15
Kamerdyner zaprowadzil go do przestronnego pokoju, w ktorym staly ustawione rzedem krzesla. Siedzacy na nich mezczyzni stanowili grupe glosno mowiacych, wytrzymalych na trudy, zylastych typkow, z ktorych kazdy niewiele dbal o garderobe. Wiekszosc z nich dobrze sie znala.
— Hej, Otto! Wziales sie za polowania?
— Aha. Nie mam forsy.
— Wiedzialem, ze wrocisz do nas. Tim!
— Czesc, Bjorn. To jest moje ostatnie polowanie. — Na pewno. Do przyszlego.
— Nie, naprawde zamierzam sie wycofac. Kupuje farme na polnocnym Atlantyku. Potrzebuje jeszcze troche gotowki.
— Aby ja przepic.
— Tym razem na pewno nie.
— Theseus! Jak sie miewa twoje zwichniete ramie?
— Niezle, Chico. Que tal?
— Calkiem, calkiem, chlopcze.
— O, pojawil sie Sammy Jones, jak zawsze ostatni.
— Chyba sie nie spoznilem?
— Tylko dziesiec minut. Co z twoim cieniem?
— Sligo? Nie zyje. Polowanie na Asturiasa.
— Marnie. Zaswiaty?
— Nie sadze.
Do pokoju wszedl mezczyzna. Zawolal:
— Panowie! Prosze o uwage.
Przeszedl na srodek pokoju. Trzymajac rece na biodrach, stanal na przeciwko mysliwych. Byl szczuply, zylasty, sredniego wzrostu. Ubrany w czerwone bryczesy i rozpieta pod szyja koszule. Jego bystre oczy patrzyly z waskiej, drobnej twarzy na siedzacych mezczyzn, ktorzy pod tym spojrzeniem czuli sie wyraznie nieswojo. Wreszcie odezwal sie.
— Dzien dobry panom. Nazywam sie Charles Hull, jestem waszym pracodawca i zwierzyna — mowiac te slowa usmiechnal sie chlodno. — Przede wszystkim kilka slow na temat legalnosci naszego przedsiewziecia. Moj prawnik zapoznal sie ze wszystkimi ostatnio dokonanymi zmianami. Naswietli nam te sprawe. Ma pan glos, panie Jensen.
Do pokoju wszedl maly, nerwowy czlowieczek. Nalozyl okulary i przeczyscil gardlo.
— Tak, panie Hull. Panowie, co sie tyczy obecnych przepisow prawnych, regulujacych polowania, to zgodnie z poprawkami do Ustawy o samobojcach z 2102 kazdy czlowiek, ktory ma zapewnione zycie wieczne, moze wybrac sobie moment smierci i jej rodzaj oraz miejsce, w ktorym dokona samobojstwa, o ile nie jest to czyn zbyt okrutny. Wedlug obowiazujacych przepisow cialo czlowieka, ktory ma zapewniona wiecznosc, nie jest rownoznaczne z czlowiekiem jako takim i zniszczenie go nie pociaga za soba zadnej kary.
Podczas tego wyjasniania Hull przemierzal pokoj szybkimi, miekkimi krokami. Teraz zatrzymal sie.
— Dziekuje panu, Jensen. Nie mozna wiec w zaden sposob podwazyc mojego prawa do samobojstwa. Rowniez nie ma nic nielegalnego w wyborze takich jak wy mezczyzn do dokonania tego. Wasze postepowanie nie moze byc w zaden sposob karalne, co gwarantuja odpowiednie przepisy. Wszystko gra. Watpliwosci budzi jedynie ostatnia poprawka.
Skinal w kierunku Jensena.
— Ostatnia poprawka mowi, ze czlowiek moze wybrac sobie rodzaj smierci i tak dalej „o ile nie wiaze sie to z naruszeniem cielesnej powloki innych”.
— Ten przepis jest zrodlem klopotow. Polowanie jest legalna forma samobojstwa. Czas i miejsce zostalo juz wybrane. Wy, mysliwi, tropicie mnie. Ja, zwierzyna, uciekam. Gdy ktorys mnie dopadnie — zgine. Wspaniale, z jednym wyjatkiem. — Odwrocil sie w strone prawnika. Panie Jensen, moze pan opuscic pokoj. Nie chcialbym wpedzac pana w jakies tarapaty.
Po wyjsciu prawnika Hull kontynuowal watek.
— Jedyny problem polega na tym, ze bede uzbrojony i bede robil wszystko co w mojej mocy, aby was zabic. Ktoregokolwiek. Wszystkich. A TO — jest nielegalne usiadl z wdziekiem na krzesle. — Jednakze przestepstwo jest moim dzielem. Ja was zatrudnilem, a wy zupelnie nie orientowaliscie sie, ze zamierzam sie bronic. Oczywiscie to, co proponuje, jest stworzone na uzytek ewentualnej obrony. Jesli zostane przylapany na probie morderstwa, poniose kare. Ale wy bedziecie czysci jak lza. Gdy ktorys z was zabije mnie, tym samym uwolni mnie od ziemskiej sprawiedliwosci. Jezeli dojdzie do tego nieszczescia, ze zabije wszystkich z was, bede zmuszony dokonac samobojstwa w bardziej prozaiczny, staroswiecki sposob. Ale doprawdy, poczuje sie rozczarowany. Ufam, ze mnie nie zawiedziecie. Sa jakies pytania?
Mysliwi zaczeli wymieniac miedzy soba uwagi.
— Pewny siebie sukinsyn.
— Nie przejmuje sie tym, wszyscy sa tacy.
— Mysli, ze fiest od nas lepszy — on i ta jego gadanina. — Zobaczymy, co bedzie gadal, gdy znajdzie sie w nim kawalek stali.
Hull usmiechnal sie zimno.
— Wspaniale. Sadze, ze wszystko jest jasne. Teraz, jesli nie macie nic przeciwko temu, powiedzcie mi swoje rodzaje broni.
Mysliwi jeden po drugim udzielali wyjasnien.
— Maczuga.
— Siec i trojzab.
— Wlocznia.
— Bolas. — Szabla.
— Bagnet — odpowiedzial Blaine, gdy przyszla na niego kolej.
— Palasz.
— Berdysz.
— Miecz.
— Dziekuje panom. Ja bede uzbrojony w rapier i oczywiscie nie zaloze zadnego pancerza. Spotkamy sie w niedziele o swicie, na terenie mojej posiadlosci. Kamerdyner da kazdemu z was informacje, w jaki sposob tam sie dostac. Niech zostanie czlowiek od bagnetu. Do widzenia pozostalym.
Mysliwi wyszli.
— Walka na bagnety jest niespotykana umiejetnoscia. Gdzie sie pan jej nauczyl?
Blaine zawahal sie, po czym powiedzial:
— W wojsku, miedzy rokiem 1943 a 1945.
— Jest pan z przeszlosci?
Potwierdzil.
— Interesujace — powiedzial Hull, nie zdradzajac najmniejszych oznak zaciekawienia. — A wiec jest to pana pierwsze polowanie?
— Tak.
— Wydaje sie pan osoba obdarzona pewna doza inteligencji. Przypuszczam, ze wybral pan tak niebezpieczna prace z jakis szczegolnych powodow?
— Brak mi pieniedzy, a nie jestem w stanie znalezc innego zajecia.
— Oczywiscie — zgodzil sie Hull, jakby znal wczesniej odpowiedz. — A wiec wzial sie pan za polowania. Nie jest to jednak zajecie dla kazdego. Potrzebne sa szczegolne zdolnosci, miedzy innymi zdolnosc do popelnienia morderstwa. Czy jest pan pewny, ze ja posiada?
— Ufam, ze tak — odrzekl Blaine, choc jeszcze nie zastanawial sie nad tym problemem.
— Mam pewne watpliwosci. Pomimo swojego wygladu nie stwarza pan wrazenia, ze jest czlowiekiem tego rodzaju. Jak pan postapi, gdy okaze sie, ze pomylil sie pan w ocenie swoich mozliwosci? Jesli zawaha sie pan w wazkim momencie, gdy stal uderzy o stal?