ponownie bedziemy mogli rozmawiac jak dzentelmeni. Z duzym zainteresowaniem dowiedzialbym sie, w jaki sposob twoim ziomkom udalo sie wytlumaczyc krnabrnym L’Toff, ze powinni byc posluszni. Moze ksiezniczka Linnora moglaby nam posluzyc jako sprawdzian.
Usmiechnal sie szeroko, potem odwrocil sie i wyszedl. Drzwi zatrzasnely sie i Dennis zostal sam na sam z jednym straznikiem. Na dlugi czas zapanowala cisza, jedynie daleko z dolu dobiegaly odlegle okrzyki cwiczacych zolnierzy.
Ziemianin usiadl na pryczy. Niemal mogl sobie wyobrazic, jak zmienia sie ona w prawie widoczny sposob, jak z kazda przelezana na niej chwila staje sie coraz lepszym i lepszym lozkiem.
Logicznie rzecz ujmujac, ciagle mial taki sam wybor jak przedtem, jedynie realizacja celu mogla sie nieco odwlec. Byl pewien, ze po roku czy dwoch ustawicznego dokarmiania Kremera technicznymi cudenkami zyskalby pelne zaufanie i wdziecznosc, szczegolnie gdyby wynalazl dla niego proch strzelniczy, umozliwiajac w ten sposob latwy podboj calej Coylii.
Potrzasnal glowa, odrzucajac taka mozliwosc. Nigdy przedtem nie zastanawial sie nad tym specjalnie, ale teraz przyszlo mu do glowy, ze w kazdym swiecie do najwiekszych zbrodniarzy mozna by zaliczyc inzynierow, ktorzy ochoczo i w pelni swiadomie wkladaja narzedzia zaglady w rece tyrana. Nie mjal zamiaru, chocby sie walilo i palilo, dawac Kremerowi prochu ani kola, ani sekretu wytopu metali, ani w ogole czegokolwiek, co mogloby byc uzyte do prowadzenia dzialan wojennych.
Wiec co w tej sytuacji mogl zrobic, co mu pozostalo? Tylko ucieczka. Musi znowu znalezc jakis sposob, zeby sie stad wydostac.
Rozzarzone zelazne szczypce zamknely sie na jego palcach. Powietrze wypelnil swad palonej skory, kurczacej sie, czerniejacej i platami odpadajacej z jego dloni.
Dennis jeknal. Poczul zimna, spryskujaca mu twarz wilgoc. Otworzyl oczy, oddychajac ciezko.
Zobaczyl pochylona, pelna troski twarz Artha.
— Cos ci sie snilo, Dennizz. To musial byc jakis koszmar. Juz wszystko w porzadku?
Dennis skinal glowa. Zapadl w poobiednia drzemke, ulozywszy sie wygodnie w poblizu miejsca, w ktorym pracowali nad destylarnia. Teraz juz zblizal sie zmierzch, wyraznie widoczny w poglebiajacych sie cieniach pod zamkowymi murami.
— Tak, w porzadku. Nic mi nie jest. — Slabo machnal reka. Wstal i osuszyl twarz recznikiem. Ciagle nie mogl sie otrzasnac z wrazenia, jakie zrobil na nim ten koszmarny sen.
— Wlasnie wrocilem z wiezienia — powiedzial Arth. — Uparlem sie, ze musze osobiscie wybrac facetow do obslugi naszego urzadzenia.
Dennis skinal z zadowoleniem.
— I co, dowiedziales sie czegos? Arth potrzasnal glowa.
— Nikt ich nie widzial, ani Stiyyunga, Gatha czy Maggin, ani tez zadnego z moich chlopcow, wiec chyba po prostu nie zostali zlapani.
Dennis szczerze sie ucieszyl. Byc moze Stivyungowi w koncu uda sie dotrzec do zony i syna. Myslac o tym, sie wyraznie podniesiony na duchu.
— I jaki teraz mamy plan? — spytal Arth cicho, straznicy nie mogli go uslyszec. — Sprobujemy zrobic na nastepny balon? A moze myslisz o czyms innym, jak ta pila ktora przecina mury?
Po obejrzeniu egzekucji przyjaciela Arth nie byl juz tak zachwycony zyciem wewnatrz zamkowych murow. W tej chwili pragnal jedynie wydostac sie stad, znowu zobaczyc swoja zone i jak najmocniej dopiec baronowi Kremerowi Spogladal na Ziemianina z calkowitym zaufaniem.
Dennis bardzo pragnal podzielac to uczucie.
Gdy zapadl zmierzch, oddzial zolnierzy wszedl na podwyzszenie na dziedzincu, na ktorym podczas dnia trzymany byl iglowiec Dennisa. Pistolet chowano na noc, jednak poza tym niemal ciagle wystawiony byl na dzialanie promieni slonecznych. Bez przerwy strzeglo go przynajmniej szesciu straznikow.
Dennis wykonal w pamieci kilka obliczen. Iglowiec z pewnoscia zbliza sie juz do teoretycznej granicy wydolnosci tego typu broni. Bez wzgledu na to, jak ostatnio stal sie wydajny, moze wyrzucac okruchy metalu tylko z taka energia, jaka przedtem udalo mu sie wchlonac za pomoca niewielkiej baterii slonecznej.
To stanowilo jeszcze jeden powod do jak najszybszej ucieczki. Kremer wspomnial o zamiarze uzycia iglowca do kruszenia murow atakowanych miast. Dennis nie bardzo chcial znajdowac sie w poblizu w momencie, w ktorym baron stwierdzi, ze smiercionosna bron moze zostac udoskonalona tylko do pewnej granicy.
Uwaznie przygladal sie straznikom ostroznie zabierajacym iglowiec z malego solarium. Nie. Bron byla strzezona zbyt starannie. Z pewnoscia nie zdolalby jej odzyskac i przebic sie z jej pomoca na wolnosc. Musi wymyslic jakis inny sposob.
Zastanawial sie nad zbudowaniem wozka i zuzyciem go tak zeby stal sie pojazdem pancernym. Teoretycznie powinno byc to mozliwe. Ale prawdopodobnie trwaloby miesiace albo nawet lata, biorac pod uwage szybkosc, z jaka rzeczy ulegaly poprawie. W obecnych okolicznosciach to rozwiazanie bylo zupelnie bezuzyteczne.
Gdy zapadl zmierzch, Dennis przygladal sie sciaganiu latawcow strazniczych. Dywizjon szybowcow juz jakis czas temu zakonczyl loty treningowe i osiadl na ziemi.
Dennis jeszcze raz pomyslal o szopach, w ktorych trzymano szybowce. Straz przy nich nie byla zbyt mocna. Latanie tymi lekkoskrzydlymi maszynami wymagalo dlugiego treningu i baron Kremer zakladal, ze ma pod swoja kontrola jedyny na swiecie zespol wykwalifikowanych pilotow.
I mial racje. Dennis nigdy nie lecial nawet ziemskim szybowcem o sztywnych skrzydlach, nie wspominajac nawet o tych zrodzonych z latawcow konstrukcjach. Jednak mial za soba kilka lekcji pilotazu na jednosilnikowym samolocie sportowym. Przed znalezieniem sie w tym swiecie nosil sie z mocnym postanowieniem dokonczenia nauki i zdobycia licencji pilota.
Te dwa rodzaje latania nie moga sie az tak bardzo roznic, prawda?
Tak czy inaczej ogladal mnostwo filmow i przeprowadzil wiele rozmow z szybownikami. Poza tym uczeszczal na wyklady z aerodynamiki. Zasady lotu robily wrazenie bardzo prostych.
— Znalazles juz sposob na niezauwazalne wychodzenie ze swego pokoju? — spytal Artha.
— Oczywiscie — prychnal maly zlodziej. — Zamykaja drzwi na zasuwe, ale faceta takiego jak ja nie mozna utrzymac w pomieszczeniu, ktore nie bylo zuzywane jako cela wiezienna.
— Szczegolnie jesli ma do pomocy troche tego idealnego smaru.
Arth kiwnal glowa. Mogl zbierac ciecz tylko wtedy, gdy byl pewien, ze nikt go nie obserwuje, wiec nie mial jej zbyt duzo. Jednak nawet z niewielka iloscia smaru mozna byl zajechac bardzo daleko.
— Po zmierzchu moge sie zupelnie swobodnie poruszac po mniej uzywanych partiach zamku. Najtrudniej jest z murami zewnetrznymi, pelno tam niuchaczy, swiatel i straznikow Moglbym ukrasc polowe rzeczy z sali bankietowej Kremera gdybym wiedzial, ze uda mi sie przerzucic je na zewnatrz.
— Myslisz, ze udaloby ci sie wyniesc cos stamtad? — Dennis skinal w strone szopy, w ktorej nieco wczesniej piloci starannie skladali swoje szybowce.
Arth spojrzal na Dennisa niespokojnie.
— Och, nie wiem. Te szybowce sa troche nieporeczne. — Zagryzl warge. — Twoje pytanie jest… retoryczne… — starannie wymowil slowo, ktorego Dennis go nauczyl — prawda? Nie ma nic wspolnego z pomyslem na ucieczke, co?
— Obawiam sie, Arth, ze jednak ma.
Arth zadrzal.
— Tego sie wlasnie obawialem. Dennizz, czy wiesz, ilu ludzi Kremer stracil, zanim skompletowal zalogi, ktore umieja poslugiwac sie tymi rzeczami? W dalszym ciagu ginie niemal polowa nowych pilotow. Rzeczywiscie potrafisz poprowadzic taki szybowiec?
Pomoc Artha byla Dennisowi niezbedna. Zeby ja sobie zapewnic, musial wzbudzic w nim wiare w swoje umiejetnosci.