– Jej usmiech nieco zbladl pod badawczym spojrzeniem Nicka. – Musze jeszcze dzis zrobic pare rzeczy.
Jego ciemne oczy wpatrywaly sie w nia z zaskakujaca intensywnoscia. Sekundy mijaly. Corrie zmieszala sie lekko i popatrzyla na swoje palce sciskajace kapelusz. Ogarnely ja wyrzuty sumienia. Pieknie sie zachowuje. Gdzie jej dobre maniery?
– Jesli… jesli mialbys ochote na chwile wejsc i napic sie mrozonej herbaty… Albo moge zaparzyc kawy. – Odwazyla sie popatrzec na niego. – To nie zajmie wiecej niz minute.
Nick lekko wygial usta w usmiechu.
– Pomoge ci zrobic konieczne rzeczy. A potem zabiore cie na kolacje. – Mowil cicho, spokojnie. Jednak jego glos poruszal ja do glebi.
Potrzasnela glowa.
– Juz i tak miales mnie na glowie przez caly dzien. Wystarczy, naprawde. Tym bardziej nie zgodze sie, zebys mi pomagal. Nawet nie jestes odpowiednio ubrany.
Nick sie zasmial. Serce zabilo jej jak szalone, bo wyciagnal reke i ujal jej dlon.
– Nie chcesz, zebym tu zostal i wzial cie na kolacje, bo sie boisz? – Glos mu sie zmienil. – Czy moze sie lekasz, bo czujesz, ze chce cie pocalowac?
Pospiesznie odwrocila wzrok. Uczucia, jakie ja przepelnily, byly czyms nowym i upajajacym, radosc mieszala sie z zazenowaniem i lekiem, do nich dolaczala sie ekscytacja i ciekawosc. Slyszala, jak Nick odpina pas. Popatrzyla na niego. Pochylal sie ku niej, jednoczesnie nadal przytrzymujac jej reke. Zdjal kapelusz. Corrie przelknela sline. Kapelusz upadl na podloge, a Nick przyciagnal ja ku sobie.
Zatrwozona, przez moment chciala sie odsunac, odwrocic glowe, jednak cieplo jego ust zaskoczylo ja i sprawilo, ze na moment zamarla nieruchomo. Opuscila powieki. Lepiej, by nie widzial, co sie z nia dzieje. Naprawde jest w szoku. Trwalo to ledwie sekunde, bo nagle wszystko przestalo byc wazne. Juz nie mialo dla niej znaczenia, co ktos moglby zobaczyc. Bo uczucia, jakie sie w niej tlily, teraz wybuchnely strzelistym plomieniem.
Nie myslala o niczym. Nie zastanawiala sie, co powinna zrobic, jak sie zachowac. Gdy calowal ja Shane, miala pewna swiadomosc tego, co sie z nia dzieje. To, co czula teraz, wymykalo sie wszelkim opisom i wyobrazeniom. Jakby cala plonela.
Bezwiednym gestem uniosla dlon do szczuplego policzka Nicka, niechcacy zrzucajac kapelusz i upuszczajac torebke. Nick powoli przygarnal ja do siebie jeszcze blizej i zaczal calowac inaczej, bardziej namietnie.
Stracila glowe. To, co sie z nimi dzieje, jest czyms niewyobrazalnym, niesamowitym. Nieokielznana, dzika sila, ktora nia kieruje, budzi cudowne poczucie szczescia i pragnienie czegos wiecej. Nagle oslable cialo szukalo wsparcia w mocnych ramionach Nicka. Przywarla do niego zarliwie, odurzona pocalunkami.
Mur, jakim przez cale zycie sie otaczala, przestal istniec. Na zawsze. Nawet gdyby chciala, juz nie moglaby wzniesc go na nowo. Zreszta nie chce.
Pragnie czegos innego. Nicka, jego bliskosci, jego ust, ramion. Jakby naraz otworzyly sie jej oczy i dotarlo do niej, ze czekala na to przez cale zycie. Poczucie pelni, bliskosci tak niebywalej, ze do tej pory nawet nie wyobrazala sobie, by mogla istniec. Jest jego, Nicka. I to jest dobre. Ten pocalunek ich jednoczy. Jest jak pieczec.
Wirowalo jej w glowie. Przyjemnosc, jakiej doswiadczala, byla ogromna. Lekala sie, ze jej nie przezyje. Nick zaczal calowac ja inaczej. Te delikatne pocalunki rozpalaly ja jeszcze bardziej.
Gdy przestal, nie mogla zlapac powietrza. Przez moment nie wiedziala, gdzie jest, co sie z nia dzieje. A jednoczesnie przepelniala ja wiara i nadzieja. Teraz moze mu smialo spojrzec w oczy, czuje sie pewnie. Zniknela dawna rezerwa. I nigdy nie powroci. Teraz naprawde cos ich laczy. Cos dobrego.
Jak wspaniale jest byc w jego silnych meskich ramionach, czuc cieplo bijace od jego ciala! Wtulac twarz w jego mocna piers… Gdyby to moglo trwac wiecznie!
– Teraz sie zgodzisz, zebym troche ci pomogl? – zapytal, zanurzajac palce w jej wlosach. Musnal ustami jej skron. Przeszyl ja rozkoszny dreszcz. Przy nim czuje sie tak cudownie, przepelnia ja tyle emocji…
– Tak – wyszeptala prawie bez namyslu. I nagle poczula lek. Lek, ze jesli pozwoli mu odejsc, to wszystko, co tak nieoczekiwanie miedzy nimi zaistnialo, rozwieje sie jak dym, przestanie istniec. I juz nigdy nie powroci.
– Nadal chcialbym zaprosic cie na kolacje.
– Dobrze – odparla ledwie slyszalnym szeptem. Nick uwaznie popatrzyl na jej zarozowiona buzie.
– Cos nie tak?
Z trudem zdusila usmiech. Wiele ja kosztowalo, by nad tym zapanowac.
– Nie… Nic takiego nie przychodzi mi do glowy.
– Mnie tez nie – zareplikowal i usmiechnal sie. – Poza jednym: ze chcialbym to powtorzyc. Nie teraz, pozniej. Gdy juz uporamy sie z robota.
Niesmialy usmiech nie dawal sie powstrzymac. Zmieszana, odwrocila glowe i cofnela sie nieco. Nie przyszlo jej to latwo. Ale jeszcze trudniej bylo jej panowac nad przepelniajaca serce nadzieja. Glupia i nie majaca zadnych racji bytu, a jednak rozsadzajaca ja od srodka. Nadzieja i dzika radoscia.
I miloscia. Przepelnia ja milosc. Uczucie, jakiego nigdy dotad nie doswiadczyla. Uczucie przejmujace, wszechogarniajace, przeslaniajace wszystko inne. I choc rozum ostrzega i kaze sie opamietac, nie jest w stanie sie temu oprzec.
Nick wszedl za nia do domu. Corrie nalala wode, nastawila kawe i pobiegla na gore, zeby sie przebrac i zaplesc wlosy. Poszlo jej to tak szybko, ze na dole byla w rekordowym czasie. Wiedziala, ze powinna bardziej nad soba panowac i nie wyrywac sie tak szalenczo do Nicka, ale nic na to nie mogla poradzic. Bo kazda sekunda bez niego jest chwila stracona.
Rozdzial 10
Miala wrazenie, ze nie stapa po ziemi, a unosi sie nad nia. Wszystko, co robila, wydawalo sie nierzeczywiste i ulatywalo z pamieci. Musiala sie wysilic, by przypomniec sobie plan codziennych prac gospodarskich, a gdy juz skonczyli te zwyczajne zajecia, jeszcze raz przebiegla je mysla, by sie upewnic, czy czegos nie zaniedbala.
Chciala przebrac sie do wyjscia, ale Nick odwiodl ja od tego pomyslu. By w zwyczajnych ciuchach czula sie swobodnie, zaproponowal bar z hamburgerami. Na jednym mu tylko zalezalo – prosil, zeby rozplotla warkocz. Nie ukrywal, dlaczego tak na to nalega. Tym razem chcial zrobic to sam.
– Masz piekne wlosy, delikatne jak jedwab – rozmarzyl sie, przeczesujac palcami rozpuszczone pasma i rozkoszujac sie ich dotykiem. Siegnal po grzebien i zaczal je ostroznie rozczesywac. Musiala przytrzymac sie blatu, bo z wrazenia nogi sie pod nia uginaly.
Ta zwykla czynnosc sprawiala jej niewyobrazalna przyjemnosc. Wirowalo jej w glowie. Nick skonczyl, wzial ja w ramiona, przyciagnal do siebie i pocalowal. Nie byla w stanie mu sie oprzec. I nawet nie myslala, ze powinna zachowywac sie bardziej swiadomie, nie poddawac sie tak bezgranicznie.
Zupelnie nie zwrocila uwagi na to, co jedli na kolacje. Byla jak w amoku. Liczylo sie tylko jedno – ze jest z Nickiem. Ta swiadomosc oszalamiala ja i uszczesliwiala. Dopiero w drodze powrotnej zaczelo do niej docierac, ze ten cudowny dzien zbliza sie ku koncowi, ze jeszcze troche, a wszystko bedzie juz za nia. Milosc przepelniala jej serce; tym trudniej bylo jej zniesc mysl, ze zaraz sie rozstana. To nie jest zwykle zauroczenie, slabosc, jaka od lat do niego czula. I wszystko dzieje sie tak szybko, za szybko.
Nie przyszlo jej to latwo, jednak wreszcie zdolala przemowic sobie do rozsadku. Nie zatrzyma chwili, chocby pragnela tego nade wszystko. Musi patrzec realistycznie. Przeciez nie ludzi sie, ze taki dzien jak ten jeszcze kiedys moze sie powtorzyc, ze bedzie ich wiecej. I tak powinna byc wdzieczna losowi, ze obdarowal ja tym dzisiejszym. Nie moze rozpaczac, ze on juz sie konczy. Ani ludzic sie, ze bedzie nastepny, bo to sie nigdy nie stanie, zas jej przyjdzie zaplacic gorzka cene za te rojenia.
Nick podjechal pod dom, zaparkowal przy tylnym wejsciu. Odprowadzil ja do drzwi i wszedl do srodka. W termosie zostala reszta kawy, ktora pili wczesniej. Corrie wskazala na termos.
– Mamy gotowa kawe.
– Ja dziekuje – powiedzial Nick, ujmujac ja za reke i przyciagajac do siebie. – Chcialem cie zapytac, czy