Dennis odwrocil glowe, zeby nie patrzec na to, co sie tam dzieje. Mogl przynajmniej, odchodzac stad i zmuszajac straznikow do podazenia za soba, oszczedzic dziewczynie publicznosci, swiadkow jej upokorzenia. Z opuszczona glowa poszedl szybko przed siebie. Straznicy chichotali, trzymajac sie w odleglosci kilku krokow za jego plecami.

Przeszedl kilkanascie metrow i nagle zauwazyl na niebie, .ja poludniowej jego stronie, jakby przesuwajacy sie cien.

Cos przeslanialo gwiazdy na niewielkim obszarze, poruszajac sie przez ciemnosci nocy szybciej od chmury, mialo tez bardziej regularny ksztalt i powiekszalo sie w miare zblizania. Wytezyl wzrok, ale swiatlo lamp na murach uniemozliwialo dokladniejsze widzenie w ciemnosci.

Nagle jego twarz rozjasnila sie usmiechem. Czy to mozliwe…?

Z poludniowego kranca dziedzinca dobiegl nagly wrzask, ktory po chwili rozplynal sie w wiele podnieconych okrzykow. Po chwili zostaly one przytlumione przez ostry dzwiek dzwonu alarmowego. Z koszar zaczeli wysypywac sie zolnierze, w pospiechu nakladajac na siebie przypadkowe czesci zbroi.

W swiatlo migoczacych na wiezy pochodni wplynela z ciemnosci nocy ogromna kula. Miala dwoje wielkich, blyszczacych i spogladajacych gniewnie oczu. U dolu poteznej twarzy ziala paszcza, w ktorej plonal ogien.

— Ha, ha! — Dennis podskoczyl i machnal piescia ponad glowa. — Kremer ich nie zlapal! Zuzyli moj balon i teraz on lata! Naprawde lata!

Wielka kula materialu i rozgrzanego powietrza syczala i kolysala sie nad zewnetrznym murem, powoli nabierajac wysokosci. Pod nia, w wyplatanej gondoli, poruszaly sie na tle plomieni niewyrazne ludzkie sylwetki.

Dennis odniosl wrazenie, ze z balonem cos jest nie w porzadku. Nie wznosil sie tak szybko, jak by mozna sie bylo spodziewac. A co gorsza, kierowal sie prosto na najwyzszy z zamkowych budynkow! Wygladalo na to, ze moze nawet zawadzic o jego szczyt!

— No dalej, chlopcy! — mruczal Dennis, podczas gdy jego straznicy pokazywali sobie balon, spogladajac nan pelnymi trwogi oczyma. — W gore! W gore i uciekajcie stad jak najszybciej!

I rzeczywiscie balon zaczal sie wznosic jakby troche szybciej. Malenkie twarze spogladaly z gondoli na dziedzinie w dole. Kilku zolnierzy rzucilo wloczniami i kamieniami, ale zaden z pociskow nie dolecial dostatecznie blisko, zeby zagrozic pelnemu majestatu, powietrznemu statkowi.

Dennis odwrocil sie, zeby zobaczyc, jak na to wszystko reaguje Kremer. Wspaniale byloby zaklocic jego niezachwiana dotad pewnosc siebie.

Baron puscil Linnore, ktora teraz kulila sie pod murem rozmasowujac ramiona i poplakujac z cicha.

Jednak Kremer, w odroznieniu od swoich ludzi, wcale nie sprawial wrazenia przestraszonego. Przeciwnie — usmiechal sie szeroko, siegajac w glab szaty.

— Och — powiedzial Dennis, uzmyslawiajac sobie, co za chwile moze nastapic. — Nie, tego mi, ty sukinsynu, nie zrobisz. — Pospiesznie zaczal odwijac sluzaca mu za pas szarfe. Spojrzal przelotnie na kulacych sie w cieniu balonu straznikow. W tym momencie rozlegly sie dwa gluche uderzenia, potem dwa rzucone z gory worki z piaskiem eksplodowaly, obsypujac straznikow i zmuszajac ich do ucieczki.

Starannie dobrane kamienie wypadly zza pasa prosto w nadstawiona dlon. Dennis pobiegl w strone pierwszego parapetu, rozprostowujac szarfe i modlac sie, zeby zdazyc na czas.

Kremer, dzieki Bogu, bawil sie iglowcem, delektujac sie chwila. Czekal, az balon podleci do niego jeszcze odrobine blizej. Dennis zmierzyl dlugosc pasa, wrzucil kamien w zlozenie i zaczal okrecac te prowizoryczna proce nad glowa.

Z wyjatkiem tego przypadku na przyjeciu nie uzywal procy od czasu obozow skautowskich. Gdyby tylko mial tu mozliwosc troche nad nia popracowac!

Kremer podniosl pistolet i starannie wymierzyl w balon. W tej samej chwili Dennis wypuscil kamien.

Pocisk uderzyl w zaostrzony kolek tuz przed baronem, odbil sie z halasem i polecial w ciemnosc. Kremer odskoczyl, wyraznie zaskoczony. Przez chwile rozgladal sie nerwowo, potem zauwazyl Dennisa, stojacego w dole na oswietlonym dziedzincu i przygotowujacego sie pospiesznie do nastepnego strzalu.

Baron usmiechnal sie i skierowal iglowiec w dol, na Ziemianina. Dennis uswiadomil sobie, miedzy jednym uderzeniem serca a drugim, ze ma zbyt malo czasu, by wypuscic nastepny kamien. Proca zatoczyla dopiero drugie kolo nad jego glowa, gdy Kremer nacisnal spust.

Chmura smiercionosnych okruchow metalu rozorala ziemie kilka metrow na prawo. Dennis zamrugal, szczerze zaskoczony tym, ze jeszcze zyje. Jednak przyczyna tego stanu rzeczy byla zupelnie oczywista. W barona uderzyl sztorm jasnych wlosow i paznokci, psujac pierwszy strzal i zupelnie uniemozliwiajac nastepne.

Dennis, troche zdziwiony, jednak niezbyt jeszcze sklonny do rozmyslan nad swym szczesciem, krecil nadal proca, wypatrujac czystej sytuacji strzeleckiej. Nie mogl strzelic, gdyz bal sie, ze moze trafic Linnore. Ksiezniczka z furia atakowala Kremera, starajac sie odebrac mu pistolet.

Dennis poczul, ze jego ramie zaczyna sie meczyc. Gdyby choc na chwile sie odsunela!

Balon znajdowal sie dokladnie nad nimi, poruszajac sie dosc szybko. Potrzebne bylo jeszcze moze pol minuty, zeby wzniosl sie na bezpieczna wysokosc i rozplynal w ciemnosci…

Kremerowi udalo sie chwycic Linnore za ramie i przewrocic ja na podloge. Na jego twarzy widnialy wyrazne slady zadrapan i wreszcie zaczal sprawiac wrazenie zaniepokojonego. Spojrzal na Dennisa, jakby obiecujac, ze wkrotce nadejdzie jego kolej, potem podniosl iglowiec w strone balonu.

Dennis zdawal sobie sprawe, ze lada chwila zostanie powalony przez straznikow. Slyszal szybko zblizajacy sie tupot ich nog. Wypuscil kamien i wiedzial, ze zrobil to dokladnie we wlasciwym momencie.

Pocisk uderzyl Kremera w lewa skron i w tej samej chwili balon osiagnal zenit, a w plecy Dennisa uderzylo kilkaset funtow w postaci cial straznikow.

„Naprawde powinienem zrezygnowac z takich kontaktow z ludzmi” — pomyslal Dennis, gdy ziemia podnosila sie na spotkanie jego twarzy.

VIII. EUREKAARRG!

To robilo sie juz naprawde nudne — te przebudzenia bez wiedzy, gdzie sie jest, i z uczuciem, ze zostalo sie przed chwila wyciagnietym ze zsypu na smiecie.

Nawet bez otwierania oczu Dennis mogl sie zorientowac, ze znowu znalazl sie w lochach. Ostre zdzbla slomy wbijaly mu sie w nagie plecy, nie czul ich jedynie w miejscach, w ktorych bandaze okrywaly powazniejsze skaleczenia i stluczenia.

Jednak ktos zdecydowal sie utrzymac go na razie przy zyciu. To juz bylo cos.

I jeszcze jedno. Pomimo znacznie powazniejszych obrazen — a tym razem musieli niezle nad nim popracowac — Dennis mial duzo lepsze samopoczucie niz przy okazji innych pobic, ktorych doznal tutaj na Tatirze. Tym razem przynajmniej nieco sie odgryzl. Wspomnienie barona Kremera, walacego sie niczym sciete drzewo, dzialalo jak dobry srodek przeciwbolowy.

Zadrzal z zimna i krzywiac sie, powoli usiadl. Starannie przyjrzal sie swemu cialu, nabierajac pewnosci, ze nic nie zostalo powaznie i na trwale uszkodzone.

„Na razie” — pomyslal.

Przejmujaco wilgotnym korytarzem niosly sie niewyrazne, miekkie uderzenia — jakby ktos cos cial bardzo ostrym narzedziem. Byc moze to kat doskonalil swoj topor.

* * *

Plynal czas, odmierzany jedynie niezbyt czestymi posilkami, wciaz nowymi myslami i wrzaskami jakiegos biedaka gdzies w glebi lochu.

Nieco z tego czasu Dennis poswiecil na ogledziny swoich bandazy, ktore wygladaly tak, jakby nigdy nie trzeba bylo ich zmieniac. Latwo przepuszczaly powietrze, pozostawaly wciaz czyste i wlasciwie w ogole ich nie czul. Oczywiscie, uswiadomil sobie, zapewne byly dlugo i intensywnie zuzywane. Niewatpliwie w czasie pokoju baron zapewnia swoim ludziom bezplatna opieke medyczna, zeby po wybuchu wojny materialy opatrunkowe byly jak najlepszej jakosci. Zapewne w tutejszym, zamkowym szpitalu sa takie, ktore licza sobie setki lat.

Вы читаете Stare jest piekne
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату