powiedzial.
Boczne skrzydlo? Catharina zadrzala, patrzac w okna sali balowej. Pospiesznie odwrocila wzrok, przypomniawszy sobie swidrujace oczy Agnety.
Czyzby Malcolm naprawde wierzyl w zla moc tej damy? Jego strach sprawil, ze przerazila sie jeszcze bardziej.
Uderzenie wiatru porwalo niewielka druciana klatke dla kurczat, na szczescie pusta. Niesiona alejka, uderzyla o sciane. Dziewczyna chwycila ja i odniosla na miejsce przy oborze.
Catharina nie obawiala sie, ze ktos, kto podrzucil list, odkryl jej zwiazek z dziedzicem. Ale nie miala zadnych watpliwosci, ze ta osoba nie jest calkiem przy zdrowych zmyslach i ma obsesje na punkcie Malcolma. Gotowa jest usunac z drogi kazdego, kto sie tylko do niego zblizy.
Dziewczyna wygladzila wlosy i weszla do palacu. W holu uslyszala rozdrazniony glos pani Tamary, dobiegajacy z salonu. Z tlumionym gniewem mowila:
– I co z tego, ze rozmawiam z Malcolmem? Czy mi nie wolno?
– Zabraniam wam potajemnie szeptac! – krzyknela Elsbeth i dodala z pretensja: – Nic was nie obchodze. Myslicie tylko o sobie.
– Doskonale wiesz, ze to nieprawda. I powtarzam ci, Elsbeth, po raz ostatni. Zostaw Malcolma w spokoju i nie wtracaj sie do jego spraw! Ma prawo sam wybierac sobie przyjaciol. Wiesz dobrze, ze cie bardzo kocha i zawsze mial do ciebie anielska cierpliwosc.
– Tak, wiem – powtorzyla Elsbeth z dzieciecym uporem. – Sam mi to powiedzial! Ale za duzo czasu spedzacie ze soba. Stanowczo za duzo. Ty, mamo, ciagle sie za nim uganiasz.
– Milcz, Elsbeth – odrzekla matka zbolalym glosem. – Co tez ci przychodzi do glowy?
Elsbeth wybuchnela placzem i wybiegla z salonu. Jej blekitne oczy tonely we lzach. Kiedy mijala Catharine, zawolala:
– Ona jest szalona! Zazdrosna o wszystko, wrecz niebezpieczna! – i zniknela.
Catharina zlapala sie na tym, ze bezwstydnie podsluchiwala. Kiedy obejrzala sie za wybiegajaca dziewczynka, z salonu wyszla pani Tamara. Na jej pobladlej twarzy malowalo sie napiecie.
Silac sie na obojetny ton, zwrocila sie do sluzacej:
– O, jestes wreszcie, Karin. Czas podawac do obiadu!
Catharina dygnela i skierowala sie w strone kuchni. Z trudem koncentrowala sie na slowach kucharki, bo myslami krazyla wokol zaslyszanej rozmowy.
W tym palacu rozgrywal sie jakis dramat, milosny trojkat. Jakie jednak uczucia byly tu wplatane? Czy Elsbeth pragnela miec matke wylacznie dla siebie, czy tez chciala jako jedyna obdarzac Malcolma uczuciem? A moze pani Tamara byla zazdrosna o swa dorastajaca corke? Catharina ciagle nie mogla sie zorientowac, ile wlasciwie lat ma Elsbeth. Czy jest starsza, niz by to zdradzal jej wyglad, czy tez nad wiek dojrzala?
I jaka jest w tym wszystkim rola Malcolma? Catharine mocno poruszyly pretensje dziewczynki do matki o nadmierne zainteresowanie jedynym w tym domu mezczyzna. Czy byl to jedynie wymysl chorej wyobrazni dziecka, obawiajacego sie utraty swej uprzywilejowanej pozycji, czy moze tkwilo w tych zarzutach ziarenko prawdy?
Malcolm wspominal mimochodem o niezdrowej atmosferze panujacej wokol jego osoby. Ale twierdzil, ze nic nie moze zrobic, bo ma zwiazane rece, choc nie chcial wyjawic, dlaczego.
Catharine przeszly dreszcze, bo nagle cala ta sytuacja wydala jej sie bardzo nieprzyjemna.
Zastanawiala sie tez, co z tym wszystkim ma wspolnego Agneta Jarncrona, dziedziczka Markanas sprzed dwustu lat. No i czemu drzwi w pokoju Malcolma sa tak starannie zaryglowane?
Chcac otrzasnac sie z dreczacych ja mysli, przypomniala sobie popoludnie spedzone z Joachimem. Chlopiec sie bardzo do niej przywiazal i cieszyl sie, kiedy przychodzila sie z nim pobawic. Jego matka, zona zarzadcy, byla prosta, ale mila kobieta. Z wdziecznoscia odnosila sie do Cathariny. Joachim, najstarszy sposrod rodzenstwa, byl bardzo samotnym dzieckiem. Nielatwo bylo go zajac. Matka wspomniala, ze pan Malcolm w wolnych chwilach staral sie przerabiac z chlopcem lekcje, gdyz kalectwo uniemozliwialo Joachimowi nauke w szkole. Na prosbe Malcolma rowniez pani Tamara otoczyla chlopca szczegolna opieka. A bylo to niezwykle inteligentne i uzdolnione dziecko, tak jakby natura postanowila zrekompensowac mu fizyczne braki.
Catharina poczula cieplo w sercu. Swiadomosc, ze sprawia sie komus radosc, ze jest sie potrzebnym, kazdego czlowieka podnosi na duchu. A przy tym ten chlopiec zaskakiwal ja swoja wiedza. Chwilami wrecz nie nadazala za biegiem jego mysli, ale nie dawala tego po sobie poznac. Za nic w swiecie nie przyznalaby sie do porazki. Zreszta wlasnie ta cecha charakteru przywiodla ja do Markanas.
Przy nakrywaniu stolu poplamila sokiem fartuszek, wiec szybko pobiegla do swego pokoju po czysty. Na pietrze zatrzymala sie gwaltownie, bo oto od strony sypialni doszedl ja niepokojacy odglos. Wsluchiwala sie przez chwile w rozdzierajacy placz ktorejs z kobiet. Po chwili namyslu odeszla, uznajac, ze gdyby ona znalazla sie na miejscu rozpaczajacej, nie zyczylaby sobie pociechy ze strony sluzby.
Kiedy potem podawala do stolu, dokladnie przyjrzala sie obecnym. Bez trudu odgadla, ktora z kobiet plakala – byla to pani Tamara…
Catharina zastanawiala sie, w jaki sposob Malcolm zamierza powiadomic ja o spotkaniu. A moze o wszystkim zapomnial? Albo, co gorsza, zalowal tego, co jej wyznal, i bedzie jej unikal?
Jednak kiedy mijali sie przy drzwiach salonu po podaniu wieczornej herbaty, wsunal jej dyskretnie do reki karteczke. Catharina ciagle nie pojmowala, dlaczego Malcolm zachowuje sie w taki sposob… Czyzby byl przesadny? Chyba nie wierzyl, ze Agneta Jarncrona nadal patrzy i nasluchuje z kazdego zakamarka?
Ale liscik Malcolma bardzo ja uradowal. Kiedy znalazla sie sama w spizarni, rozwinela karteczke i przeczytala wiadomosc:
O wpol do jedenastej? Tak pozno? Jak ja wytrzymam, zeby nie zasnac, zastanawiala sie Catharina, ktora wieczorami bywala taka zmeczona, ze doslownie padala z nog. Wiedziala jednak, ze Elsbeth nie kladzie sie do lozka wczesniej niz o wpol do dziesiatej, a matka musi wowczas takze isc do sypialni. Dziewczynka bowiem nie mogla scierpiec, ze cos sie dzieje pod jej nieobecnosc. Panna Inez takze przylaczala sie do nich.
Malcolm wiec chcial miec pewnosc, ze kiedy spotka sie ze sluzaca, wszystkie wspolmieszkanki dworu beda juz spac.
ROZDZIAL VI
Ale wieczor nie uplynal im tak, jak zaplanowali.
Rodzina zasiadla do herbaty, Catharina zas stanela dyskretnie z boku, gotowa w kazdej chwili usluzyc, gdyby zostala o to poproszona. Wszyscy z niepokojem nasluchiwali szalejacej za oknami wichury. Od Baltyku rozkolysanego wiosennym sztormem przewalal sie przez rownine Ostergotland prawdziwy huragan. Stary palac trzeszczal w spojeniach.
Catharina rzucila zatrwozone spojrzenie na Malcolma, ale jego widoczne zdenerwowanie spotegowalo jeszcze niepokoj dziewczyny.
– W czasie ostatniej wichury zerwalo dachy w czworakach – mruknal.
– Pamietam – westchnela pani Tamara. – Coz to byl za zywiol!
Elsbeth wstala od stolu i podeszla do okna.
– Spojrzcie na ksiezyc – odezwala sie zafascynowana. – Gna gdzies miedzy chmurami. O, teraz zniknal… Nie, znowu swieci! Na dworze jest cudownie, wiatr szarpie drzewa, omal ich nie wyrywajac z korzeniami, unosi w gore wszystko, co da sie porwac z ziemi. O, znow sie sciemnilo niczym w grobie.
W blekitnych oczach dziewczynki czailo sie dziecinne zdumienie nad silami przyrody, ale nie okazywala strachu, raczej zachwyt.
– Usiadz, prosze, Elsbeth! – upomniala corke pani Tamara. – Jest juz dostatecznie strasznie. Nie wywoluj wiec zlych mocy.
Ledwie skonczyla mowic, rozleglo sie glosne walenie w drzwi frontowe. Wszyscy odruchowo zwrocili wzrok ku Catharinie, wiec poszla otworzyc. Swiadomosc, ze w salonie siedzi Malcolm, dodala jej odwagi, inaczej pewnie by sie zawahala.