ktorych nie mogl jej przekazac.

Smutna piesn dobiegla konca. Linnora wstala, uniosla dlon pozegnalnym gestem i weszla do budynku.

Dennis jeszcze dlugo patrzyl, jak wiatr porusza zaslona na drzwiach, za ktorymi zniknela.

* * *

— Hej, wstawaj! — Dennis potrzasnal ramieniem Artha. W poblizu Stiyyung Sigel budzil pozostalych czlonkow ich grupy — Gatha, Mishwe Qana i Pertha.

— Co, co? — Niski zlodziej usiadl gwaltownie, sciskajac w dloni kawalek wyostrzonego kamienia.

Arth utrzymywal, ze pochodzi z rodziny, ktorej mezczyzni przez pokolenia sluzyli jako ochrona osobista starych ksiazat Zusliku — zanim ojciec Kremera zdradziecko przejal tu wladze. W malym ciele zlodzieja rzeczywiscie kryla sie sprezysta, przeczaca jego wzrostowi sila. Teraz Arth potrzasnal glowa, pozbywajac sie resztek sennego otepienia, skinal potwierdzajaco, potem szybko i cicho zsunal sie na podloge.

Konspiratorzy zebrali sie w cieniu pod palisada.

— Nie mamy juz czasu na dalsze przygotowania — powiedzial Dennis. — Ksiezyce wlasnie zaszly i dzisiaj jest ta wlasciwa noc.

— Ale przeciez mowiles, ze pila nie jest jeszcze dostatecznie dobra! — zaprotestowal Gath. — Poza tym musimy przygotowac rowniez inne rzeczy!

Dennis potrzasnal glowa.

— Dzisiaj albo nigdy. Nie moge wam tego wyjasnic, ale musicie mi uwierzyc. Arth, idz, ukradnij jakies narzedzia.

Maly zlodziej wyszczerzyl zeby w usmiechu i bezszelestnie pobiegl w kierunku szopy, w ktorej trzymane byly narzedzia ogrodnicze, w poblize oswietlonych okien wartowni. Chwile pozniej wrocil z kilkoma rzeczami, ktore w razie potrzeby mogly sluzyc jako bron. Dennis mial gleboka nadzieje, ze nie beda musieli ich wyprobowywac.

— Daj mi pile.

Gath ostroznie przekazal mu byly zamek blyskawiczny. Dennis podniosl go, zeby mu sie przyjrzec. Zeby blyszczaly nawet tutaj, w mroku, sprawiajac wrazenie bardzo ostrych.

Wyjal z kurtki klebek nici dentystycznej, ktora wraz ze szczoteczka do zebow znajdowala sie w kieszeni, a nie w skonfiskowanej podczas aresztowania sakwie. Przywiazal dwa starannie wczesniej odmierzone kawalki do koncow pily.

— No dobrze — szepnal. — Zaczynamy.

* * *

Dennis byl rad, ze ci ludzie wiedza przynajmniej, do czego sluza liny i lassa. Stiyyung Sigel wzial pile z rak Dennisa, zrobil krok do tylu i zaczal okrecac ja ponad glowa, popuszczajac coraz wiecej nici i tworzac coraz szersza petle.

Straznicy od czasu do czasu rewidowali wiezniow, szukajac broni, narzedzi tnacych i jakichkolwiek sznurow czy linek, ktore moglyby posluzyc od razu lub po odpowiednim „zuzyciu” do ucieczki. Jednak nic dentystyczna w jego kieszeni pozostala nie zauwazona. Przez dwa ostatnie dni naciagal ja w wolnych chwilach, przystosowujac do celu, w ktorym miala zostac uzyta.

Oczywiscie nie mieli zamiaru wspiac sie po tej nici. Nawet po dwudniowym „zuzywaniu” bylo to raczej niewykonalne. Poza tym Dennis wpadl na lepszy pomysl.

Sigel jeszcze raz okrecil pile nad glowa i rzucil. Petla pofrunela ponad zaostrzony koniec jednego z pni palisady. Dennis wzial do niego konce linki i cofnal sie nieco, naciskajac ja.

— Na stanowiska! — szepnal.

Perth, rowniez zlodziej, odszedl od nich kawalek, zeby obserwowac straznikow i w razie koniecznosci odwrocic ich uwage. Sityyung, Gath i Mishwa skryli sie w cieniu, pozostawiajac Dennisa na pierwszej zmianie przy pile.

Zaczal sie pocic, zanim jeszcze sie upewnil, ze zeby skierowane sa we wlasciwa strone. Owinal dlonie w skrawki szorstkiej tkaniny, potem kilkakrotnie okrecil wokol nich linke i zaczal delikatnie pociagac na przemian lewa i prawa dlonia — pracujac tak jak przy czyszczeniu kawalkiem nici dentystycznej scianek zeba. Jezeli pila zwrocona byla we wlasciwa strone, powinna zaczac przecinac skory i bloto, wiazace ze soba poszczegolnie pnie palisady.

Ciecie zaczynalo sie w najslabszym miejscu — na szczycie, gdzie mur „zuzywano” w sposob najmniej intensywny. W miare posuwania sie w dol pila powinna stawac sie coraz lepsza, poza tym sam ciezar pnia musial coraz bardziej naprezac trzymajace sie jeszcze spojenia. Dennis mial nadzieje, ze prawa fizyki przynajmniej w takim stopniu jeszcze obowiazuja w tym zwariowanym swiecie.

Przykucnal nisko przy ziemi i pociagal za linki z coraz wieksza sila, w miare jak pila wgryzala sie miedzy pnie. Znalazl wlasciwy rytm, jego ruchy staly sie mechaniczne, dzieki czemu mial czas nieco pomyslec — martwic sie patrolami straznikow, a takze rozmyslac o dziewczynie na ogrodzonym balkonie.

Skad wiedziala, ze on stoi w mroku na dole? Co Stiyyung mial na mysli sugerujac, ze ksiezniczka L’Toff nie jest takim samym czlowiekiem jak oni?

Parna, cicha noc nie niosla ze soba zadnych odpowiedzi. Dennis zastanawial sie, czy kiedykolwiek bedzie mial szanse zadac wlasciwe pytania.

Staral sie skupic na pracy, ktora wykonywal, intensywnie jnyslec o cieciu. Jakkolwiek niektorzy z jego tutejszych znajomych pokpiwali sobie z tego, inni uparcie twierdzili, ze skupiony umysl przyspiesza proces zuzywania przedmiotow.

Cial, az zaczely go bolec ramiona i stwierdzil, ze zmeczenie obniza jego wydajnosc. Nabral juz zaufania do nici, wiedzial, ze jest dostatecznie wytrzymala i z checia juz by przekazal prace komu innemu. Skinal do Sigela, zeby go zastapil. Potezny mezczyzna podbiegl i pomogl mu odwinac z dloni linki j tkanine.

Dennis skrzywil sie z bolu, gdy w dloniach wrocilo mu normalne krazenie krwi. Zazdroscil Sigelowi twardych, chlopskich odciskow. Chwiejnym krokiem wszedl w gleboki cien pod murem, w ktorym czekali Mishwa i Gath.

Siedzieli przez jakis czas w milczeniu przygladajac sie, jak farmer cierpliwie pociaga za linki. W tych ciemnosciach Sigel wygladal jak kopiec ziemi lub szeroki pniak. To bylo zadziwiajace, jak dobrze stapial sie z otoczeniem.

Mijaly minuty. W pewnym momencie uslyszeli umowione z Arthem ostrzezenie — imitacje krzyku nocnego ptaka. Sigel przypadl do ziemi i wkrotce zza rogu wylonil sie wyposazony w latarnie patrol. Swiatlo latarni, gdyby zostala ona skierowana w ich strone, z latwoscia by ich wyluskalo z mroku. Wszyscy zamarli, wstrzymujac dech.

Straznicy poszli jednak dalej, spokojni po przeliczeniu spiacych w szopie wiezniow oraz tego, co wzieli za wiezniow — wetknietych pod koce podluznych pakunkow, zrobionych z nagromadzonych tkanin.

Zgodnie z przewidywaniami Artha rutyna wyraznie rozleniwila straznikow.

Kiedy Arth ponownie dal sygnal, tym razem odwolujacy alarm, Sigel podniosl sie z ziemi i na nowo przystapil d0 pracy. Do miejsca, w ktorym czekali przyczajeni, dobiegalo ciche „zizzing” wgryzajacej sie coraz glebiej pily.

Mlody Gath przysunal sie do Dennisa.

— Czy to prawda, ze ksiezniczka wyrzucila ci kartke z wiadomoscia? — spytal szeptem.

Dennis skinal glowa.

— Czy moglbym ja zobaczyc?

Troche niechetnie Dennis wreczyl mu skrawek grubego papieru. Gath pochylil sie nad nim, marszczac brwi i poruszajac ustami w trakcie czytania. Umiejetnosc czytania i pisania nie byla w tym feudalnym spoleczenstwie zbyt rozpowszechniona. Juz w tej chwili Dennis znal lokalny alfabet rownie dobrze, jak ten chlopiec.

Gath oddal mu kartke i szepnal:

— Chcialbym kiedys odwiedzic L’Toff. Slyszalem, ze niegdys, w czasach starego ksiecia ludzie stad mieli z mmi znacznie czestsze kontakty.

— Wiesz, ze oni czasem przyjmuja do siebie normalnych ludzi? — ciagnal. — Mnie przyjma bardzo chetnie,

Вы читаете Stare jest piekne
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату