mialabys ochote wybrac sie jutro wieczorem na tance.
– Wspaniale jej bylo w jego ramionach.
– Nigdy nie tanczylam – wyznala szczerze. Dawne oniesmielenie, jakie ogarnialo ja w kontaktach z Nickiem, teraz zupelnie ustapilo. Akceptuje ja i szanuje, a to zupelnie zmienia ich relacje.
Nick usmiechnal sie do niej.
– W takim razie z przyjemnoscia zostane twoim nauczycielem. Pojedziemy wczesniej i najpierw pokaze ci pare krokow, nim jeszcze zaczna sie tance. Choc ten, ktory najbardziej do mnie przemawia, jest tak prosty, ze nie bedzie ci potrzebna zadna nauka.
Pochylil sie i pocalowal ja. Znowu zareagowala na ten pocalunek z takim zarem jak poprzednio. I choc wczesniej obiecala sobie, ze nie bedzie zalowac mijajacego dnia, to gdy Nick odsunal sie i pozegnal, nie mogla opanowac tesknoty i smutku.
Gdy wyszedl, odwrocila sie od drzwi i popatrzyla na przestronna kuchnie. Nadal miala wrazenie, ze Nick tu jest, jakby cos po nim pozostalo. Dzieki niemu ta stara kuchnia wydawala sie milsza i nie taka pusta jak zawsze. Ona sama czula sie inaczej. Bylo jej cieplej na sercu, samotnosc mniej doskwierala. To wszystko, co mialy inne kobiety, a dla niej bylo niedostepne, nagle wydawalo sie mniej niedosiezne. Choc raz mezczyzna chcial spedzic z nia czas. Nie z powodu urody, pozycji spolecznej czy bogactwa, bo nie ma zadnej z tych rzeczy. To nie dlatego Nick byl z nia dzisiaj caly dzien. Ktos taki jak on zainteresowal sie nia, taka jaka jest. To najbardziej ujmujace.
Spodobala mu sie. To chyba jakis cud. Podoba sie mezczyznie. Jakie to wspaniale, dodajace skrzydel uczucie! Jak przezyla tyle lat, nie majac pojecia, co mozna wtedy czuc? Nie wiedzac, jak cudownie jest widziec swoje odbicie w czyichs oczach.
Dzieki Nickowi obudzilo sie w niej inne, glebsze poczucie kobiecosci. To bylo dla niej cos zupelnie nowego. Instynktownie wiedziala, ze ma nad Nickiem pewna wladze. Gdy ja calowal i pocalunki stawaly sie coraz bardziej gorace, jego mocnym cialem wstrzasalo drzenie. Jakby walczyl z soba, by zachowac kontrole, ostudzic zmysly… a jednak nie przychodzilo mu to latwo. To lechtalo jej ego i dodawalo wiary.
Chce pojsc z nia jutro na tance.
Juz teraz chetnie by zatanczyla. Musiala uzyc calej sily woli, by wziac sie w garsc. Powinna zrobic przynajmniej kilka najpilniejszych rzeczy i wypisac rachunki. Zmusila sie do spokoju, a potem uporzadkowala papiery. Gdy wreszcie skonczyla i wziela prysznic, ulegla pokusie. Po kolei przejrzala nowe stroje, by zdecydowac, ktory wlozyc jutro.
Nie od razu wybrala. Ledwie skonczyla, kiedy dobiegl ja odglos zblizajacego sie samochodu. Pobiegla do przedpokoju i wyjrzala przez okno wychodzace na droge. Na podworko wjezdzal samochod Shanea. Pobiegla do sypialni, zrzucila szlafrok i szybko przebrala sie w czyste dzinsy i podkoszulek. Zbiegla na dol i otworzyla drzwi. Shane wlasnie wchodzil na ganek.
– Czesc, kolezko! – powiedziala z usmiechem, cofajac sie, by mogl wejsc do srodka. – Strasznie dawno cie nie widzialam.
Shane usmiechal sie niewyraznie. Wpatrywal sie w nia przenikliwie, badawczo. To ja zaniepokoilo, jej usmiech lekko zbladl. Shane zdjal kapelusz.
– Przepraszam, ze nie pokazalem sie wczesniej – rzekl jakims zmienionym glosem.
To dalo jej do myslenia.
– Mam jeszcze w termosie zaparzona kawe – zaproponowala. – Chcesz, naleje ci kubek i pojdziemy sobie klapnac do salonu.
– Nie, dzieki. Przyjechalem, bo dowiedzialem sie, kto cie wtedy tak wkurzyl. Chcialem dac mu czas na przeprosiny, ale… Cos mi sie widzi, ze chyba dalem mu troche za duzo czasu.
Poczula, ze oblewa sie rumiencem.
– Czyli Nick ci powiedzial.
– No. I musze przyznac, ze naprawde bylo mu przykro. – Jeden kacik ust wygial mu sie w lekkim usmiechu. Troche sie rozpogodzil. – Zabral cie dzisiaj do San Antonio, tak?
Nie mogla nie zauwazyc, ze miedli palcami kapelusz. Denerwuje sie?
– Ty tego… nie pochwalasz?
– No co ty, skadze.
– Ale?
Odrobine spochmurnial.
– Ale… nie wariuj za szybko, tyle ci powiem.
Wlepila w niego oczy. Wyrazil sie bardzo oglednie, ale przyjaznia sie od lat i znaja jak lyse konie. Doskonale wie, co mial na mysli.
Nie ma do niego zalu, choc jest jej przykro. Wcale nie dlatego, ze wedlug jej dobrego kumpla sama na siebie bicz kreci i zmierza ku katastrofie, z ktorej wyjdzie ze zlamanym sercem. Jest zmieszana i czuje sie niezrecznie, bo Shane trafil w sedno. Nie ma u Nicka zadnych szans, w kazdym razie na dluzsza mete. Jak trudno sie z tym pogodzic, gdy teraz jest tak cudownie, tak doskonale!
Tak bardzo by chciala wierzyc, ze rzeczywiscie tak jest, przynajmniej przez chwile. Przezyc tak jeszcze jeden dzien, moze kilka. Niechby to byla nagroda za te wszystkie stracone lata. Choc przez chwile przeniesc sie w inny swiat, miec marzenia. Moze to nawet dobrze, ze Shane przyjechal, nim sprawy posunely sie za daleko. Wypadki tocza sie blyskawicznie, to jak dla niej zbyt szybkie tempo. Moze powinna sie otrzasnac, troche wyciszyc, zaczac patrzec na swiat bardziej realnie. Znalezc sens w jego slowach, ktorych nigdy by nie powiedzial, gdyby nie stracila trzezwego osadu. Moze powinna go posluchac.
– Dzieki, ze mi to powiedziales – zaczela. – Dobry z ciebie przyjaciel.
Shane podszedl blizej, wzial ja za reke. Popatrzyla mu prosto w oczy.
– Zdaje sobie sprawe, jak naprawde jest. Nie pasuje do twojego brata, nie mam zadnych szans – powiedziala cicho.
– Ty to widzisz. Nigdy bys mi tego nie powiedzial, ale starasz sie mnie przestrzec, poki jeszcze jest czas. Nim calkiem sie zblaznie i bede cierpiec.
Oto ironia losu. Przed laty Nick probowal interweniowac, bo byl przeciwko jej znajomosci z Shaneem. Teraz to samo, choc znacznie subtelniej, robi Shane. Zniecheca ja do Nicka.
Shane sie zachmurzyl.
– Corrie, nie mow tak. Nigdy sie nie zblaznisz. – Rzucil kapelusz na stol i ujal jej druga reke. – Moj brat nie moglby znalezc lepszej dziewczyny niz ty.
Pominela milczeniem to stwierdzenie. Usmiechnela sie do niego.
– Och, ty mistrzu rodeo – zagaila, zmieniajac ton na zartobliwy. Scisnela jego dlonie. – Przyznaj sie z reka na sercu, czy nigdy nie uwodziles panienki, co do ktorej wcale nie miales powaznych zamiarow? Myslisz, ze tylko tobie to wolno? Wiesz, o czym mowie. Maly flirt, ktory potrwa tydzien, ale zapowiada sie tak obiecujaco, ze szkoda byloby przepuscic taka okazje.
Shane w milczeniu przewiercal ja wzrokiem. Czula, ze jej porozumiewawczy usmieszek robi sie coraz mniej przekonujacy. Naraz uzmyslowila sobie, ze z calej sily, mocno sciska jego dlonie.
– O, psiakrew! – zamruczal chrapliwie. Przycisnal ja do siebie i pocalowal w czubek glowy. Przytulil ja mocno do piersi.
Zamknela oczy, nie protestujac. Milo bylo przytulic policzek do jego mocnego ciala. Westchnela w duchu. Chciala zamydlic mu oczy, ale Shane za dobrze ja zna. Nie da sie oszukac.
– Shane, nie martw sie o mnie – powiedziala, silac sie na spokoj. – Najwyzszy czas, bym wreszcie dorosla. Nie moge w nieskonczonosc cofac sie przed nieznanym. Przeciez to nie jest koniec swiata.
Przycisnal ja do siebie jeszcze mocniej. Omal nie krzyknela. Musi jak najszybciej zakonczyc te sytuacje i obrocic ja w zart. Usmiechnela sie wiec z przymusem i rzekla pogodnym tonem:
– Twoj brat swietnie caluje, wiesz? Dzieki niemu nauczylam sie kilku nowych rzeczy, ktorymi w przyszlosci moze kogos zaskocze.
Odsunela sie lekko, by na niego popatrzec. Mial zacieta twarz. Sprobowala z innej beczki.
– Ty tez jestes w tym zupelnie niezly, ale o tym sam dobrze wiesz.
Juz sie bala, ze Shane nigdy sie nie rozchmurzy.
– Nick swietnie caluje? – wymruczal. – Mowisz w taki sposob, ze to dla mnie szok. Ale niech ci bedzie, wiecej nie musisz tlumaczyc. Rozumiem. Wolalbym nie, ale trudno.