Surah wiedziala to wszystko, gdyz znalazla sie w samym centrum wydarzen. Poniewaz znala nieco sytuacje w Zuslik, ostala zaproszona do stolu, przy ktorym siedzieli Linsee, Demsen, dowodcy i starszyzna. Wszyscy z uwaga sluchali jej zdeprymowanych odpowiedzi na ich pytania.
W czasie tej narady mlody ksiaze Proll zazadal pozwolenia na przeprowadzenie szturmu Zuslik i odbicie Linnory sila. Odwaga i charyzma Prolla zjednaly mu spore poparcie. Mlodsi L’Toff nie byli w stanie myslec o niczym poza swa piekna ksiezniczka, ktora cierpiala w wiezieniu.
Ale Linsee zdawal sobie sprawe, ze w otwartej walce sily Kremera zdecydowanie przewazaly, zwlaszcza od momentu udoskonalenia przerazajacego korpusu szybowcowego barona. Powtorzenie tego osiagniecia wymagaloby wielu lat niebezpiecznych eksperymentow. O wiele wczesniej doszloby do wojny.
Linsee wyslal poselstwo, na ktorego czele stali naczelnik Rady Starszych i ksiaze Proll. Mialo ono odwiedzic Kremera i zasiegnac informacji. Nie spodziewal sie, zeby poselstwo cos osiagnelo, ale to bylo wszystko, co mogl uczynic. Z oporami polecil rowniez, by wzmocniono obrone granic tymi szczuplymi silami, jakie mial w dyspozycji.
Surah sluchala tego i doszla do odbierajacego nadzieje przekonania, ze nikt tu nie pomoze w rozwiazaniu jej osobistego problemu. Jezeli L’Toff i Krolewscy Zwiadowcy nie byli w stanie nic uczynic, zeby ocalic Linnore, to co dopiero mowic o prostym farmerze — nawet jezeli byl to emerytowany sierzant zwiadowcow — ktorego uwiezil kaprys barona Kremera?
Ksiaze Linsee dal jej osla, troche zywnosci i dolaczyl swoje najlepsze zyczenia. Nikt poza straza graniczna nie zauwazyl jej odejscia.
Wrocila i zastala kraj w stanie wrzenia. Przygotowania do wojny byly w pelnym toku, a caly rejon przeczesywano w poszukiwaniu waznych zbiegow.
Bez wzgledu na skale rozgrywajacych sie wokol wydarzen, zycie musialo toczyc sie nadal. Odebrala syna od swojej siostry i skierowala sie do domu. Chciala zajac sie farma najlepiej jak potrafila, wierzyla bowiem mimo wszystko, ze Stiyyung jednak kiedys do niej powroci.
A w domu znalazla zbiegow ukrywajacych sie w jej wlasnej sypialni.
Surah Sigel westchnela i ponownie napelnila kubek Dennisa goracym thahem.
— Nie mialam wiele do powiedzenia o tym, co sie dzieje — stwierdzila na zakonczenie. — Jestem tylko zona farmera, mimo ze Stiyyung uczyl mnie czytac, pisac i tak dalej. Wydaje mi sie jednak, ze bylam swiadkiem i mam jakis niewielki udzial w tych wydarzeniach.
Popatrzyla na Dennisa. Z wyrazu jej twarzy wywnioskowal, ze wpadla na jakis pomysl. Mowila o nim niesmialo, jakby obawiajac sie, ze ja wysmieje.
— Wiesz, moze kiedys napisze ksiazke o tym, co widzialam, i opowiem o ludziach, z ktorymi sie spotkalam, zanim wybuchla wojna. Czy nie byloby to cos?
Dennis przytaknal skinieniem glowy.
— To byloby cos.
Westchnela i odwrocila sie, zeby przegarnac wegle.
Dennis od lat nie zajmowal sie stolarka i nie przywykl do narzedzi, ktorymi obecnie pracowal. Mimo to wczesnym rankiem przystapil do pracy.
Ostrugal dwa dlugie, mocne drazki, ktore przedtem byly trzonkami znalezionych na ganku na wpol zuzytych motyk, a nastepnie wycial kilka plaskich desek ze zlobu na siano. Kiedy pani Sigel wrocila od swojej siostry z lepszymi narzedziami, Dennis wywiercil cztery otwory w bokach lekkiego do pojenia i przesunal drazki przez otwory.
Linnora siedziala z obandazowanymi stopami na stercie siana i przygotowywala skorzana uprzaz. W zaznaczonych przez Dennisa miejscach zgrabnie wiercila szydlem otwory w skorzanych paskach, a potem laczyla je rzemykami. Nucila cicho i usmiechala sie do Dennisa, gdy tylko unosil glowe znad swojej pracy. Dennis odpowiadal usmiechem. Przy takim duchowym wsparciu trudno bylo czuc sie zmeczonym.
Arth sapiac wszedl do stodoly. Niosl niewielki fotelik, ktory Surah Sigel poswiecila na zrealizowanie projektu. Postawil fotel i uwaznie przyjrzal sie konstruowanemu przez Dennisa urzadzeniu.
— Zrozumialem! — Maly zlodziej strzelil palcami. — Wstawimy fotel do koryta i ksiezniczka wsiadzie do srodka. Potem schwycimy te dragi i podniesiemy ja! Slyszalem juz o takich rzeczach. Nazywaja je „lektyka”. Kiedy wiele lat temu cesarz zza morza przybyl z wizyta do naszego krola, podobno noszono go w czyms takim. Paru naszych arystokratow probowalo skopiowac to urzadzenie i zanim zrezygnowali, niemal doszlo do zamieszek.
Dennis tylko usmiechnal sie i pracowal dalej. Za pomoca wspanialej pily o diamentowym brzeszczocie wycial z plaskiego kawalka pnia cztery identyczne kregi. Mialy okolo metra srednicy i cal grubosci.
Arth przez minute myslal, a potem zmarszczyl brwi.
— Ale zeby to niesc, trzeba bedzie czterech mezczyzn! A jest nas tylko dwoch, no i osiol z L’Toff, ktorego dala nam Surah! A kto bedzie podtrzymywal z czwartej strony? — Podrapal sie w glowe. — Chyba jednak dalej nic nie rozumiem.
Dennis ostrym swidrem wywiercil otwory w kazdym z czterech kregow.
— Chodz, Arth — powiedzial, kiedy juz skonczyl. — Pomoz mi z tym, dobrze?
Pod kierunkiem Dennisa przywodca zlodziei uniosl jeden z dragow przechodzacych przez scianke koryta. Dennis wsunal krag na jego koniec, a potem zdjal go z powrotem, zeby powiekszyc nieco otwor. Kiedy przymierzyl ponownie, krag wsunal sie kilka cali glebiej na oske. Owinietym w szmate mlotkiem wbil go jeszcze dalej.
Arth opuscil koryto. Spoczelo pochylone pod dziwnym katem, z jednej strony oparte na postawionym na sztorc kregu. Linnora odlozyla swoja prace i przesunela sie na skraj stogu siana, zeby moc lepiej widziec.
— Co to takiego, Dennis? — spytala.
— To sie nazywa kolo — odpowiedzial. — Kiedy wszystkie cztery znajda sie na swoich miejscach, przy pomocy osla Surah bedziemy mogli zabrac sie stad jutro w nocy niemal tak szybko, jakbys szla pieszo. Oczywiscie zmusi nas to poczatkowo do korzystania wylacznie z drog, ale nic sie na to nie poradzi. A poza tym przelecz mozna przejsc tylko droga.
Dennis polecil Arthowi, zeby po kolei podnosil kazdy rog i wciskal kola na kazda koncowke osi.
— Cale to urzadzenie nazywa sie „wozek”. W moim kraju ten prymityw wytrzymalby najwyzej pare godzin. Sadze, ze poczatkowo nie bedzie to o wiele lepsze niz ciagniecie tego koryta brzuchem po ziemi. Przede wszystkim miedzy kadlubem i oskami nie ma zadnego lozyska. Wspolczynnik tarcia tocznego bedzie koszmarny. Oczywiscie, w miare zuzycia mozna przypuszczac, ze pojawi sie efekt smarowania…
Arth i Linnora spojrzeli po sobie. Czarownik znowu zaczal wyrazac sie metnie. Ale juz do tego przywykli.
— Moglbym zrobic lepszy zaczynacz — stwierdzil Dennis, mocujac ostatnie kolo. — Ale nie mamy czasu. Teraz jeszcze bladza po calej okolicy, szukajac nas, ale gdy tylko niuchacze trafia na nasz trop, zaczna sie koncentrowac. Lepiej bedzie, jezeli do tej pory znajdziemy sie juz w gorach. Musimy zakladac, ze Efekt Zuzycia udoskonali wozek. Tej nocy Arth i ja bedziemy kolejno toczyc go po obejsciu. Moze do jutra…
Dennis cofnal sie i popatrzyl na wozek. Dostrzegl oszolomienie na twarzy Artha. Ale Linnora byla niezwykle skupiona. Miala zmruzone oczy i poruszala reka w powietrzu, jakby probowala wyobrazic sobie cos, czego nigdy dotad nie widziala.
Nagle klasnela w dlonie i rozesmiala sie glosno.
— Pchnij to! Och, Dennisie, popchnij to, niech pojedzie!
Dennis usmiechnal sie. Linnora nie miala intelektu jaskiniowca. Jej zdolnosc przedstawienia sobie sposobu dzialania wozka byla, biorac pod uwage jej pochodzenie, wrecz zdumiewajaca.
Uniosl stope i popchnal wozek. Z glosnym piskiem kol potoczyl sie, grzechoczac, po zwirowej sciezce i wyjechal z wrot stodoly.
Ktos wrzasnal glosno i na zewnatrz rozlegl sie glosny lomot. Dennis wybiegl i ujrzal Surah, siedzaca na ziemi i spogladajaca szeroko otwartymi oczyma na jego dzielo. Wozek potoczyl sie jeszcze troche i zatrzymal w odleglosci kilku stop. Obok Surah lezala plocienna torba z zywnoscia. Jej zawartosc byla do polowy rozsypana.
— Kiedy to wyskoczylo na mnie, pomyslalam, ze jest zywe! — Spojrzala na wozek, mrugajac oczyma.
— To tylko maszyna — zapewnil Dennis, pomagajac jej wstac. — Bedziemy mogli przewiezc w tym