jestem tego pewien! Ja chce zostac wytworca.
Gath tak to powiedzial, jakby powierzal Dennisowi ogromna tajemnice.
Dennis potrzasnal glowa, wciaz zdziwiony sposobami, jakimi ludzie na Tatirze przystosowali swoje zycie do istnienia Efektu Zuzycia.
— Wytworca… Czy to jest ktos — spytal — kto z jakichs tam czesci sklada nowe narzedzia? Ktos, kto wytwarza zaczynacze? — „Zaczynaczami” nazywano tutaj przedmioty zupelnie nowe lub takie, ktore jeszcze nie przechodzily procesu zuzywania. — Sadzilem, ze wytwarzanie jest zastrzezone dla pewnych kast.
Gath skinal powaznie glowa. Uwazal, ze Dennis jako czarownik ma pelne prawo byc naiwnym.
— Tak. Jest gildia kamieniarzy i gildia stolarzy, sa garbarze, murarze i jeszcze inni. — Potrzasnal glowa. — Gildie sa zamkniete dla ludzi z zewnatrz i wszystko robia po staremu. Tylko farmerzy jak Stiyyung moga robic jak chca swoje wlasne zaczynacze. Udaje im sie, bo mieszkaja daleko poza miastem i nikt ich na tym nie zlapie.
— A jakie to ma znaczenie? — spytal Dennis cicho. — Przeciez nowe narzedzie wkrotce przystosowuje sie do tego, kto je zuzywa, i z czasem staje sie coraz lepsze. Gdyby dostatecznie dlugo nad tym popracowac, mozna by przerobic lisc figowy na jedwabna sakiewke.
Mlody czlowiek usmiechnal sie.
— Koncowa forma zalezy od pierwotnej tresci, jaka sie w narzedzie wklada… siekiera moze byc zrobiona tylko z zaczynacza siekiery, a nie z zaczynacza miotly czy san. Jezeli przedmiot od poczatku nie bedzie chociaz troche uzyteczny, sam fakt zuzywania nic mu nie pomoze.
Dennis skinal glowa. Nawet tutaj, gdzie nauka jako taka wlasciwie nie istniala, ludzie odkryli zwiazki miedzy przyczyna a skutkiem.
— Za co trafiles do wiezienia, Gath?
— Za wytwarzanie zaczynaczy san bez pozwolenia kast. — Chlopak wzruszyl ramionami. — Bylem glupi, ze sie dalem zlapac. Zanim ty tu przyszedles, mialem zamiar po wyjsciu na wolnosc sprobowac dostac sie do L’Toff. Ale teraz wole pracowac dla ciebie!
Obdarzyl Dennisa promiennym usmiechem.
— Ty prawdopodobnie wiesz na temat wytwarzania wiecej niz L’Toff i wszystkie gildie razem wziete! Moze bedziesz potrzebowal terminatora, gdy postanowisz wrocic do swego rodzinnego kraju. Potrafie pracowac bardzo ciezko! Ja juz wiem, jak sie lupie krzemien! I nauczylem sie lepienia garnkow, bo wkradlem sie do…
Chlopak zaczal sie troche za bardzo ekscytowac. Dennis skinal do niego, zeby byl cicho. Gath umilkl poslusznie, ale jego oczy wciaz plonely.
Dennis zamyslil sie nad tym, co uslyszal od Gatha. Najprawdopodobniej rzeczywiscie wiedzial wiecej o „wytwarzaniu” niz wszyscy pozostali na tym swiecie razem wzieci.
Jednak prawie nic nie wiedzial na temat Efektu Zuzycia. W tych warunkach, tu i teraz, ta niewiedza mogla byc tragiczna w skutkach.
— Zobaczymy — powiedzial do chlopca. — Kiedy wydostaniemy sie na wolnosc, byc moze bede sie bardzo spieszyl do domu i pomocnik rzeczywiscie bedzie mi potrzebny. — Pomyslal o wzgorzach na pomocnym zachodzie… i o zevatronie.
Zaczynal go martwic caly ten czas, ktory stracil na poszukiwanie na tej planecie technicznej cywilizacji. Czy Flaster juz wyslal tu kogos innego? Byloby to bardzo do niego podobne, gdyby po poczatkowym zwlekaniu i denerwowaniu sie zaczal w koncu szukac nastepnego „ochotnika”.
Z drugiej strony, Flaster mogl rownie dobrze odciac zevatron, rezygnujac z tej planety i zmuszajac pracownikow Instytutu do kolejnych poszukiwan wsrod swiatow anomalnych… oczywiscie z wykorzystaniem algorytmu opracowanego przez doktora Dennisa Nuela.
Nagle zdal sobie sprawe, ze byc moze bedzie musial spedzic tutaj reszte swego zycia. Po chwili stanely mu przed oczyma zlote wlosy, polyskujace w ksiezycowym swietle. Przyszlo mu do glowy, ze ten swiat posiada jednak swoje zalety. Potem z drzeniem przypomnial sobie, ze otrzymal ostrzezenie przed czekajacymi go za kilka zaledwie godzin torturami.
Tatir niewatpliwie mial rowniez swoje wady.
Stiyyung Sigel nie poprosil jeszcze o zmiane. Pracowal z goraczkowa zawzietoscia, na widok ktorej Dennis poczul lekki przestrach. Podniosl wzrok, zeby zobaczyc, jakie farmer zrobil postepy.
Wytrzeszczyl oczy w zdumieniu. Pila wgryzla sie juz niemal do polowy wysokosci palisady! W jaki sposob.,.?
Spojrzal z powrotem na Sigela i przetarl oczy. To musialo byc tylko zrodzone z ciemnosci zludzenie, jednak wyraznie mu sie wydawalo, ze powietrze wokol farmera lekko sie jarzy. Wygladalo to tak, jakby krazyly wokol niego male, swietliste wiry.
Dennis odwrocil sie do Gatha, zeby spytac, czy on tez to widzi.
Najwyrazniej tak bylo. Mlody wytworca wpatrywal sie w Sigela z naboznym zdumieniem. Podobnie zachowywali sie Mishwa i Perth.
— Co to jest? — szepnal Dennis napietym glosem. — Co sie dzieje?
— To jest prawdziwy trans felhesz — odpowiedzial Gath, nie odrywajac oczu od farmera. — Mowia, ze czlowiek jest szczesciarzem, jesli choc raz w zyciu uda mu sie to zobaczyc!
Dennis skierowal wzrok z powrotem na Sigela. Farmer pracowal z demoniczna intensywnoscia, jego ramiona byly dwiema zamazanymi smugami. Po chwili zauwazyli, ze otaczajaca go blada poswiata zaczyna obejmowac rowniez nic — wspina sie po niej w gore, wygladajac jak iskrzaca sie jonizacja wokol linii wysokiego napiecia.
Czymkolwiek byl ten tajemniczy „trans felhesz”, Dennis widzial wyraznie, ze Sigel i pila sieja spustoszenie wsrod spojen palisady. Z powiekszajacych sie z kazda chwila szczelin po obu stronach pnia spadal delikatny, nieprzerwany deszcz pylu.
To rzeczywiscie bylo zadziwiajace. Jednak w tej chwili Dennisa powaznie zaczela niepokoic mysl, ze ten fenomen moga zauwazyc rowniez straznicy.
Stwierdzil, ze nadszedl wlasciwy czas, zeby nieco sprawy przyspieszyc.
Dal znac Mishwie Qanowi. Byl to olbrzymi czlowiek — wyzszy i potezniejszy nawet od straznika Gil’ma. Mishwa usmiechnal sie szeroko i lekko podniosl sie na nogi. Na sygnal Dennisa przykucnal u stop muru, oparl plecy o pien, zapierajac sie mocno nogami i popchnal. Spojenia zatrzeszczaly.
Sigel pracowal nieprzerwanie, nie proszac o zmiane. Teraz pila znajdowala sie juz niemal na poziomie jego glowy, jednak zaczynala poruszac sie coraz wolniej. Na tej wysokosci palisada miala za soba bardziej intensywne zuzywanie i byla duzo mocniejsza.
Mishwa sapnal i znowu zaczal pchac. Pien jeknal z cicha, potem wychylil sie nieco na zewnatrz. Na spojenia zaczela oddzialywac rowniez jego wlasna waga.
Dennis skinal do Gatha, zeby pomogl Mishwie. Wkrotce obaj posapywali do wtoru trzeszczacych spojen.
Pien pochylil sie jeszcze odrobine i w tym momencie Dennis niemal wrzasnal. Cos poruszalo sie na zebatym szczycie palisady!
Ciemna sylwetka — nieco wieksza od duzej ropuchy amerykanskiej — pochylila sie nad z kazda chwila wieksza szczelina i spojrzala w dol na swiecaca delikatnie pile W ciemnosci zajarzyly sie zielone oczka, blysnely ostre, male zabki.
Dennis potrzasnal glowa.
— Choch, ty wloczykiju! Teraz sie pokazujesz? Kiedy wreszcie na cos sie przydasz, hmm?
Odwrocil sie i dolaczyl do mocujacych sie z masywnym pniem kolegow. Przy kazdym poruszeniu pien tak trzeszczal, ze pewnie slyszala to cala dolina.
Ze swego punktu obserwacyjnego przybiegl Arth.
— Mysle, ze cos uslyszeli — szepnal. — Nie moglibysmy na chwile ucichnac?
Dennis spojrzal na pien. Poprzez szczeline swiecily gwiazdy. Twarz Sigela byla tak skupiona i zawzieta, ze Dennis poczul dreszcz. Ramiona farmera byly dwiema smugami, z miejsca, w ktorym znajdowala sie pila, dobiegal niemal jednostajny, wysoki jek.
Dennis nie osmielilby sie przerywac teraz farmerowi. Potrzasnal glowa.
— Nie, nie mozemy. Wszystko albo nic! Jezeli straznicy sie pojawia, musisz jakos odwrocic ich uwage.
Arth kiwnal lakonicznie glowa i zniknal w ciemnosci.
Miedzy jednym naparciem na pien a drugim Dennis spojrzal w gore. Wyszczerzone w imitacji usmiechu,