Bylo juz jednak za pozno. Przeciela sznur. Skrzydla gwaltownie opadly w dol, stracajac po drodze dwie smiercionosne strzaly.

Mozliwe, ze byla to w pelni swiadoma decyzja, ale Arth nigdy nie byl w stanie wytlumaczyc, dlaczego puscil drzewo, a nie wozek. Kiedy jednak malenki pojazd podskoczyl gwaltownie jak oszalaly ogier, Arth polecial do tylu, za wielkie skrzydla. Linnore i Dennisa odwrocilo gwaltownie twarza do przodu, dziwny pojazd zas zachybotal sie niebezpiecznie, kolyszac sie niepewnie na krawedzi.

Chochlak wskoczyl z podlogi na kolana Dennisa. Male stworzonko mialo mine kogos, kto tym razem ma juz zupelnie wszystkiego dosyc. Ta podroz przestala byc zabawna.

„Ma zamiar znowu nas opuscic” — pomyslal Dennis, nie bedac w stanie skupic sie na czyms innym.

Krenegee wzruszyl ramionami, jakby go zrozumial. Rozprostowal bloniaste skrzydla, szykujac sie do odlotu. A potem po raz pierwszy spojrzal uwaznie nad krawedzia wozka w glab lezacego pod nimi kanionu.

— !! — pisnal glosno i zadrzal. Jego male bloniaste skrzydelka wcale nie byly przystosowane do prawdziwego latania. Przy upadku z takiej wysokosci nie uchronilyby Krenegee przed rozbiciem sie na miazge! Dennis prawie rozesmial sie w glos widzac, jak ta malenka, wiecznie z siebie zadowolona istota okazala wreszcie zaklopotanie.

Wszystko to zajelo mniej wiecej sekunde, az nagle wozek zakolysal sie, a potem zsunal z krawedzi. Gdy ich wierna maszyna runela w przepasc, o kilka zaledwie cali chybila ich chmura strzal. Chochlak zawyl. Arth krzyknal. Dennis, gdy zobaczyl otwierajaca sie pod nimi czelusc kanionu, nie wydal zadnego dzwieku.

I w tym wlasnie momencie ocalila ich Linnora.

Zaczela spiewac.

Pierwsza, wysoka nuta byla tak przedziwnej czystosci, ze odwrocila ich uwage od hipnotyzujacego widoku pedzacego w ich strone dna kanionu. Od dawna pracowali wspolnie jako zespol zuzywaczy. Jej spiew zmusil ich do skupienia. Wywolany instynktownie, szybciej niz aktem woli, ogarnal ich trans felhesz.

Dennis poczul umysl Linnory. Potem poczul Artha, a nawet Krenegee, traktujac go bardzo powaznie — po raz pierwszy od chwili, w ktorej poznal te zadufana w sobie istotke. Przestrzen wokol nich wydawala sie rozblyskiwac i plonac energia. Byla w niej moc i rozpaczliwa wola przemiany rzeczywistosci.

Niestety, nie bylo punktu zogniskowania. Ktos musial uzyc czegos, aby Efekt Zuzycia zaczal dzialac!

Swiadomosc Dennisa nie byla w stanie dostarczyc rozwiazania. Na szczescie jednak wkroczyla podswiadomosc i przejela kontrole.

I w tej samej chwili Dennisowi widzacemu pedzaca na ich spotkanie ziemie wydalo sie, ze czuje, jak czas zageszcza sie wokol nich. W mgielce energetycznego chaosu, ktora dziwnie przypominala pole wokol zevatronu, mrugnal raz, potem drugi i wreszcie zamknal oczy.

* * *

Gdy otworzyl je znowu, okazalo sie, ze siedzi obok mlodego, ciemnowlosego mezczyzny o gestych, nawoskowanych wasach. Jegomosc ten mial na sobie bialy, skorzany plaszcz trzepoczacy na silnym wietrze, oczy zas przyslanialy mu staroswieckie, okragle okulary lotnicze.

Siedzieli obydwaj w dziwacznej konstrukcji z bialego plotna i drewnianych drazkow powiazanych strunami fortepianowymi. Choc czul owiewajacy ich ped powietrza, rozmyta realnosc wokol nich wydawala sie calkowicie nieruchoma i szara.

— Wie pan, najtrudniej bylo znalezc odpowiednie podejscie do problemu wichrowania sie skrzydel — tlumaczyl jegomosc, przekrzykujac szum powietrza i warkot silnika. — Wie pan, Langley na dobra sprawe nigdy tego nie rozumial. Pedzil naprzod i nie sprawdzal swoich projektow w odpowiednim tunelu ze sztucznym wiatrem, tak jak robilismy to obaj z Wilburem…

Zaskoczony Dennis zamrugal oczyma. A poniewaz przy tej okazji musial je zamknac, to kiedy otworzyl powieki, jego otoczenie zmienilo sie calkowicie.

— …musialem wiec osobiscie oblatac X-10, rozumiesz? Silnik zajmowal ponad polowe dlugosci tej cholernej maszyny! Rozwalila pare pierwszych testowanych smigiel w drzazgi! Nazwali to latajaca bomba! Rozumiesz wiec, ze nie moglem prosic kogos innego, zeby ja oblatal?

Wasaty mezczyzna w goglach zniknal, a na jego miejscu pojawil sie czlowiek z cienkimi wasikami, sardonicznym usmiechem i w miekkim, filcowym kapeluszu z podwinietym rondem. Pokrecil glowa i rozesmial sie.

— Kosztowalo mnie to wiele ciezkiej pracy. Oczywiscie, odziedziczylem pieniadze i pomoglem sobie, stajac na barkach gigantow. Przyznaje to! Ale kazdy z moich projektow zawiera w sobie moj pot i krew.

Przestrzen wokol nich wciaz byla rozmytym, na wpol realnym drzeniem, przypominajacym obrzeza snu. Ale krucha konstrukcja z drewna i plotna zostala zastapiona wibrujacym kokonem z nitowanego metalu i szkla, ktory dygotal w rytm pracy silnika o mocy tysiecy koni mechanicznych.

— I mozesz mi wierzyc, ze ja sam czuje juz niekiedy buty pozniejszych wynalazcow. — Usmiechnal sie pilot jednoplatowca. — O tutaj. — Poklepal sie po ramieniu i rozesmial w glos.

Ten gosc wydawal sie znajomy, ale Dennis nie mogl go zidentyfikowac — byl podobny do kogos, o kim czytal gdzies w podreczniku historii. Dennis ponownie mrugnal i kiedy znowu otworzyl oczy, przypominajaca sen sceneria zmienila sie znowu. Ciemnowlosy mezczyzna i ciasna kabina zniknely.

Tym razem wizja trwala sekunde. Ryk silnika byl bardziej stlumiony. W powietrzu unosil sie zapach chryzantem i w ciagu tej chwili, gdy Dennis mial otwarte oczy, dostrzegl kobiete w slomkowym kapeluszu i jaskrawo rozowym szaliku. Usmiechnela sie do niego znad przyrzadow sterowniczych i mrugnela. Za oknami kabiny zobaczyl rozciagajaca sie az po horyzont wode. A potem znowu nastapilo przemieszczenie.

Tym razem siedzial w fotelu drugiego pilota wielkiego, dwusilnikowego samolotu — z wygladu sadzac, bombowca. Pachnialo benzyna i guma. Wolant w jego dloniach pulsowal mocnym rytmem. Lysiejacy mezczyzna w mundurze khaki wyszczerzyl do niego zeby znad drugiego wolantu.

— Postep. — Usmiechnal sie szczuply mezczyzna. — Chlopcze, latwo ci to przyszlo, slowo daje. Powiadam ci, my, starzy, potrzebowalismy lat i wiader potu, zeby zajsc tak wysoko.

Po raz pierwszy w tym zwariowanym snie Dennis pomyslal, ze rozumie, o czym mowa. Poznal tego mezczyzne. — Aha, wiem. Przypuszczam, pulkowniku, ze moglby pan zastosowac Efekt Zuzycia w swoich czasach.

Oficer pokrecil przeczaco glowa. — Nie. O wiele ciekawiej bylo robic to samemu, nawet jezeli trwalo dluzej. Prosze wszechswiat, zeby tylko postepowal ze mna uczciwie i wcale nie prosze, zeby okazywal mi jakies szczegolne wzgledy.

— Rozumiem.

Pulkownik skinal glowa. — Coz, kazdy z nas robi to, co do niego nalezy. Sluchaj, czy chcialbys posiedziec tu jeszcze troche? Wlasnie wystartowalismy z „Horneta” i szykuje sie niezla zabawa.

— Coz, mysle, ze lepiej bedzie, jezeli wroce do moich przyjaciol, sir. Ale w kazdym razie dziekuje. Bylo mi bardzo milo spotkac pana i wszystkich innych.

— Nie mysl o tym. Szkoda tylko, ze nie mozesz jeszcze sie tu pokrecic, zeby spotkac sie z chlopakami z odrzutowcow i astronautami. To dopiero piloci! — Pulkownik gwizdnal. — Aha, jeszcze jedno. Wlasnie sobie przypomnialem, chlopcze. Nic nie zastapi ciezkiej pracy.

Dennis skinal glowa. Jeszcze raz zamknal oczy. Znowu rozlegl sie ryk wiatru i sen, w ktorym przebywal, rozplynal sie jak mgla o poranku.

* * *

Sekundy, ktore zdawaly sie rozciagac w lata, ulotnily sie i gdy krystaliczne migotanie wreszcie ustalo, Dennis zorientowal sie, ze leci.

Nie byl do konca pewny, ile czasu minelo, ale w polaczeniu wozka z szybowcem zaszlo wiele powaznych zmian, ktorych potwierdzeniem byl rowniez fakt, ze wciaz zyli.

Jeszcze gdy rozgladal sie, blade, migoczace swiatlo znikalo z zastrzalow i poszycia wygietych zawadiacko jak u jerzyka skrzydel, ktore obecnie byly przytwierdzone do przypominajacego woz kadluba. Sam pojazd jakby stal sie dluzszy i wyrosl mu niewielki ogon. Waski dziob byl dumnie wzniesiony i skierowany we wznoszaca termike, ktora wolno windowala ich ku gorze.

Вы читаете Stare jest piekne
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×