jednoczesnie boi sie, ze bedzie musial wydac mnostwo pieniedzy na utrzymanie jej w dobrej formie. Otrzymany podarunek musi byc w przyszlosci gdzies zaprezentowany, a kazde odstepstwo od tej zasady okrywa obdarowanego hanba.

To bylo jak przygladanie sie wykonywanej z gracja pawanie. Jeszcze kilka razy Dennis zauwazyl gleboki smutek na twarzy obdarowanego, ktory zrobil krok w niewlasciwa strone i otrzymal podarunek zbyt bogaty.

W zajetym przez Artha rogu sali otworzono wlasnie beczulke z brandy. Sluzba roznosila wsrod gosci niewielkie kieliszki, wypelnione bursztynowym plynem. Przez sale przebiegla fala glebokich westchnien i nieopanowanych kaszlniec w slad za sluzacymi.

Dennis szukal wzrokiem Linnory. Byc moze tutaj, na przyjeciu, bedzie mial okazje wyjasnic jej, ze wcale nie pochodzi z krainy potworow. Chcial ja przekonac, ze grajac na zwloke, moze stac sie Kremerowi tak niezbedny, iz jeden wiezien z ludu L’Toff w porownaniu z nim bedzie dla barona naprawde bez znaczenia. Dennis byl pewien, ze w ciagu kilku miesiecy zdola uzyskac uwolnienie Linnory.

Jednak nigdzie jej nie mogl zauwazyc. Mial nadzieje, ze moze pojawi sie pozniej.

Pomniejsi arystokraci oraz czlonkowie gildii — w wiekszosci synowie i wnukowie ludzi, ktorzy pomogli ojcu Kremera zdobyc wladze — przechadzali sie po sali z zonami i w otoczeniu osobistych sluzacych, ktorych zadaniem bylo obnoszenie otrzymanych przez ich pana podarunkow W zwiazku z tym tlum wygladal jak zbiorowisko bardzo do siebie podobnych rodzenstw, tyle tylko, ze brat, niosacy na sobie wiecej bogactw zawsze szedl za mniej objuczonym a ten, ktory byl ubrany w kilka warstw ubiorow, nigdy nie otrzymywal roznoszonych przez sluzbe zakasek i napojow.

Dennisowi udalo sie uprosic Kremera, zeby nie przydzielal mu „ogona”, czyli sluzacego, ktorego zadaniem jest ciagle chodzenie za swym panem. Czul sie wystarczajaco zle ze swiadomoscia, ze ktos gdzies marnuje dlugie godziny, noszac jego paradne stroje. Nie mial ochoty zmuszac kogokolwiek do odgrywania przy nim tak ponizajacej roli, bez wzgledu na to jak mocno jest to osadzone w tutejszej tradycji.

Przy okazji pomoglo mu to zdobyc opinie czlowieka dziwnego. Oczywiscie wszyscy juz wiedzieli, ze Dennis jest pochodzacym z odleglych stron czarownikiem. Im wiecej uda mu sie zlamac konwencji, myslal, tym mniejsze bedzie prawdopodobienstwo, ze beda usilowali zmuszac go do naginania sie do jakichs kolejnych miejscowych zwyczajow.

— Czarowniku!

Dennis odwrocil sie i zobaczyl, ze Kremer kiwa do niego reka, wzywajac do siebie.

Obok barona stal diakon Hoss’k, ubrany w jaskrawoczerwone szaty, oraz tlumek miejscowych notabli. Dennis podszedl, jak tego po nim oczekiwano, i sklonil sie Kremerowi z wystudiowana uprzejmoscia.

— A wiec to jest ten mag, ktory nam pokazal, jak sie zuzywa wino w… brandy. — Bogato odziany mezczyzna podniosl swoj kieliszek w udawanym toascie. — Powiedz mi, czarowniku, czy skoro juz znalazles sposob na udoskonalanie rzeczy jadalnych, nauczysz nas, w jaki sposob zmienic kukurydze w befsztyk z poledwicy?

Mezczyzna rozesmial sie glosno do wtoru kilku chichotow stojacych najblizej niego osob. Wyraznie mial juz za soba kilka udanych prob zaznajomienia sie z pierwszym produktem Dennisa.

Baron Kremer usmiechnal sie lekko.

— Czarowniku, pozwol, ze cie przedstawie Kappunowi Thsee, starszemu gildii kamieniarzy oraz deputowanemu do Rady przy naszym wladcy, krolu Hymielu.

Dennis sklonil leciutko glowe.

— Jestem zaszczycony.

Thsee odpowiedzial kiwnieciem. Wypil resztke brandy z kieliszka i skinal na sluzacego, zadajac nastepnej porcji.

— Nie odpowiedziales na moje pytanie, czarowniku — powiedzial.

Dennis nie bardzo wiedzial, co odpowiedziec. Ci ludzie patrzyli na rzeczy w scisle okreslony sposob i kazde wyjasnienie, jakie moglby tutaj przedstawic, wiazalo sie z wprowadzeniem pojec, ktorych zrozumienie raczej przekraczalo zdolnosci pojmowania coylianskich arystokratow. A poza tym w tej wlasnie chwili do sali weszla ksiezniczka Linnora w towarzystwie sluzacej.

Tlum w poblizu wejscia rozstapil sie przed nia. Gdy zatrzymywala sie, zeby komus skinac glowa lub cos powiedziec, niemal nieodmiennie odpowiedzia byl przesadnie uprzejmy, nerwowy usmiech. Ludzie za jej plecami po prostu sie na nia gapili. Blyszczala wsrod tlumu jak gwiazda, zimna i niedostepna jak podobno caly gorski lud, z ktorego sie wywodzila.

— Obawiam sie, ze nie na tym to polega, moj drogi Thsee. Dennis odwrocil sie szybko i stwierdzil, ze ta ostatnia uwaga, konczaca dluga przerwe w rozmowie, zostala wypowiedziana przez Hoss’ka. Przez krotka chwile ulegl zludzeniu, ze to profesor Marcel Flaster, w jakis cudowny sposob nagle przeniesiony tu z Ziemi, rozpoczyna jeden ze swych nieslawnych, napuszonych wykladow.

— Widzisz — kontynuowal Hoss’k — czarownik wcale nie uzyskal brandy poprzez ulepszenie wina. Uzyl go po prostu w podobny sposob, jak kamieniarze uzywaja kawalkow krzemienia. On wytworzyl brandy, nadajac znanemu nam winu zupelnie nowa tresc.

Oczy Kappuna Thsee lsnily niezbyt umiejetnie skrywana chciwoscia.

— Gildia, ktora uzyska licencje na te sztuke… Baron Kremer rozesmial sie glosno.

— A niby dlaczego ten nowy, wspanialy sekret mialby zostac przekazany ktorejs z istniejacych gildii? Co, moj drogi przyjacielu, lupanie kamieni ma wspolnego z tworzeniem napoju, ktory smakuje jak plomien?

Kappun Thsee zmieszal sie wyraznie. Dennis staral sie sledzic droge Linnory przez sale. Odwrocil sie jednak szybko, gdy Kremer polozyl mu dlon na ramieniu.

— Nie, wielmozny Thsee — powiedzial baron, ciagle sie usmiechajac. — Nowe tresci, ofiarowane nam przez naszego czarownika moga zostac podzielone miedzy istniejace gildie, ale z drugiej strony — byc moze kazda z nich powinna posiadac gildie wlasna, odrebna. A ktoz lepiej by sie nadawal na starszego takiej nowej gildii niz ten, ktory przyniosl nam te sekrety?

Jedna z kobiet krzyknela cicho. Wszyscy pozostali zamarli w oslupieniu.

Przez chwile panowala martwa cisza. Nagle Dennis bardzo precyzyjnie uswiadomil sobie, co tutaj naprawde sie dzieje.

Kremer w sposob mistrzowski manipuluje tymi ludzmi! Machajac im przed nosem mozliwoscia dostepu do calego zestawu nowych „tresci”, wykorzystuje w sposob doskonaly zasade marchewki i bata. Juz wczesniej przeciagnal monopolistyczne gildie na swoja strone. Ale teraz wszystkie beda tanczyly tak, jak on im zagra.

Jednoczesnie Dennis zrozumial, ze Kremer wlasnie ofiarowal mu wieksze bogactwo i potege niz mogl dotychczas marzyc.

Zauwazyl, ze nawet zywiolowy Hoss’k wyraznie przygasl i spoglada na niego tak, jakby go widzial w zupelnie nowym swietle — juz nie jako swe osobiste, cenne odkrycie, ale jako potencjalnie niebezpiecznego rywala.

Taka sytuacja bardzo sie Dennisowi podobala. Ten czlowiek byl bezposrednim sprawca uwiezienia go w tym zwariowanym swiecie. Juz od dawna obiecywal sobie, ze da Hoss’kowi dobra nauczke.

Zauwazyl, ze Linnora podeszla nieco blizej, ale wyraznie unika nadmiernego zblizania sie do miejsca, w ktorym stoi baron.

— Wasza Wysokosc — powiedzial, odwracajac sie w strone Kremera — niektorym moze sie wydawac, ze moja brandy jest tylko mocniejszym rodzajem dobrze znanego wina. Czy moge przeprowadzic maly pokaz, ktory udowodni, ze w rzeczywistosci jest to cos zupelnie innego?

Kremer skinal glowa, usmiechajac sie lekko.

Dennis kazal sobie przyniesc pelen kieliszek oraz maly stolik. Gdy jego zyczenie zostalo spelnione, postawil brandy na stoliku i siegnal w glab jednego z obszernych rekawow swojej koszuli, wyjmujac stamtad kilka malych patyczkow, pokrytych z jednego konca powloka kruchej pasty.

Spedzil kilka dni, szukajac materialow, nadajacych sie do przeprowadzenia tego pokazu, a potem je oczyszczajac i przygotowujac. Zywil nadzieje, ze to, co ma zamiar za chwile zrobic, przyczyni sie do znacznego utrwalenia jego reputacji.

— Baron Kremer mowil o smaku plomienia. Ze sposobu, w jaki niektorzy z szanownych gosci poruszaja sie po sali, wnosze, ze krew w ich zylach nieco nadmiernie sie juz rozgrzala.

Zebrani wybuchneli smiechem. Rzeczywiscie kilku miejskich notabli mialo juz dobrze w czubie. Stali sie przez to latwymi ofiarami w grze w rozdawanie podarunkow. Ich sluzacy uginali sie pod nareczami wspanialych,

Вы читаете Stare jest piekne
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату