bardzo starych rzeczy, ktore zapewne powaznie przyczynia sie do uszczuplenia zasobow finansowych nowych wlascicieli.

Dennis zauwazyl, ze Linnora stanela przy pobliskiej kolumnie i rowniez ma zamiar przyjrzec sie zapowiedzianemu pokazowi. Usmiechnela sie, gdy wspomnial o nierozwaznych gosciach.

Zachecony tym usmiechem, ciagnal dalej.

— W porownaniu z tymi wspanialymi podarunkami, jakie to dzisiaj zostaly wymienione, ja, biedny czarownik, niewiele moge zaoferowac. Jednak dla barona Kremera mam w darze nowa tresc… tresc ognia!

Uderzyl dwa patyczki o siebie. Ich konce natychmiast stanely w plomieniach.

Tlum jeknal i cofnal sie z przestrachem. To byly dosc prymitywne zapalki, dymiace i smierdzace siarka i azotanami, ale dzieki temu pokaz byl jeszcze bardziej widowiskowy. Dennis ogladal przyrzady, ktorych tutaj uzywano do rozpalania ognia. Byly dosc wydajne, ale opieraly sie na prymitywnej zasadzie okrecanego w hubce patyka. Taka rzecz, jakiej dokonal przed chwila — natychmiastowe uzyskanie plomienia — byla tutaj nieosiagalna.

— A teraz — powiedzial dramatycznym tonem, machajac zapalkami dla wzmocnienia efektu — smak ognia!

Zblizyl jedna z zapalek do brandy w kieliszku. Na jej spotkanie wyskoczyl migoczacy, blekitny plomyczek. Widzowie westchneli, a potem zapadla dluga cisza.

— Tresc ognia… schwytana w napoju? — Dennis odwrocil sie i zobaczyl, ze Hoss’k ma oczy okragle ze zdumienia.

— Wspanialy pokaz — powiedzial Kremer zupelnie spokojnym glosem. — Zapewne opieral sie on na podobnej zasadzie jak ta, dzieki ktorej ziomkom naszego czarownika udaje sie uwiezic w pudelkach te malenkie zwierzeta. Jak widac, znalezli rowniez sposob na to, by schwytac ogien. To naprawde godne podziwu.

— Ale… ale… — wyjakal Hoss’k. — Ogien jest jedna z tresci zycia! Zgadzaja sie z tym nawet ci, ktorzy pozostali przy Starej Wierze. Pozostaje on wylacznie we wladzy bogow, ktorzy tworza i udoskonalaja ludzi! My potrafimy wyzwolic tresc ognia z rzeczy, ktora niegdys zyla… ale nie mozemy jej uwiezic!

Dennis nie wytrzymal i wybuchnal smiechem. Hoss’k, zupelnie zbity z pantalyku, nerwowo oblizywal wargi i ten widok dostarczyl Dennisowi niemalej satysfakcji. Oto wreszcie chocby odrobine odplacil za to, co ten facet mu zrobil.

— Przeciez to wlasnie przed chwila powiedzialem! — Kremer rozesmial sie glosno. — Dennis Nuel potrafi schwytac w narzedziu kazda tresc. Jakich cudow mozemy oczekiwac, jesli tylko zapewnimy mu nasza pelna pomoc?

Tlum potaknal poslusznie, ale Dennis czul, ze wszyscy sa mocno przestraszeni. Na twarzach malowala sie niepewnosc i jakby zabobonny lek.

Dennis spojrzal w lewo, ciagle podsmiewajac sie z miny Hoss’ka, i zobaczyl Linnore. Rowniez ona byla zaniepokojona i przestraszona, chyba nawet bardziej niz inni.

Ksiezniczka zaszczycila Dennisa tylko jednym, ale za to miazdzacym spojrzeniem, potem odwrocila sie i ruszyla ku wyjsciu.

Teraz Dennis przypomnial sobie to, co Hoss’k powiedzial o ludziach trwajacych przy Starej Wierze. Najwyrazniej male przedstawienie, ktore im tutaj urzadzil, na nowo obudzilo w Linnorze strach przed tymi, ktorzy bezwzglednie wykorzystuja, pokrewna jej rase. Czy istnieje cokolwiek, co moglby zrobic, a co nie zostanie przez nia opacznie zrozumiane?

W tym momencie uswiadomil sobie, ze to Kremer podal taka, a nie inna interpretacje tego, co tu sie stalo. Baron swiadomie przedstawil jego dzialanie w swietle, ktore dawalo mu pewnosc, ze ksiezniczka wszystko zrozumie opacznie.

Dennis stwierdzil ze smutkiem, ze ten czlowiek wyraznie go przerasta. W zaden sposob nie zdola stawic czola takiemu artyzmowi w manipulowaniu ludzmi. Czy wobec tego ma jakies inne wyjscie poza wspolpraca?

Zywil tylko nadzieje, ze pewnego dnia rowniez Linnora to zrozumie.

* * *

Nastepnego ranka Dennis i Arth pojawili sie przy aparacie destylacyjnym dosc pozno, z glowami wciaz ciezkimi po wczorajszym przyjeciu. Stwierdzili, ze przydzieleni im do pomocy robotnicy rowniez urzadzili sobie uroczystosc i to chyba bardziej huczna niz oficjalna, gdyz przy okazji powaznie uszkodzili destylator.

Teraz kulili sie, przerazeni perspektywa czarnoksieskiego gniewu.

Dennis jednak tylko westchnal „Och, do diabla!” i zagonil ich do pracy przy naprawie szkod. Byl nawet zadowolony znajdujac dodatkowe zajecie, dzieki ktoremu mogl oderwac sie na chwile od rozpamietywania swojej sytuacji.

Niewatpliwie poczynil postepy w realizacji planu, zmierzajacego do zdobycia wplywu na barona Kremera. Ciagle uwazal takie rozwiazanie za najlepsze — dla siebie, dla przyjaciol dla Linnory, a nawet dla mieszkancow tego kraju.

A jednak wydarzenia ostatniego wieczoru zostawily w jego duszy niemily osad. Staral sie skoncentrowac na pracy i nie myslec o tym wszystkim.

Wczesnym popoludniem przed frontowa brama rozleglo sie granie rogu. Niemal natychmiast odpowiedzialy mu trabki z zamkowej wiezy. Na dziedziniec wybiegli zolnierze, formujac korytarz od bramy do zamku.

Dennis spojrzal pytajacym wzrokiem na Artha, ktory tylko wzruszyl ramionami. Maly zlodziej, teraz przekwalifikowany na bimbrownika, rowniez nie mial pojecia, co sie dzieje.

Z zamku wyszedl baron Kremer w otoczeniu swoich dworzan. Wszyscy byli paradnie ubrani — od patrzenia na ich blyszczace w promieniach slonecznych stroje niemal bolaly oczy.

Zatrzymali sie na podwyzszeniu w polowie drogi przygladajac sie, jak straznicy otwieraja brame.

Na dziedziniec wjechal niewielki, konny oddzial.

— To poslancy od L’Toff — szepnal Arth z podnieceniem.

Juz wczesniej powiedziano im, ze ta grupa zbliza sie do miasta. L’Toff przyjechali w poszukiwaniu swej zaginionej ksiezniczki, niewatpliwie podejrzewajac, ze znajduje sie ona w rekach Kremera.

Dennis nie zostal zaproszony do komitetu powitalnego mimo niewatpliwych wzgledow, jakimi ostatnio cieszyl sie u barona. Byla to nastepna oznaka znakomitej intuicji Kremera, jego znajomosci ludzkiej natury. Z pewnoscia wiedzial, ze we wszystkich sprawach, ktore wiazaly sie z ksiezniczka, Dennis nie jest osoba godna zaufania.

Dennis spojrzal na parapet drugiego pietra, po ktorym Linnora ostatnio czesto sie przechadzala. Oczywiscie teraz jej tam nie bylo. Zapewne podczas calej wizyty jej ziomkow pozostanie w zamknieciu i pod czujna straza.

Dennis podszedl do niskiego plotu, odgradzajacego te czesc dziedzinca, na ktorej pracowali, i oparl stope o jeden ze szczebli. Przygladal sie z ciekawoscia, jak poslowie przejechali wzdluz szpaleru zolnierzy i zblizyli sie do podwyzszenia i czekajacego tam barona.

Bylo ich pieciu, wszyscy w miekkich plaszczach o przygaszonych kolorach. Dennisowi wydawali sie zupelnie normalni, wyrozniali sie jedynie brodami, niezbyt popularnymi wsrod Coylian. Byli nieco szczuplejsi od mieszkancow Zuslik i od przybyszow z pomocy. Jechali, patrzac prosto przed siebie i calkowicie ignorujac wrogie spojrzenia mijanych zolnierzy.

Zatrzymali sie kilkanascie metrow od podwyzszenia, zeskoczyli z koni i wzniesli dlonie, salutujac baronowi.

Dennis widzial twarz Kremera znacznie wyrazniej niz na wpol odwrocone twarze emisariuszy. Nie slyszal slow, ale odpowiedz barona byla zupelnie oczywista. Wzniosl rece bezradnym gestem i potrzasnal glowa, usmiechajac sie z niezbyt szczera sympatia.

— Za chwile pewnie powie, ze jego zwiadowcy nie robia nic innego, tylko dniami i nocami poszukuja ich ksiezniczki — powiedzial Arth.

Rzeczywiscie Kremer wskazal reka zolnierzy oraz stojacy w poblizu oddzial jezdzcow, potem podniosl ja w gore, ku cierpliwie krazacym ponad miastem szybowcom.

— Ci dwaj L’Toff po prawej wyraznie mu nie wierza — skomentowal Arth. — Wygladaja tak, jakby chcieli rozniesc ten zamek na kawalki, a jego wlasciciela na samym poczatku.

Siwobrody dowodca grupy poslow polozyl dlon na ramieniu jednego ze swych towarzyszy, mlodzienca w

Вы читаете Stare jest piekne
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату