

Ale nieprzyjemne wspomnienie nocnych wydarzen nie opuszczalo jej przez caly dzien. Pilnie wywiazywala sie ze swych obowiazkow i wykonywala wszelkie prace bez zarzutu. Gdy ktos pociagnal za dzwonek, zjawiala sie natychmiast uprzejma i grzeczna, choc pelna leku, ze wszyscy widza, jak nienaturalny jest jej usmiech.

Po poludniu, kiedy wracala ozywiona od Joachima, z ktorym rozmowy zawsze poprawialy jej humor, natknela sie na Malcolma, kierujacego sie do budynkow gospodarskich. Tego dnia widziala go po raz pierwszy. Silny wiatr zdmuchnal mu wlosy z czola i Malcolm wydal sie Catharinie jeszcze przystojniejszy niz zazwyczaj.

Dygnela, a on rzucil przelotem:

– Dobrze, zachowuj sie tak, jakby sie nic nie wydarzylo. Jej oczy sledza nas z bocznego skrzydla –

Вы читаете Tajemnice Starego Dworu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату