ksiezniczke…
— Widze! — Surah odepchnela jego rece i wygladzila ubranie. Zaczela zbierac rozsypana zywnosc — suszone mieso, owoce, woreczki z maka — ale gdy Dennis chcial jej pomoc, przegonila go.
— Tomosh wlasnie wrocil z wiadomoscia od moich kuzynow, ktorzy mieszkaja dalej przy drodze — powiedziala. — Przez tydzien kwaterowalo u nich czterech zolnierzy barona. A teraz zolnierze powiedzieli, ze pojutrze maja wyruszyc. Nie powiedzieli dokad, ale moj kuzyn przypuszcza, ze na polnoc.
Dennis zaklal cicho. A wiec beda musieli przekroczyc przelecz, zanim wojska dotra do gor. Jezeli poczekaja do jutrzejszej nocy, beda znajdowac sie jeszcze w drodze, podczas gdy glowne sily barona zablokuja przejscie!
— A wiec dzisiejszej nocy — oznajmil. — Musimy wyruszyc dzis w nocy.
Od strony domu nadbiegl Tomosh. Zatrzymal sie i wytrzeszczyl oczy na wozek.
Arth podtrzymal Linnore, kiedy kustykala, zeby zajac miejsce w wozku. Smiala sie, kiedy Arth i chlopiec pchali go wolno naokolo dziedzinca.
Dennis pokrecil glowa z niezadowoleniem. „Maly, czerwony wozek, ktory mialem w dziecinstwie — pomyslal — bylby tu bardziej przydatny niz to piszczace pudlo”.
Wyruszyli tuz po zapadnieciu zmroku, jeszcze przed wschodem ksiezycow. Zaniepokojony osiol parskal, ciagnac rozklekotany wozek. Gdy zatrzymal sie przy bramie i wygladalo na to, ze chce sie zbuntowac, Linnora uderzyla w struny swego klasmodionu i zaczela opornemu zwierzeciu spiewac.
Uszy osla poruszyly sie. W miare jak spiewana przez dziewczyne melodia uspokajala zwierze, jego oddech stawal sie wolniejszy i bardziej rowny. Wreszcie zareagowal na delikatne ponaglenia Artha i pociagnal swoj niezgrabny ciezar. Dennis popychal wozek do momentu, kiedy znalezli sie na wlasciwej drodze. Zatrzymali sie na niej, zeby pozegnac sie z Sigelami.
Linnora szepnela cos Tomoshowi, kiedy Dennis sciskal dlon pani Sigel.
— Powodzenia — powiedziala kobieta. — Jesli spotkacie Stivyunga, powiedzcie mu, ze mamy sie dobrze.
Surah spojrzala z powatpiewaniem na dziwaczna grupe. Dennis musial w duchu przyznac jej racje, ze nie sprawiaja wrazenia sil, ktore moglyby sie uporac z patrolami Kremera.
— Oczywiscie — rzekl, kiwajac glowa.
— Wrocisz tu, Dennzz! — obiecal Tomosh, klepiac przyjaznie Ziemianina w udo. — Ty, moj tata i Krolewscy Zwiadowcy wroca tu i zalatwia starego Kremera na dobre!
Dennis rozczochral chlopakowi wlosy.
— Bardzo mozliwe, Tomosh.
Arth cmoknal na osiolka. Prymitywny wozek z piskiem ruszyl wzdluz ciemnej, pochylej drogi. Dennis musial go popychac przez caly wiodacy pod gore odcinek.
Kiedy spojrzal za siebie, Surah i chlopiec znikneli.
Czarna noc przecieta byla jedynie waskim, skupionym swiatlem ich niewielkiej lampki oliwnej. Wiatr szumial wsrod drzew rosnacych wzdluz drogi. Nawet na gladkiej, superelastycznej nawierzchni wozek trzasl sie, podskakiwal i lomotal. Linnora znosila to dzielnie. Tracala delikatnie struny klasmodionu z rozmarzonym, nieobecnym wyrazem twarzy.
Pracowala ciezko, wykorzystujac swoje talenty L’Toff, zeby przyspieszyc zuzycie wozka.
Na Ziemi ta prymitywna konstrukcja najprawdopodobniej rozpadlaby sie w ciagu kilku minut albo najwyzej kilku godzin od chwili jej zmontowania. Tu jednak byl to wyscig miedzy zniszczeniem a zuzyciem. Jezeli wozek wytrzyma wystarczajaco dlugo, zacznie stawac sie coraz lepszy. Moze.
Dennis popychal halasliwy pojazd i bardzo pragnal, zeby chochlak tu byl i im pomagal.
Murris Demsen, dowodca kompanii Zielony Lew Krolewskich Zwiadowcow, nalal ksieciu Linsee kolejna czare zimowego wina i rozejrzal sie, zeby sprawdzic, czy ktos jeszcze chce dolewki.
Chlopak z Zuslik, mlody Gath, usmiechnal sie i skinal glowa. Zimowe wino L’Toff bylo chyba najlepsza rzecza, jakiej probowal w zyciu. Wyraznie zaczynal miec juz w czubie.
Stiyyung Sigel przykryl swoj kubek dlonia. Znal moc tego trunku z czasow, kiedy sluzyl w Krolewskich Zwiadowcach.
— Ostatnia informacja, jaka otrzymalismy, mowi, ze patrole Kremera zwiekszaja napor na calej dlugosci granicy — powiedzial Demsen. Odstawil przepiekna, starozytna karafke i wydobyl z teczki plik notatek. — Dostalismy rowniez doniesienia, ze baroni Tarlee i Tabool mobilizuja wojska i zakladaja przyczolki na terytorium L’Toff. Nawet baron Feif-dei chyba szykuje sie do wojny.
— To rzeczywiscie zla nowina — stwierdzil ksiaze Linsee. — Uwazalem go za przyjaciela.
Stiyyung Sigel wstal powoli. Sklonil sie ksieciu Linsee, Demsenowi i synowi ksiecia Linsee, ksieciu Prollowi.
— Panowie, jeszcze raz jestem zmuszony prosic o pozwolenie na powrot do domu. Mojej zony juz tu nie ma. Musze wiec pojsc do niej i mojego syna. A gdy przekonam sie, ze sa bezpieczni, bede musial dopomoc przyjaciolom, ktorzy tkwia w tej chwili w lochach tyrana.
Ksiaze Linsee popatrzyl na Demsena, a potem znowu na Sigela.
— Sitvyungu — westchnal. — Czyz nic do ciebie nie dotarlo? Granica jest zamknieta! Mozemy oczekiwac ataku w kazdej chwili! Nie bedziesz w stanie przejsc przez przelecz, kiedy bedzie zapchana wojskiem!
— Usiadz, Sityyungu — przytaknal Demsen. — Twoje miejsce jest tutaj. Wszyscy cie potrzebujemy — ja, ksiaze Linsee, twoj krol. Nie mozemy dopuscic, zebys oddal zycie na marne.
Siedzacy przy koncu stolu ksiaze Proll postawil z hukiem swoj puchar.
— Dlaczego go zatrzymujecie? — spytal. — Dlaczego stajecie mu na drodze?
— Synu… — zaczal ksiaze Linsee.
— W koncu chce podjac ryzyko… chce uczynic wszystko, zeby ocalic tych, ktorych kocha! A w tym samym czasie my pozwalamy Linnorze cierpiec w pazurach tego amoralnego pomiotu trzech jaszczurek, Kremera! Powiedzcie mi, co dobrego wyniknie z czekania, podczas gdy maszeruja na nas wojska wszystkich baronii na zachod od Fingal? Och, na litosc bogow, pozwolcie Sigelowi odejsc! I pozwolcie mi uderzyc, dopoki mozna jeszcze zaatakowac kazdego z baronow osobno!
Linsee i Demsen popatrzyli na siebie z irytacja. Ostatnio zbyt czesto musieli tego wysluchiwac.
— Uderzymy, synu — odezwal sie wreszcie Linsee. — Ale najpierw musimy sie przygotowac. Stiyyung i Gath dostarczyli nam ten „balon” obcego czarownika…
— Ktory jest niczym w porownaniu z bronia, ktora ten obcy dal Kremerow!! A poza tym jaki z niego pozytek? Zostal podarty w strzepy, kiedy Sigel ladowal!
— Owszem, zostal uszkodzony, ksiaze — rzekl Demsen. — Ale jest juz prawie naprawiony. Tworzone sa jego kopie i zuzywane. Coz, to moze byc wlasnie to, czego szukalismy — mozliwosc zneutralizowania szybowcow Kremera! Wprawdzie jeszcze nie wiem, w jaki sposob mozemy ich uzyc, ale w obecnej sytuacji musimy jak najbardziej zyskac na czasie. Moi zwiadowcy i panskie oddzialy, ksiaze, musza dac ksieciu Linsee czas! Tymczasem mlody Gath i Sigel, moj dawny towarzysz broni, musza wykonac swoje zadanie, czyli nadzorowac wytwarzanie jeszcze wiekszej liczby balonow…
— Wytwarzanie! Co mozna zdzialac tworzac? — Mlody ksiaze odwrocil sie i splunal w ogien. Opadl z powrotem na krzeslo.
— Synu, nie bluznij. Stara Wiara glosi, ze wytwarzanie jest rownie czcigodnym zajeciem jak zuzywanie. Czyz niegdys nie dysponowalismy moca tworzenia samego zycia? Zanim czerniawiec cofnal nas do stanu barbarzynstwa?
Proll wpatrywal sie w ogien, az wreszcie skinal glowa.
— Sprobuje zapanowac nad soba, ojcze.
Wiedzieli jednak, ze Proll w jednym ma racje. Wytwarzanie rzeczy wymagalo czasu. A zuzycie, nawet wsrod L’Toff, pochlanialo go jeszcze wiecej. A czas byl tym, czego Kremer nie mial zamiaru im podarowac.