Nie trafil jednak na sruby czy gwozdzie, niemal nieobecne byly rowniez inne wyroby z metalu. Nigdzie tez nie dostrzegl czegokolwiek, w czym wykorzystano by kolo.
Z jednej strony bazaru wystawione byly tansze towary — prymitywne siekiery lub zbroje skladajace sie ze zszytych skrawkow wyprawionej skory. Przy kazdym stole znajdowalo sie godlo odpowiedniej gildii wytworcow — znak, ze „zaczynacz” jest w pelni legalny.
Dennis podniosl glowe, slyszac w gorze gluche uderzenia. Dwaj mezczyzni spacerowali leniwie wokol parapetu na drugim pietrze, uderzajac w sciany drewnianymi maczugami.
— Dzieki temu — wyjasnil Arth — maczugi lepiej uderzaja, a sciany sa bardziej odporne na uderzenia. — Mrugnal do Dennisa. — Takie uderzenia, jak nasze.
Wlamania do domow zwykle byly dokonywane poprzez wybicie dziury w scianie pod nieobecnosc wlascicieli. Czasami ludzie zapominali, ze dzieki samemu faktowi zamieszkiwania budynek stal pewniej na ziemi i lepiej chronil od deszczu, ale nic ponadto.
Wlasciciele tego domu najwyrazniej o tym nie zapomnieli.
Plac targowy byl zatloczony arystokratami z gornego miasta i z polozonych poza murami posiadlosci. Kazdemu ze szlachetnie urodzonych towarzyszyl sluzacy.
Zwykle pan i sluga ubrani byli niemal tak samo, rowniez ich wzrost i budowa ciala byly niemal identyczne. Arystokratow mozna bylo odroznic tylko po wielkopanskich manierach, stylu uczesania i metalowej bizuterii, ktora niektorzy z nich nosili.
Na Ziemi ludzie bogaci podnosza swoj status poprzez gromadzenie wielkich wlasnosci i duzych ilosci rzeczy, ktore tylko z rzadka sa uzywane. Tutaj tego rodzaju majatek szybko zdegradowalby sie do swego oryginalnego, prymitywnego stanu. Zeby temu zapobiec, ludzie zamozni potrzebowali sluzacych, ktorzy nie tylko wykonywali prace domowe, pielegnowali ogrod i tak dalej, lecz rowniez nieustannie „zuzywali” nalezace do pracodawcow przedmioty.
Dennis dostrzegal pewne uboczne skutki takiego ukladu.
Sluzacy, zajeci bez przerwy noszeniem strojow swoich panow, nie mieli czasu na „zuzywanie” swoich wlasnych ubiorow. Prezentowali sie bardzo dobrze, jednak okrywajace ich piekne tkaniny nie byly ich wlasnoscia. Jezeli chcieli opuscic swego pracodawce, odchodzili, nie posiadajac zupelnie nic!
Oczywiscie punktem honoru czlowieka bogatego, symbolem jego statusu, bylo to, zeby nigdy nie nosic ani nie poslugiwac sie czyms, co jeszcze wymagalo „zuzywania”.
Poza ziemia i zywnoscia, metalem i papierem, najbardziej cenionym tutaj towarem byla ludzka praca. Nawet po wyczerpujacym, calodziennym trudzie w polu sluga nie dysponowal swoim wlasnym czasem. Podczas odpoczynku zuzywal krzeslo swego pana; jedzac, doskonalil zapasowa zastawe stolowa pani. Nie mogl oszczedzac i urzadzic sie na wolnosci, gdyz wszystko, co by kupil, wymagalo zuzywania albo wracalo do pierwotnego, niemal bezuzytecznego stanu.
Nic wiec dziwnego, ze na wschodzie ludzie coraz smielej podnosili glowy, ze zaczynaly sie spoleczne niepokoje. Polaczone rzady gildii, kosciola i arystokracji sprawialy, ze wszelkie zmiany byly nader trudne, o ile w ogole mozliwe.
„Zuzywania Fixxela” byl to polozony na polnocnym skraju placu wysoki budynek, ktory obudzil w Dennisie wspomnienia o domu.
Jego sciany byly w wiekszosci zupelnie przejrzyste, jakby wykonane z najczystszego szkla, lekko zabarwionego, by lagodzilo promienie popoludniowego slonca.
Arth powiedzial, ze sciany rozpoczely swoje istnienie jako pozszywane plachty papieru i byly potem intensywnie zuzywane podczas suchych por roku, az staly sie przezroczyste i odporne na przeciwnosci pogody. Po wielu latach takich dzialan byly prawdopodobnie lepsze niz jakiekolwiek okna na Ziemi.
W strone ulicy zwrocone byly wystawy, pelne kobiecych i meskich ubran, narzedzi, naczyn i dywanow. „Nic nowego! Tylko rzeczy stare i uzywane!” — glosila dumnie wywieszka.
Wystawy bezustannie sie zmienialy. Dennis widzial pracownikow, zdejmujacych przedmioty i zastepujacych je innymi. Urzadzenie wystaw bylo oszalamiajace. Na realistycznych manekinach udrapowano materialy, wygladajace na znakomite jedwabie i brokaty. Niektore z ubiorow na Ziemi z pewnoscia mozna by sprzedac za niebotyczne ceny.
— Chodzmy — powiedzial Arth, szturchajac Dennisa. — Nie pomagaj staremu Fixxelowi za darmo.
Dennis potrzasnal glowa. Ciagle znajdowal sie pod urokiem pieknych przedmiotow na wystawie. Potem nagle zrozumial, co Arth mial na mysli. Rozesmial sie glosno, doceniajac dowcip. Przez sam fakt patrzenia na towary, przez zachwycanie sie ich pieknem, przyczynial sie nieco do ich ulepszenia! Nic dziwnego, ze manekiny wygladaly tak realistycznie. Byly „zuzywane” przez cale pokolenia przechodniow!
Czystej wody naciaganie na darmowa prace!
Jednak Dennis nie mogl sie wyzbyc uczucia zalu, ze jego kamera przepadla razem z plecakiem. Same projekty ubran bylyby warte na Ziemi fortune.
Wskutek nalegan Dennisa przeszli na tyl budynku, zeby przyjrzec sie blizej samej „zuzywalni”. Byl to duzy, kipiacy goraczkowa praca plac.
Grupy kobiet i mezczyzn wlewaly i wylewaly wode z dlugiego rzedu najrozniejszych pojemnikow, kubkow i dzbanow. Inni zajeci byli kopaniem dolow w ziemi za pomoca nowych lopat, a nastepnie ponownym ich zasypywaniem, jeszcze inni cieli na drobne kawalki wielkie klody drewna, doskonalac przy tym blyszczace narzedzia.
Na wydzielonej czesci placu, w na pol wykonczonych fotelach i krzeslach, siedzieli opatuleni kilkoma warstwami ubran mezczyzni i rzucali nozami do celu. Najbardziej prymitywne noze byly rzucane w niemal gotowe, blyszczace zbroje.
Nic dziwnego, ze nie rozwinela sie tutaj technologia. Specjalizacja byla czyms wysoce nieoplacalnym. Pozadana byla natomiast sytuacja, w ktorej jedna osoba mogla zuzywac trzy lub cztery przedmioty jednoczesnie. Koncentracja na wykonywanej pracy, na doskonalonym przedmiocie najwyrazniej byla mniej istotna niz fakt ciaglego zuzywania tak wielkiej liczby przedmiotow, jak to bylo mozliwe.
Ten plac byl odpowiednikiem ziemskiej fabryki, jednak Dennis nie mogl sie wyzbyc uczucia, ze ta cala praca moze okazac sie calkowicie daremna. Ogromny wysilek moze zostac zupelnie zmarnowany, jezeli praca nad przedmiotami ustanie chocby na kilka tygodni czy miesiecy. Kazdy z tych produktow pozostawiony sam sobie, predzej czy pozniej nieuchronnie wroci do swego oryginalnego, prymitywnego ksztaltu.
„A jednak — myslal Dennis — nie ma tu kopcow smieci, nie ma przestrzeni zarzuconych zuzytymi, nikomu niepotrzebnymi rzeczami. Niemal wszystko, co ci ludzie tworza, w koncu wraca nieustannym cyklem z powrotem do natury”.
Pozniej, w innej czesci miasta, Arth i Dennis przygladali sie religijnej procesji, przechodzacej przez jeden z glownych placow. Trzej ubrani na zolto kaplani niesli wraz ze swymi wiernymi wylozona poduszkami platforme, na ktorej spoczywal blyszczacy miecz. W czterech rogach palankinu osadzone byly swiezo odciete ludzkie glowy.
— Kaplani Mlikkina — powiedzial Arth. — Krwiozercze bydlaki. Swoimi krwawymi obrzadkami przyciagaja najpodlejszy element w Zuslik.
Splunal z odraza.
Dennis zmusil sie do patrzenia, chociaz ten ponury widok budzil w nim mdlosci. Z obserwacji, jakich dokonal w ciagu ostatniego tygodnia wywnioskowal, ze kaplani prowadzili kampanie, majaca przyzwyczaic mieszkancow miasta do mysli o wojnie i smierci.
Gdy procesja zatrzymala sie obok wzniesionego przy koncu placu podestu, glowny kaplan uniosl miecz — wyraznie produkt trwajacej cale pokolenia, codziennej pracy akolitow Mlikkina — wysoko nad glowe i zaczal przemawiac do brudnego i halasliwego tlumu, ktory zebral sie wokol niego. Dennis nie wszystko z jego przemowy slyszal, jednak najwyrazniej ten czlowiek nie mial zbyt wysokiego mniemania o „holocie ze wschodu”. Gdy zaczal rzucac gromy na glowe krola Hymiela, niektorzy sposrod wiernych zaczeli spogladac po sobie nerwowo, jednak nie podniosl sie zaden glos protestu.
Duza liczba mieszkancow Zuslik, krzywiac sie z niesmakiem, opuscila plac, zostawiajac go uczestnikom zgromadzenia.
Z jednym wyjatkiem. Dennis zauwazyl, ze w przeciwleglym rogu placu jakas stara kobieta uklekla przed niewielka nisza, w ktorej stala zakurzona figurka. Wykrzywionymi reumatyzmem palcami staruszka probowala oczyscic figurke z warstw brudu, potem przy skreconej, spiralnej podstawie ulozyla swieze kwiaty.