Dreczyla ich rowniez stala obawa o to, w jaki sposob Kremer zamierza wykorzystac zakladniczke. Czy wystawi Linnore na widok publiczny na polu walki? Jezeli Kremer wybierze wlasciwy moment, moze to calkowicie zdemoralizowac oddzialy. A baron od dawna byl mistrzem w wybieraniu wlasciwych momentow.

Rozmowa urwala sie. Wreszcie Demsen rozwinal wielka mape i wraz z ksieciem zaczeli szukac nowych sposobow zagrodzenia swymi szczuplymi silami drogi hordom, ktorych nadejscia wkrotce sie spodziewali.

* * *

Mlody Gath nie zwracal szczegolnej uwagi na rozmowy o strategii. Nie byl zolnierzem. Ale byl, byl… inzynierem. Dennis Neul nauczyl go tego slowa i spodobal mu sie jego dzwiek.

Gath byl pewien, ze kluczem do uratowania L’Toff — i byc moze uwolnienia Dennisa, Artha i ksiezniczki — jest udoskonalenie balonow. Jak dotad Gath zajmowal sie jedynie nadzorowaniem reperowania juz istniejacych oraz budowaniem i sprawdzaniem nowych modeli. Ale zastanawial sie rowniez nad nowymi rozwiazaniami.

Na przyklad nad tym, jak uzywac ich w czasie bitwy! Jak skierowac balon tam, gdzie sie chce, i utrzymac go w tym miejscu? Sterowanie balonem w czasie ich ucieczki z Zuslik bylo wlasciwie niemozliwe. Tylko dzieki cudownej zmianie kierunku wiatru dotarli w gory, czyli tam, gdzie obaj z Stivyungiem chcieli sie dostac. Szukanie twierdzy L’Toff zajelo im wiele dni.

„Musi byc jakis sposob” — pomyslal.

Papier byl zbyt cenny, by rysowac na nim probne szkice. Wiec Gath zanurzal palec w winie i wodzil nim po cudownie starym, werniksowanym blacie.

* * *

Baron Kremer siedzial w lozku otoczony stertami porozrzucanych na jedwabnej, starozytnej narzucie raportow. Utrudzony czytal wiadomosci od innych wielkich panow z zachodu, ktorzy mieli sie wkrotce zjawic na zwolanym przez niego spotkaniu.

Listy od nich byly satysfakcjonujace, zaden z zachodnich baronow czy ksiazat nie osmielil sie mu odmowic.

Ale cala reszta tego smiecia! Rachunki za sprzet wojenny. Rachunki od setek wolno urodzonych zuzywaczy, zatrudnionych na czas wojny, skargi od gildii na jego zadania wiekszych danin, majacych finansowac kampanie przeciwko liberalnemu krolowi.

To go zniechecalo. Jedynym, czego Kremer sie obawial w tym swiecie, byly papiery.

Jesli nawet ktokolwiek zauwazyl, ze baron porusza ustami w czasie czytania, nic nie powiedzial. Trzech asystujacych mu pisarzy staralo sie rowniez nie patrzec na czerwona prege, biegnaca przez lewa skron ich pana. Kremer rzucil na ziemie dlugi zwoj.

— Slowa, slowa, slowa! Czy na tym polega rzadzenie imperium! Podbic tylko po to, by zanurzyc sie po szyje w papierach?

Pisarze spuscili glowy wiedzac, ze pytanie ich pana jest retoryczne.

— To! — Kremer potrzasnal zwojem, ktory rozwinal sie jak dluga, cienka flaga lopoczaca ponad podloga. Sam papier wart byl tyle, ile chlop mogl zarobic w ciagu roku.

— Gildie narzekaja na te nedzne daniny. To cena, za ktora kupuja sobie bezpieczenstwo, a ja korone! A moze chca Hymiela i jego rebeliantow tu, na wschodzie?

Kremer ryknal i odsunal papiery na bok. Raporty pofrunely ponad podloga. Pisarze rzucili sie, zeby je ratowac.

Sprawialo mu przyjemnosc przygladanie sie im, kiedy zbierali papiery i zwoje. Ale jakze marne bylo to oderwanie od uciazliwych drobnych irytacji, przykrosci, ktore mnozyly sie w przeddzien jego triumfu!

Gildie sa uzyteczne, przypominal sam sobie — nie tylko dlatego, ze sluza jako bogaci sprzymierzency. Na przyklad monopol gildii papierniczej powoduje, ze ich produkty sa rzadkie i drogie. Gdyby papier byl tani, prawdopodobnie liczba raportow podwoilaby sie lub nawet potroila!

Kremer wytarl czolo. Jego nadworny lekarz polecil mu pozostac w lozku — stary dzentelmen, ktory traktowal go jak dziecko, i jeden z niewielu zyjacych ludzi, ktorego szanowal. W nadchodzacym tygodniu, kiedy zaczynala sie glowna kampania przeciwko krolowi, musial czuc sie dobrze. Nie mogl, bez waznego powodu, nie posluchac lekarza. Natarcie na L’Toff bylo dzialaniem ubocznym, z czym jego dowodcy mogli sobie sami poradzic.

Wszystko zdawalo sie isc zgodnie z planem. On jednak mial wciaz cien nadziei, ze stanie sie cos niespodziewanego, co da mu wymowke i pozwoli wyjsc z komnaty!

Kremer walnal piescia w udo. Napiecie przywrocilo bol w skroni. Skrzywil sie i uniosl reke, ostroznie dotykajac bolacego miejsca.

„O, za to tez bedzie wystawiony rachunek” — pomyslal. „I to slony”.

Wyciagnal spod poduszki metalowy noz Dennisa Nuela, niezwykle ostry wskutek dlugiego zuzywania. Przygladal sie lsniacej stali, podczas gdy pisarze czekali w milczeniu, by wrocil do przerwanej pracy.

Tym, co wyrwalo barona z zadumy, byla eksplozja, ktora szarpnela zaslonami, strzelajac z nich jak z bata. Delikatne okna zadrzaly w ramach, kiedy detonacja przetoczyla sie jak grzmot.

Kremer odrzucil narzute, powtornie wprawiajac papiery w wir. Ruszyl szybkim krokiem pomiedzy fruwajacymi zaslonami w strone balkonu, zeby wyjrzec na dziedziniec. Zobaczyl ludzi biegnacych w kierunku miejsca przy murze poza zasiegiem jego wzroku. Slychac bylo stamtad krzyki.

Kremer zlapal swoj liczacy dwiescie lat plaszcz. Glownego lekarza nie bylo, ale jego asystent zaprotestowal twierdzac, ze baron nie jest jeszcze na tyle silny, zeby wychodzic.

Podniesiony za przod koszuli i przerzucony przez pokoj, zmienil zdanie. Szybko oglosil, ze jego pan jest juz zdrow, i uciekl.

Kremer pospieszyl na dol w nocnej koszuli, trzepoczacej mu kolo kostek. Czterech czlonkow jego strazy osobistej, bardzo lojalnych przedstawicieli pomocnych klanow, ruszylo w krok za nim. Zszedl szybko na dol i na dziedziniec. Tam znalazl diakona Hoss’ka przepychajacego sie przez stos zweglonego drewna i potrzaskanych skorup.

Kremer stanal jak wryty, patrzac na to, co zostalo z destylarni, ktora zbudowal Dennis Nuel. Z poskrecanych, osmalonych rurek unosila sie para. Posrodku stal diakon, kaszlac i opedzajac sie od dymu. Jego jasnoczerwono szaty byly nadpalone i pokryte sadza.

— A co to ma znaczyc? — zapytal Kremer. W jednej chwili gapiacy sie na zniszczenia zolnierze odwrocili sie, stajac na bacznosc. Sludzy, ktorzy pracowali przy destylatorze, padli strachliwie na kolana.

Wszycy poza trzema, ktorzy go nie zauwazyli. Jeden byl najwyrazniej niezywy. Pozostalych dwoch zwijalo sie na ziemi nie ze strachu przed Kremerem, ale z bolu. Ich rece i nogi byly mocno poparzone. Kobiety z palacowej sluzby opatrywaly im rany.

Hoss’k poklonil sie nisko.

— Moj panie, poczynilem odkrycie.

Wyglad Hoss’ka wskazywal, ze byl na miejscu, kiedy zdarzylo sie nieszczescie. Znajac go, mozna bylo zalozyc, ze wlasnie on je w jakis sposob spowodowal, grzebiac w produkujacym brandy urzadzeniu.

— Ty spowodowales katastrofe! — krzyczal Kremer, patrzac na zgliszcza. — Jedyna rzecza, ktora wycisnalem z tego czarownika, zanim odrzucil moja goscinnosc i uciekl, byla ta destylarnia! Liczylem, ze jej produkcja przyniesie mi duze zyski! A teraz ty, ty i to twoje gmeranie…

Hoss’k uniosl dlon w proszacym gescie.

— Moj panie… to ty poleciles mi zbadac istote obcych, czarodziejskich urzadzen. A poniewaz nie potrafilem sobie poradzic z innymi, postanowilem zobaczyc, czy potrafie odkryc, jak dziala destylator.

Kremer przygladal mu sie ze zlowieszczym wyrazem twarzy. Pozostali w milczeniu wymienili spojrzenia wazac, ile zycia jeszcze pozostalo diakonowi.

— Lepiej byloby dla ciebie, zebys odkryl, co sie za tym kryje — grozil Kremer — zanim to zniszczyles. Duzo bowiem zalezy od tego, czy potrafisz to urzadzenie odbudowac. Trudno ci bedzie zuzywac twoje fikusne ubrania, kiedy zabraknie ci na ramionach glowy.

— Jestem duchownym — zaprotestowal Hoss’k. Wystarczylo jedno spojrzenie Kremera, by pochylil glowe i zaczal energicznie przytakiwac.

Вы читаете Stare jest piekne
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату