Trybun kichnal. Gajusz Filipus spojrzal nan z odraza.

— Jeszcze nie przeszlo ci to cholerstwo?

— Meczy mnie i meczy — powiedzial zalosnie Marek, wycierajac nos. Oczy mu lzawily i mial wrazenie, ze glowa jest trzy razy wieksza niz normalnie. — Ile to juz, trzy tygodnie?

— Co najmniej. Oto cena za posiadanie dzieci. — Gajusz Filipus, sam oburzajaco zdrowy, przemieszal sniadaniowa owsianke i pociagnal potezny lyk wina. — To jest dobre! — Poklepal sie po brzuchu.

Skaurus nie mial apetytu, co nie bylo zle, bowiem stracil smak.

Do baraku wmaszerowal Viridoviks, prezentujacy sie wspaniale w pelerynie ze szkarlatnych skor. Poczestowal sie pieprzna kielbasa z baraniny, owsianka i winem, po czym klapnal na krzesle obok trybuna i starszego centuriona.

— Dobrego dnia! — zawolal, wznoszac kubek w toascie.

— Wzajemnie — odparl Marek. Zmierzyl Celta wzrokiem od gory do dolu. — Po cos sie tak wystroil od samego rana?

— Moze dla niektorych to wczesny ranek, drogi Skaurusie, ale dla mnie to koniec nocy. — Mrugnal znaczaco do dwoch Rzymian.

— Hmm… — mruknal Marek tak niezobowiazujaco, jak tylko mozliwe.

Normalnie przechwalki Viridoviksa go bawily, ale od kiedy Gal wplatal sie w romans z Komitta Rhangawe, im mniej wiedzial, tym lepiej. Brak zainteresowania ze strony Gajusza Filipusa rowniez nie stanowil zachety dla Viridoviksa. Marek byl pewien, ze starszy centurion zazdrosci Celtowi powodzenia, ale predzej dalby sie porabac, niz do tego przyznal.

Viridoviks, gadatliwy jak zawsze, nie potrzebowal zachety. Po dlugim, halasliwym siorbnieciu zauwazyl:

— Nie pytacie, ale wam powiem! Czy uwierzycie, ta dziwka miala czelnosc powiedziec mi, bym odprawil wszystkie moje dziewczyny i mial tylko ja? I zebym ja sam dzielil sie nia z nim bez slowa. To szczyt bezczelnosci! — Ugryzl kielbase, skrzywil sie, gdy trafil na pieprz, i znow napil sie wina.

— Dzielil sie kim z kim? — zapytal Gajusz Filipus, skonfundowany tymi zaimkami.

— Niewazne — rzekl szybko Marek.

Im mniej ludzi wiedzialo o schadzkach Viridoviksa, tym pozniej wiesc o nich dotrze do Thorisina Gavrasa. Nawet Viridoviks to zrozumial, bo nagle przybral chytry wyraz twarzy. Ale jego slowa o tym, co powiedziala Komitta, zaniepokoily trybuna na tyle, ze zapytal:

— Co odpowiedziales tej pani?

— Oczywiscie to, co powiedzialby kazdy celtycki szlachcic i dzentelmen: kaz sie wypchac. Zadna dziewczyna tak mi nie przygadala.

— Och, nie! — Skaurus mial ochote ujac obolala glowe w dlonie.

Biorac pod uwage zapalczywy charakter Komitety i jej poczucie wlasnego znaczenia, dziwne, ze Viridoviks mial okazje opowiadac swe przezycia.

— A ona co na to?

— Och, dasala sie troche, jasne, ale wybilem jej to z glowy. — Viridoviks przeciagnal sie z zadowoleniem.

Trybun patrzyl na niego ze strachem w oczach. Jezeli to prawda, Gal rzeczywiscie byl prawdziwym ogierem.

Viridoviks wydlubal paznokciem kawalek chrzastki spomiedzy zebow, potem beknal.

— Trzeba odpoczac — powiedzial — jesli czlowiek odstawia kocura po nocach, musi swoje odespac w dzien. Nieco snu nigdy nie zaszkodzi, zatem za pozwoleniem… — Wstal, dopil wino i wyszedl, pogwizdujac radosnie.

— Dobra, co z tym twoim „niewazne”? — zapytal Gajusz Filipus, gdy tylko Celt zniknal z pola widzenia. — O co tu chodzi?

I tak Marek opowiedzial o Komitcie i mial niejaka przyjemnosc widzac, jak starszemu centurionowi szczeka opada ze zdziwienia.

— Jowiszu wszechmogacy! — Wydusil w koncu Gajusz. — Ten chlopak wcale nie mysli, prawda?

Zastanawial sie przez minute, po czym dodal:

— Wolalbym naostrzyc swoj instrument na ostrzu miecza, niz zblizyc sie do tej kocicy. Mimo wszystko to bezpieczniejsze.

Trybun skrzywil sie na to porownanie, ale powoli pokiwal glowa; w glebi duszy uwazal tak samo.

Z nadejsciem wiosny trybun coraz mniej czasu spedzal przy rejestrach podatkowych. Wiekszosc z nich miala nadejsc po jesiennych zniwach, a poza tym nadrobil zaleglosci, nim dni znow zaczely sie wydluzac. Wiedzial, ze nadzorujac videssanska biurokracje wykonal niezbyt dobra robote. Bylo to zadanie zbyt wielkie, zbyt skomplikowane i zbyt dobrze strzezone przez urzednikow, by mogl sobie poradzic z nim jeden czlowiek, w dodatku cudzoziemiec. Ale byl przekonany, ze zrobil troche dobrego i do skarbu Imperium wplywalo wiecej pieniedzy, niz gdyby jego nie bylo.

Tylko ze az za dobrze zdawal sobie sprawe z wlasnych niepowodzen. Pewnego popoludnia Pikridios Goudeles upokorzyl go, przychodzac do biura z masywnym zlotym pierscieniem z ogromnym szmaragdem. Minister nosil go z tak wielka ostentacja i blyskal nim w oczy trybunowi tak otwarcie, ze Marek byl pewien, iz kupil go za sprzeniewierzone fundusze. Rzeczywiscie, Goudeles nie zawracal sobie glowy zaprzeczaniem, usmiechnal sie jedynie z wyzszoscia. Skaurus probowal na wszelkie sposoby, ale nie potrafil znalezc bledu w ksiegach.

Goudeles pozwolil mu dojrzewac przez kilka dni, potem protekcjonalnie pokazal, do jakiej to chytrej sztuczki sie uciekl.

— Poniewaz — powiedzial — sam jej uzywalem, nie chce, by z jej pomoca oszukiwal cie ktos inny. To odbiloby sie na moich umiejetnosciach.

Marek podziekowal mu mniej lub bardziej szczerze i juz nie wspominal o pierscieniu; przegral walke na spryt z biurokrata tak samo, jak wygral wczesniejsza. Pozostali nie calkiem przyjaciolmi, zywiac szacunek dla kompetencji drugiego. Skaurusowi, coraz rzadziej zagladajacemu do biura w skrzydle Wielkiego Dworu, czasami brakowalo oschlego, wyrafinowanego dowcipu biurokraty i jego doskonalego wyczucia, w jakie miejsce nalezy uzadlic.

Niebawem tylko jedna nie zalatwiona sprawa wyrozniala sie na liscie trybuna: dokument z Kybistry. Onomagoulos zignorowal jego pierwsza prosbe, wyslal wiec druga, znacznie ostrzejsza.

— To echo wroci po dlugim czasie, jak sadze — powiedzial Goudeles.

— Co? Dlaczego? — zapytal z rozdraznieniem Marek.

Brwi biurokraty nie mogly uniesc sie ponad gaszcz wlosow, ale udalo mu sie sprawic, ze Rzymianin poczul sie niczym male, glupiutkie dziecko.

— No coz — wymruczal Goudeles — wtedy wszedzie panowal balagan.

Skaurus walnal sie reka w czolo, zly na siebie, ze w swym dochodzeniu pominal cos tak oczywistego. Onomagoulos po Maragrze znalazl schronienie w Kybistrze. Trybun zastanowil sie, jaka czesc jego sprawozdania nie wytrzymalaby blizszej analizy. Thorisin — pomyslal — takze bylby zainteresowany odpowiedzia na to pytanie.

I tak bylo. Ze stolicy wyslano imperatorski reskrypt do Garsavry. Do tego czasu Marek stracil zainteresowanie ta sprawa. Pracowal ciezko ze swymi zolnierzami, przygotowujac ich do nadchodzacej letniej kampanii. Nagroda za pot wylany na placu cwiczebnym byl widok malejacego brzucha, ktory urosl mu w czasie zimowego braku ruchu.

Rzymskie techniki szkoleniowe byly wystarczajace, by wytopic tluszcz z kazdego. Videssanczycy, Vaspukaranerzy i inni miejscowi, ktorzy sluzyli z Rzymianami, narzekali bez konca, jak zolnierze na kazde cwiczenia. Gajusz Filipus, naturalnie, cisnal ich tym twardziej, im glosniej sie skarzyli. Sam Skaurus rzucil sie w wir cwiczen z entuzjazmem, jakiego nie czul nawet po wstapieniu do legionow.

Zolnierze cwiczyli drewniana bronia o podwojnej wadze i walczyli z manekinami, poki rece ich nie rozbolaly, wyprowadzajac ciosy w twarze, boki i znow w twarze. Uzywali rowniez ciezkich wiklinowych tarcz i doskonalili podchodzenie i wycofywanie sie od wyobrazonego wroga.

— To ciezka robota — powiedzial Gagik Bagratouni.

Vaspurakanski nakharar nadal dowodzil swymi robakami i nauczyl sie klac w lamanej lacinie tak paskudnie, jak w niewiele lepszym videssanskim.

Вы читаете Imperator Legionu
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату