A moze… Zadrzala zalekniona, ze przyczyna moze byc calkiem inna…
ROZDZIAL V
Zdumiona Catharina przekradla sie z lekiem do kuchni. Nie zauwazona przez nikogo wziela klucze i ze swiecznikiem w rece zeszla do piwnicy.
Zatrzymala sie na dole, bo nagle przypomnialy jej sie slowa Elsbeth: „Malcolm dokladnie zamyka drzwi, zeby okropny upior nie wydostal sie z piwnicy”. Ciekawe, gdzie teraz krazy duch despotycznej dziedziczki sprzed dwustu lat? pomyslala i ciarki przeszly jej po plecach.
Naraz uslyszala wyraznie odglos krokow i w odruchu przerazenia omal nie rzucila sie do ucieczki. Ale lagodny glos Malcolma, ktory poprosil, by poszla za nim, przywrocil jej rownowage. Ruszyli dlugim korytarzem, gdzie czuc bylo stechlizne, a gdzieniegdzie nawet kapala ze scian woda, az dotarli do ciezkich masywnych drzwi. Kiedy Malcolm je otworzyl, okazalo sie, ze to piwniczka, w ktorej przechowuje sie wina.
– Teraz mozesz mowic. Tutaj nikt nas nie uslyszy – powiedzial. – Czy naprawde jestes Catharina Borg? Co to wszystko ma znaczyc?
– Tak, powinnam powiedziec panu o tym wczesniej. Doprawdy wstyd mi, ze ucieklam sie do podstepu.
– Ale dlaczego? Wytlumacz mi, czemu podalas sie za kogos innego?
– A czy pozwolilby mi pan zostac, gdybym powiedziala, kim naprawde jestem?
– Nie – odrzekl i westchnal ciezko.
Catharina rozejrzala sie wokol. W slabym blasku swiec mignely rzedy butelek i kilka duzych gasiorow z winem. Malcolm oparl sie o pusta beczke, ktora zadudnila glucho.
– A wiec to ty – zaczal powoli. – Przyznaje, ze inaczej sobie ciebie wyobrazalem.
– No coz – powiedziala matowym glosem. – Rozumiem panskie rozczarowanie, moje siostry slyna z urody… Zreszta, przybywam wlasnie z ich powodu.
– Wspominalas o tym, ale, prosze, mow mi po imieniu, przynajmniej gdy jestesmy sami. No, co wspolnego maja z tym wszystkim twoje siostry?
– Moi rodzice sa dosc konserwatywni, a przy tym naleza do wspolnoty religijnej, w ktorej obowiazuje niepodwazalna zasada, ze w rodzinie pierwsza musi wyjsc za maz najstarsza z corek.
Obserwowal ja uwaznie. W blasku dwoch swiec ustawionych na drewnianej beczce prezentowal sie wspaniale, jego bliskosc sprawiala dziewczynie wrecz fizyczny bol.
– Slyszalem juz kiedys o takich surowych zasadach – pokiwal glowa.
– A wiec siostry czekaly na mnie. Najstarsza z nich okolo pieciu lat, a pozostale tez mniej wiecej tyle samo. Kiedy otrzymalam panski… to znaczy twoj list, stchorzylam. Nie mialam odwagi wyznac im calej prawdy, przekreslic ich nadziei na wstapienie w zwiazek malzenski.
– Jak to, wiec one nie maja szans ulozyc sobie zycia?
– Wlasnie.
– Wielki Boze! – Malcolm zatopil sie w rozmyslaniach, a potem spytal bezradnie: – A czy ty nie moglabys…?
– Nie, nie mam nikogo – odpowiedziala z prostota. – Pozostaje jeszcze takie wyjscie, ze poslubie jakiegos starego wdowca, ktory dla pieniedzy zgodzi sie zostac moim mezem. Chyba w koncu tak uczynie, ze wzgledu na siostry…
– Nie – przerwal jej wyraznie poruszony. – Nie wolno ci tego robic. Nie tobie.
Popatrzyla na niego badawczo i rzekla z namyslem:
– Dla mnie nigdy nie istnial nikt poza tym, ktorego wybrali dla mnie rodzice. I wlasnie dlatego tu przyjechalam. Nie pragne zebrac o twa laske czy wspolczucie. Chce sie jednak dowiedziec, czym podyktowana byla twoja decyzja, by moc cos postanowic na przyszlosc. By znalezc z tej sytuacji wyjscie korzystne dla moich siostr. Poza tym… – glos jej sie zaczal lamac. – Balam sie, ze nie udzwigne tego wstydu…
Malcolm ukryl twarz w dloniach i rzekl:
– Jestem zrozpaczony, Catharino! Przez tyle lat ludzilem sie, ze wszystko sie jakos ulozy. Ale w koncu musialem spojrzec w oczy smutnej prawdzie, ze z tej sytuacji nie ma wyjscia. Nic sie nie zmieni, nawet gdybysmy czekali piecdziesiat lat. Ten okropny list napisalem ze wzgledu na ciebie. Zreszta zbieralem sie kilka miesiecy i wierz mi, ze spedzilem nad nim wiele bezsennych nocy.
Czekala, ze powie cos jeszcze, ale on zamilkl, wiec po dluzszej chwili odwazyla sie zapytac niesmialo:
– Czy moglbys mi powiedziec, dlaczego?
Odslonil twarz, ktora nagle wydala sie Catharinie blada i zmeczona, i pokrecil przeczaco glowa.
– Nie, Catharino. Nie moge. Wyznam ci jedynie, ze w Markanas czyha na ciebie smiertelne niebezpieczenstwo. Wlasnie na ciebie.
– Gdybym zostala twoja zona?
– Tak. Zrozum, nie moge sie ozenic, mimo ze moim najwiekszym marzeniem byloby poprowadzic cie do oltarza. Czytajac twoje listy, wyczuwalem w tobie pokrewna dusze. Wydawalo mi sie, ze jestes wrazliwa i masz takie bogate wnetrze… Ale slyszalas juz zapewne, co sie stalo z moja bratowa. Tylko przez trzy dni byla pania Markanas. A wkrotce potem dotknelo nas kolejne nieszczescie: smierc mojego brata.
„Zabila ich Agneta Jarncrona” – przypomnialy sie dziewczynie slowa Elsbeth. – „Niewykluczone, ze zabila rowniez matke Malcolma i jego ojca”.
– A co sie stalo twojemu ojcu? – zapytala z ociaganiem. – Czy i on padl ofiara przeklenstwa ciazacego nad Markanas?
– Tak przypuszczam, choc jego smierc byla dosc zagadkowa. Zreszta wiele niejasnosci nagromadzilo sie przez te wszystkie lata. Doprawdy, Catharino, trudno byloby ci wszystko zrozumiec.
– Dlaczego wiec stad nie wyjedziesz?
– Ten dwor od pokolen nalezy do mego rodu i moim obowiazkiem jest tu zostac. Zreszta wychowalem sie w Markanas i wlasciwie jestem z nim bardzo zwiazany. Kiedys lubilem tu przebywac, niestety, teraz wszystko sie zmienilo.
– Rzeczywiscie, to cudowny zakatek – przyznala z rozmarzeniem. A z jej tonu mozna bylo wyczytac, ze gdyby tylko Malcolm zechcial ja poslubic, pokochalaby to miejsce.
Zapadla cisza. Oboje zatopili sie w rozmyslaniach.
Malcolm mial bardzo nieszczesliwa mine, ale wreszcie zebral sie w sobie i machajac nerwowo reka, rzekl:
– Teraz nie moge zostac tu dluzej. Ale musimy jeszcze koniecznie porozmawiac. Moze spotkamy sie wieczorem. Wracaj na gore ta sama droga, ktora przyszlas, i powies klucz na miejsce. I, na milosc boska, pamietaj, jestes Karin Bengtsdatter.
Zdumiala sie, bo nie sadzila, ze Malcolm bedzie chcial dalej odgrywac te komedie. Nie smiala jednak o nic wiecej pytac i skierowala sie ku drzwiom. Malcolm powstrzymal ja jednak i objawszy ramieniem, wyznal:
– Pragne ci tylko jeszcze powiedziec, ze… nie jestem rozczarowany.
– Naprawde?
– Nie, a ty?
– Ja? Och, nie, wrecz przeciwnie… – urwala speszona.
Stal w drzwiach, jakby pragnal przedluzyc te chwile, a dostrzeglszy zaklopotanie Cathariny, usmiechnal sie cieplo.
– Wiesz, nowa sluzaca Karin ujela mnie swa naturalnoscia i wrazliwoscia. Bylas taka dobra dla malego Joachima. Kiedy wyznalas mi, kim jestes naprawde, przezylem w pierwszej chwili szok. Ogarnal mnie smiertelny strach, ze cos ci sie moze stac, a rownoczesnie poczulem gniew, ze mnie oszukalas. Prawie natychmiast jednak pozalowalem tego, przypomniawszy sobie, co ci uczynilem. Teraz, gdy uslyszalem twoje wyjasnienie, poczulem sie bezgranicznie nieszczesliwy, ze tak bardzo cie skrzywdzilem. Ale jesli chodzi o moj stosunek do ciebie… musze wyznac, ze jestem mile zaskoczony. Na pewno byloby nam… Pasujemy do siebie i na pewno bysmy sie swietnie rozumieli. Skojarzone malzenstwa nie zawsze bywaja udane, ale wydaje mi sie, ze nam by sie udalo. A ty jak sadzisz? Czy odczuwasz to samo?
Skinela tylko glowa uroczyscie, bo ze wzruszenia scisnelo ja w gardle.