– Lepiej idz i kup sobie okulary – nie zrazala sie Eadie.
Pozbieraly potrzebne rzeczy.
– Schowaj sobie ten cien do torebki – powiedziala Eadie. – Tu masz puderniczke. Przyda sie, w razie gdy sie zapomnisz i potrzesz oczy. To lepsze niz lusterko w samochodzie. Wlasnie, skoro juz o tym mowa, to musze sie zbierac – dodala niespokojnie. – Jesli nie chce wpasc tutaj na Nicka.
Zeszly na dol. Eadie wyszla kuchennymi drzwiami. Zatrzymala sie na progu i popatrzyla na Corrie.
– Jesli nie odezwiesz sie do piatej, przyjade tu i zrobie, co potrzeba.
– Mysle, ze bede z powrotem znacznie wczesniej, ale dzieki za dobre checi. Mam u ciebie dlug wdziecznosci.
Eadie usmiechnela sie serdecznie.
– Przyjemnosc po mojej stronie. Baw sie dobrze.
– Postaram sie.
Eadie wsiadla do auta i odjechala. Nie minelo dziesiec minut, jak z daleka rozlegl sie odglos silnika. Corrie wyjrzala przez frontowe okno. Szosa od autostrady jechal samochod Nicka. Podjechal pod dom, zawrocil i stanal.
Nick zeskoczyl na ziemie. Byl w szafirowej westernowej koszuli i granatowych dzinsach. Czyli oboje wystapia w roznych odcieniach niebieskiego. Czy to dobrze, czy zle? Trudno powiedziec.
Podeszla do szafy w przedpokoju i wyjela z niej swoj najlepszy czarny kowbojski kapelusz. Pospiesznie ruszyla do drzwi, po drodze kladac kapelusz i torebke na stoliku. Byla tak zdenerwowana, ze dlonie jej drzaly. Zmusila sie, by podejsc do drzwi. Bo najchetniej ucieklaby teraz, gdzie pieprz rosnie.
Otworzyla, zanim jeszcze Nick zdazyl zastukac. Poczula, ze oblewa sie rumiencem, bo w jego oczach dostrzegla nieklamane zdumienie. Wyciagnieta reka zamarla mu w pol ruchu. Serce bilo jej jak szalone. Nick dotknal reka kapelusza i zdjal go.
Jest zaskoczony, ale to jeszcze nie wszystko. Patrzy na nia inaczej, jakby zobaczyl ja po raz pierwszy. Patrzy jak na kobiete. Przesunal po niej wzrokiem, od stop do glow. Zatrzymal spojrzenie na jej twarzy.
– Masz oczy niebieskie jak gorskie jezioro w bezchmurny dzien. Jestes piekna.
Serce znowu zatrzepotalo jej w piersi. Bylo jej milo i radosnie, jednak do tych uczuc dolaczala sie nieufnosc. Odwrocila wzrok. Nagle z jej piersi wyrwal sie zduszony smiech. Nie mogla nic na to poradzic, nie byla w stanie powstrzymac smiechu. Zmieszala sie, zrobilo sie jej goraco. Gdy Nick sie odezwal, po jego glosie poznala, ze on tez jest rozbawiony.
– Co, rozsmieszylem cie? Glupio to zabrzmialo? – zapytal z usmiechem. Pospiesznie zerknela na niego i szybko uciekla wzrokiem.
– Nie… wcale nie. – Walczyla z soba, by nie usmiechnac sie szeroko, od ucha do ucha. – Tylko ze… to jakos do mnie zupelnie nie pasuje.
– Nikt wczesniej ci tego nie mowil? – Zdumienie, slyszalne w jego glosie, sprawilo, ze mimowolnie zrobilo sie jej troche smutno. Usmiechnela sie z przymusem.
– Chyba juz wiem, kto byl wzorem dla Shanea. Od ciebie nauczyl sie pochlebstw.
– Nigdy nie nalezy mylic prawdy z pochlebstwem. Zerknela na niego i znowu odwrocila oczy.
– Nie musisz tego robic.
– Czego? Prawic ci komplementow? – Zmienil temat, nim zdazyla odpowiedziec. – Jestes gotowa?
Odetchnela z ulga. Cieszyla sie, ze zostawili tamta kwestie. Bo musi miec chwile, by sie pozbierac. Jak dla niej to za szybkie tempo.
– Tak.
Odwrocila sie, wziela kapelusz, torebke i wyszla na zewnatrz. Nick zamknal drzwi i ujal ja pod ramie. Zaczal prowadzic w kierunku samochodu. Przez cienka tkanine bluzki czula dotyk jego silnych palcow. Z wrazenia bylo jej od tego goraco. Dzialo sie z nia cos dziwnego, nowego. Nawet oddech sie zmienil, stal sie plytki.
Czy juz wszystko popsula, nim w ogole cokolwiek sie zaczelo? Ledwie przestapila prog, a juz szarpia nia rozterki. Przysiegla sobie w duchu, ze juz nigdy wiecej nie bedzie sie zachowywac jak rozchichotana podfruwajka. Zostala zaproszona przez mezczyzne. I powinna umiec sie znalezc. Nie jest pieknoscia, jednak dzieki Eadie dzis wyglada naprawde dobrze. Jak jeszcze nigdy w zyciu. Tydzien temu cos takiego nawet by sie jej nie snilo. Wiec nie moze tego zmarnowac.
Najwyzszy czas, by zaczela zachowywac sie jak dorosla kobieta, a nie jak nastolatka. Nic nie swiadczy, by Nick mial wzgledem niej jakies zle zamiary. Okazuje jej szacunek. Jest czlowiekiem swiatowym, obytym. Raczej nie oczekuje po niej, ze bedzie taka jak kobiety, z jakimi zwykle ma do czynienia.
Zaprosil ja, by towarzyszyla mu w wyjezdzie tak naprawde sluzbowym. To chyba oznacza, ze ceni jej wiedze i doswiadczenie. Bardziej w nia wierzy niz ona sama. Najwyrazniej nie zaklada, ze moze postawic go w niezrecznej sytuacji. Oby sie nie przeliczyl. Choc postara sie zrobic wszystko, by go nie skompromitowac czy zaklopotac.
Otworzyl drzwi od strony pasazera. Samochod byl wysoki, wiec Nick pomogl jej wejsc. Jak milo bylo czuc jego reke podtrzymujaca jej lokiec! Szkoda tylko, ze trwalo to ledwie mgnienie. Usiadla wygodnie, a on zatrzasnal drzwi. Polozyla kapelusz i torebke, zapiela pas. Nick wsiadl do samochodu, przekrecil kluczyk i takze zapial pasy. Usmiechnal sie do niej.
– Dziekuje, ze ze mna jedziesz, Corrie.
– To ja dziekuje, ze mnie zaprosiles – odparla cicho.
– Oczy mu blysnely. Odwrocil sie i ruszyl.
Dojechali do rancza Merrickow i od razu skierowali sie dalej, na niewielki pas startowy. Wczoraj wieczorem i dzisiaj byla tak podekscytowana czekajacym ja spotkaniem z Nickiem, ze ani przez moment nie pomyslala o niczym innym. A przeciez mogla sama tu dzisiaj przyjechac, oszczedzilaby Nickowi klopotu.
Denerwowala sie. Po raz pierwszy przyjdzie jej wsiasc do samolotu, wzbic sie w powietrze. Nie chce pokazac po sobie niepokoju. Nick robi wrazenie czlowieka, ktory zna sie na rzeczy, powinna mu zaufac. Bedzie dobrze, musi byc dobrze. Odetchnela z ulga. Gdy juz byli w powietrzu, w sluchawkach uslyszala glos Nicka.
– Przelecimy teraz nad twoim ranczem, obejrzysz je sobie z gory – powiedzial, przechylajac lekko samolot. Zoladek podszedl jej do gardla, jednak zmusila sie, by popatrzec w dol. Na poczatku trudno bylo sie polapac. Po chwili dostrzegla autostrade i automatycznie okreslila ich pozycje wzgledem slonca. Potem zaczela szukac punktow charakterystycznych, by latwiej sie zorientowac. Dzieki nim bedzie wiedziec, kiedy przeleca nad granica jej ziem.
Nick wskazal jej kilka szczegolow. Teraz mniej wiecej wszystko bylo jasne. Tyle ze z gory wygladalo calkiem inaczej. To dlatego trudno bylo za wszystkim nadazyc. Dostrzegla dom i zabudowania rancza, ciagnace sie dalej pastwiska i zagrody dla zwierzat. Z wysoka jej tereny nie wydawaly sie bardzo duze, zwlaszcza w porownaniu z ranczem Merrickow.
Gdy przelecieli nad granica jej ziemi, Nick zawrocil i skierowal samolot w strone San Antonio. Powoli zaczela przyzwyczajac sie do lotu, Uspokoila sie nieco, wsluchala w szum silnika.
Wyladowali na niewielkim lotnisku w poblizu San Antonio. Odetchnela z ulga, gdy juz staneli na twardym gruncie. Nick, ktory wczesniej z satysfakcja obserwowal jej uniesienie i chetnie odpowiadal na pytania, chyba to dostrzegl, bo zasmial sie wesolo. Wylaczyl silnik.
– Zwykle az tak nie trzesie, wiec nie zniechecaj sie po tym pierwszym razie – rzekl. – Mam nadzieje, ze droga powrotna bedzie duzo lepsza.
Usmiechnela sie z przymusem. Czyli Nick domyslil sie, ze nie jest zachwycona lataniem. Miala z tego powodu wyrzuty sumienia.
– To nie umniejsza twoich umiejetnosci jako pilota – powiedziala. – A widoki bardzo mi sie podobaly.
– Z czasem sie oswoisz – skomentowal.
Tylko bardzo watpliwe, czy kiedykolwiek bedzie taka okazja, pomyslala w duchu.
Nick zdjal sluchawki, Corrie odlozyla swoje.
Wysiadl pierwszy i podal jej reke, by pomoc wysiasc. Wlozyla kapelusz, przelozyla torebke przez ramie i zrobila krok do przodu. Szlo jej calkiem niezle. Wreszcie stanela na ziemi. Nick puscil ja i wtedy nieoczekiwanie zakrecilo sie jej w glowie. Zachwiala sie i chwycila go za ramie.
Nick w mgnieniu oka ujal ja za druga reke. Obrocil ja ku sobie, tak ze stali teraz na wprost siebie. Zawrot glowy byl tylko chwilowy. Ochlonela prawie natychmiast.
– Przepraszam cie – powiedziala. – Chyba jakos zle stanelam.