podobne do igiel zeby powiedzialy mu, ze chochlak ciagle tam jest i przypatruje sie ich zmaganiom. „Dobrej zabawy”, powiedzial do zwierzaka i przylaczyl sie do nastepnego pchniecia.
Pien zatrzeszczal, tym razem naprawde glosno. Na dziedzincu za nimi rozlegl sie krzyk, w poblizu szopy straznikow pojawily sie ruchome cienie. A potem wrzaski i nawolywania dobiegaly juz niemal zewszad.
— Mocno! — Dennis ponaglil kolegow. Wszyscy oni zdawali sobie sprawe, ze zostalo im bardzo niewiele czasu.
Mishwa Qan wrzasnal i uderzyl calym cialem w bariere, odgradzajaca go od wolnosci. Gath i Dennis zostali odrzuceni na boki.
W szopie strazy zamigotaly plomienie. Arth zaczal akcje odwracania uwagi. Cienie poruszaly sie gwaltownie, wyraznie widoczne na tle ognia. Maczugi wznosily sie wysoko ponad glowy, gdy rozezleni wiezniowie starli sie ze straznikami. W gorze, na ktoryms z pieter zamku, zabrzmial gong alarmowy.
Obaj zlodzieje, Arth i Perth, wylonili sie nagle z ciemnosci.
— Zyskalem dla nas — wydyszal Arth — moze ze dwiescie uderzen serca, Dennis. Nic wiecej.
Pien pochylil sie o nastepne dziesiec stopni, jeczac jak zdychajace zwierze.
— To bedzie raczej sto uderzen — powiedzial Arth z gorycza.
Sigel pochylil sie nieco i pila zaspiewala na jeszcze wyzsza nute. Niespokojna poswiata objela cala jego sylwetke, platki swiatla kapaly z nici na ziemie.
Mishwa Qan cofnal sie kilkanascie metrow, wytarl podeszwy stop o ziemie i z przerazliwym rykiem zaszarzowal na chwiejacy sie pien. Rozlegl sie trzask, potem ciezkie uderzenie o ziemie i nagle w palisadzie przed nimi pojawil sie otwor. Halas zagluszyl wszystkie inne odglosy na dziedzincu. Reakcja straznikow byla zupelnie jednoznaczna. Odwrocili sie od ognia i bojki z wiezniami, pokrzykujac do siebie i wskazujac na Dennisa i jego towarzyszy.
Sigel, z ramionami opuszczonymi bezwladnie wzdluz bokow, patrzyl na rezultat swojej pracy. Wygladal na kompletnie wyczerpanego, jednak w jego oczach wciaz plonelo uniesienie.
Trzej straznicy odlaczyli sie od zamieszania przy szopie i z wysoko uniesionymi palkami podbiegli w ich strone.
Z ziemi podniosl sie niewielki cien — na tyle tylko, zeby jeden ze straznikow potknal sie i przewrocil. Arth podcial lewa stope drugiego z nich, rowniez posylajac go na ziemie. Trzeci z dzikim bojowym zawolaniem biegl wprost na Dennisa.
— Och, do diabla — Dennis westchnal gleboko. Jedna reka chwycil uniesione, trzymajace palke ramie, druga zas wyrznal straznika prosto w nos. Zolnierz jakby uniosl sie w powietrze, wyrzucajac stopy przed siebie i runal ciezko na ziemie.
Od plonacej szopy nadbiegali nastepni straznicy. Dennis poczul podmuch powietrza, gdy obok niego jak strzala przemknal Arth.
— Idziemy! — krzyknal do Sigela i pociagnal go w strone waskiej bramy ku wolnosci.
Od muru obok nich odbila sie wlocznia. Stiyyung potrzasnal glowa, potem usmiechnal sie do Dennisa i ruszyl za nim. Razem przeszli przez otwor i zanurzyli sie w noc za murem.
Gdy przebiegali obok zwalonego pnia, Dennis zauwazyl pod nim cos, co blyszczalo w swietle gwiazd jak naszyjnik z diamentow. Nie zatrzymal sie jednak i wkrotce razem z Sigelem kluczyli po waskich uliczkach Zuslik, probujac zgubic podazajacy w slad za nimi poscig.
VI. BALLON D’ESSAI[1]
Z zamku ku wszystkim bramom blyskaly przekazywane za pomoca latarni sygnaly. Posterunki zostaly podwojone, dokladnie rewidowano kazda osobe, ktora chciala opuscic miasto. Wysoko w gorze krazyly patrole powietrzne, przeszukujac okolice i ladujac dopiero wtedy, gdy zmusila ich do tego ciemnosc zapadajacej nocy.
— Baron nigdy dotychczas nie robil tyle zamieszania wokol czyjejs ucieczki. Oczywiscie nie przyjmowal tego z usmiechem na ustach, ale dlaczego wlasnie teraz urzadzil takie wielkie polowanie?
Jednooki zlodziej, Perth, wyjrzal z okna pierwszego pietra jednego z nowszych — a tym samym nedzniej szych — budynkow w Zuslik. Niepokoily go blyski swiatla i maszerujace oddzialy zolnierzy z polnocy.
Arth, niski przywodca miejscowych przestepcow, gestem nakazal swemu wspoltowarzyszowi odejsc od okna.
— Nigdy nas tutaj nie znajda. Kiedy to zoldacy Kremera znalezli chociaz jedna z naszych kryjowek? Zamknij okiennice i siadaj, Perth.
Perth zastosowal sie do polecenia, ale spojrzal ponurym wzrokiem na pozostalych uciekinierow, siedzacych przy stole kolo kuchni i rozmawiajacych, podczas gdy zona Artha przygotowywala posilek.
— I ty, i ja dobrze wiemy, kogo oni szukaja — powiedzial do swego szefa. — Baron nie lubi tracic jednego ze swych najlepszych zuzywaczy. A tym bardziej nie lubi tracic czarownika.
Arth musial sie z tym zgodzic.
— Zaloze sie, ze teraz baron zaluje, ze pozwolil, by Dennis tak dlugo siedzial na dziedzincu razem ze wszystkimi. Myslal pewnie, ze ma mnostwo czasu na to, zeby go zaczac torturowac.
Arth potarl pluszowe podlokietniki swego fotela. W czasie jego pobytu w wiezieniu ktorys z czlonkow bandy przynajmniej raz dziennie siadywal w tym fotelu, zeby go utrzymac w dobrym stanie. Arth byl z tego bardzo zadowolony, gdyz swiadczylo to o ich wierze, ze on predzej czy pozniej do nich wroci.
— Tak czy inaczej — powiedzial do Pertha — zawdzieczamy tej trojce nasza wolnosc, wiec nie zazdroscmy im gniewu barona.
Preth skinal glowa, ale nadal myslal swoje. Mishwa Qan i niemal wszyscy pozostali zlodzieje krazyli teraz po miescie w poszukiwaniu rzeczy, o ktore prosil Dennis Nuel. Perthowi nie podobalo sie, ze jakis obcy rozkazuje zlodziejom z Zuslik — czarownik czy nie.
Gath przeniosl wzrok z rysunkow Dennisa na niego samego. Chlopiec ledwie mogl opanowac podniecenie.
— Wiec ten worek nie bedzie latal, dopoki nie zostanie do niego wlozone ogrzane powietrze? A potem naprawde pofrunie? Jak ptak czy szybowiec albo jeden ze smokow z legendy?
— Przekonamy sie, gdy Lady Aren wreszcie przyniesie pierwszy z nich, Gath. Wyprobujemy go i zobaczymy, na ile sie poprawi w ciagu calonocnego zuzywania.
Gath usmiechnal sie, slyszac imie starej szwaczki. Najwyrazniej nie mial zbyt wysokiego mniemania o niej samej i o jej manierycznym sposobie zachowania. Stara kobieta mieszkala na parterze tego nedznego budynku i szyciem zarabiala na bardzo skromne zycie. Mimo to zachowala wyszukane maniery i wymagala od wszystkich, zeby zwracali sie do niej tak, jakby nadal byla mloda dama dworu na ksiazecym zamku.
A wiec teraz powodzenie ich planu zalezalo wylacznie od umiejetnosci starej, zwariowanej kobiety.
Stiyyung Sigel siedzial obok Gatha. Pykal z fajeczki i zadowalal sie sluchaniem, tylko od czasu do czasu wtracajac jakies pytanie. Wydawalo sie, ze calkowicie juz zapomnial o skutkach felhesz, niesamowitego transu, w jaki wpadl w noc ich ucieczki. Zgodzil sie zrezygnowac ze swego pierwotnego pomyslu — wspiecia sie na miejskie mury — tylko wskutek zapewnien Dennisa, ze istnieje znacznie lepszy sposob na wydostanie sie z miasta i pozniejsze poszukiwania jego zony.
Arth i Perth przylaczyli sie do siedzacej przy stole trojki, Dennis i Gath uprzatneli rysunki, robiac miejsce dla przyniesionej przez Maggin, zone Artha, misy z pieczonym ptactwem i kufli piwa.
Arth oderwal udko i przystapil do natluszczania nim swojej brody, posilajac sie przy tym wyraznie tylko dzieki szczesliwemu zbiegowi okolicznosci. Jak wymagala grzecznosc, pozostali mezczyzni przystapili po posilku dopiero po gospodarzu. Maggin przyniosla jeszcze dymiaca waze z gotowanymi warzywami i rowniez usiadla przy stole.
— W czasie, gdy byliscie zajeci robieniem tych rysunkow — powiedzial Arth z pelnymi ustami — przyszedl poslaniec z wiadomoscia od chlopcow.