— Berylowy?

— Stop jest zastrzezony. Zlozylismy wniosek o patent miedzynarodowy, ale wie pan, ile to trwa.

Dan zgodzil sie z ponura mina, po czym zapytal:

— To juz wszystko?

— Najlepsze rzeczy sprzedaje sie w malych opakowaniach — usmiechnal sie demonicznie Duncan.

Wrocili do laboratorium i szescioro kobiet i mezczyzn bez slowa zajelo stanowiska przy konsoletach stojacych pod scianami baraku. Byla tam mieszanina krzesel i taboretow, zadnego podobnego do siebie, ale nikt nie siadal. Dan widzial, ze sa zdenerwowani, spieci. Wszyscy z wyjatkiem Duncana, ktory wygladal na dosc pewnego siebie. Rzucil Danowi zabawne spojrzenie, jak szuler, ktory zaraz wyciagnie karty ze spodu talii.

— Jest pan gotowy zobaczyc bestie w akcji? — spytal Duncan.

Dan, zmeczony podroza, przyciagnal sobie male krzeslo biurowe i usiadl na srodku pomieszczenia. Zakladajac ramiona na piersi, skinal glowa i rzekl:

— Odpalaj, gdy bedziesz gotow, Gridley.

Reszta wygladala na zdziwiona, zastanawiajac sie, kim moze byc Gridley i co to oznacza. Duncan jednak przekrzywil glowe i usmiechnal sie, jakby wszystko zrozumial.

Zwrocil sie do Vertientesa i rzekl cicho:

— No to odpalaj.

Dan uslyszal, ze zaczela pracowac pompa, a odczyty na konsoli Vertientesa zaczely pelznac w gore. Reszta konsoli ozyla, na ekranach pojawily sie kolorowe wykresy i cyfrowe odczyty.

— Cisnienie zbliza sie do optimum — zaspiewala blondynka. — Gestosc w obrebie krzywej.

— Ogniwa paliwowe przylaczone.

— Bateria kondensatorow gotowa.

Duncan stal za Danem, omiatajac oczami wszystkie konsole.

— Zblizamy sie do punktu zaplonu. Pochylajac sie lekko w strone Dana, Duncan rzekl:

— Jest tak ustawiony, ze zaplon nastepuje automatycznie, ale awaryjne sterowanie reczne tez mamy.

Dan wstal i patrzyl przez okno na znajdujaca sie na rusztowaniu kule ze stali nierdzewnej. W powietrzu laboratorium czulo sie napiecie; prawie czul, jak staja mu wlosy na glowie.

— Zaplon! — zawolal Vertientes.

Dan niczego nie zobaczyl. Metalowa kula na zewnatrz nie drgnela. Nie bylo huku, chmury dymu ani wibracji. Spojrzal na Duncana, potem na pozostala szostke, wszyscy stali sztywno przy konsolach. Liczby przelatywaly przez ekrany, krzywe pelzaly po wykresach, ale o ile Dan byl w stanie to stwierdzic — nic innego sie nie dzialo.

— Wylaczamy — oznajmil Vertientes.

Wszyscy odprezyli sie, rozluznili, wypuscili powietrze.

— Trzydziesci sekund, co do sekundy — powiedzial ktos.

— Wydajnosc energetyczna? — spytal Duncan.

— Maksymalna przewidziana. Osiagnelismy piecdziesiat megawatow po czterech sekundach i to sie utrzymalo do wylaczenia.

Vertientes promienial. Odwrocil sie do Duncana i chwycil go za oba ramiona.

— Perfectol Zawsze byla grzeczna dziewczynka.

— Chce pan powiedziec, ze to wszystko? — spytal podejrzliwym tonem Dan.

Duncan takze sie usmiechal. Wszyscy sie usmiechali.

— Ale nic sie nie wydarzylo — upieral sie Dan.

— Nic? — spytal Duncan, lapiac Dana za lokiec i odwracajac go w strone rzedu konsol. — Prosze spojrzec na wykresy mocy wyjsciowej.

Marszczac brwi, Dan przypomnial sobie naukowca, ktory kiedys powiedzial mu, ze fizyka sprowadza sie zasadniczo do odczytywania pieprzonych miernikow.

— Ale to nigdzie nie polecialo — rzekl niepewnie Duncan. Wszyscy sie rozesmiali.

— To nie rakieta — rzekl Duncan. — Jeszcze nie. Testujemy tylko reaktor fuzji wodorowej.

— Tylko! — rzekla Japonka.

— Trzydziesci sekund to zaden test — protestowal Dan.

— Nie, trzydziesci sekund to masa czasu — zaoponowal Duncan.

— Plazma stabilizuje sie po pieciu sekundach albo jeszcze szybciej — rzekl Vertientes.

— Tylko zeby to moglo znalezc zastosowanie w silnikach rakietowych — upieral sie Dan — reaktor musialby pracowac godzinami… ba, tygodniami i miesiacami.

— Si, tak, wiemy — odparl Vertientes, stukajac palcem we wnetrze drugiej dloni. — Ale w trzydziesci sekund dostaniemy wystarczajaco duzo danych, zeby obliczyc parametry przeplywu ciepla i plazmy. Moze ekstrapolowac godziny, tygodnie i miesiace.

— Nie ufam ekstrapolacjom — mruknal Dan. Blondynka wkroczyla miedzy nich.

— Oczywiscie, ze zbudujemy pelnowymiarowy model i uruchomimy go na cale miesiace. Na pewno. Doktor V chce tylko powiedziec, ze jak dotad wykonalismy wystarczajaco duzo testow, zeby miec pewnosc, ze to dziala.

Dan spojrzal na nia. Kalifornia, uznal. Moze ma szwedzkich przodkow, ale stanowczo jest z Kalifornii.

— Mamy zamiar podpiac reaktor do generatora MHD — rzekl Vertientes, usilnie probujac przekonac Dana. — W ten sposob plazma bedzie wylatywac z reaktora, przez co bedziemy mieli i energie elektryczna, i odrzut.

— Magneto… — Dan zajaknal sie.

— Magnetohydrodynamicznego — dokonczyl za niego Vertientes.

— Interakcja przewodzacych prad elektryczny zjonizowanych gazow z polem magnetycznym — dodala blondynka.

Dan usmiechnal sie do niej.

— Dziekuje.

Popisuje sie, uznal. Chce mi pokazac, ze jest inteligentna blondynka, mimo wygladu surferki.

Wtedy pochwycil ukradkowe spojrzenie Duncana i przypomnial sobie studentke z Birmingham, ktora przekonala Humph-riesa, by zwrocil uwage na ich prace. Potrzasnal glowa, jakby chcial powiedziec Duncanowi, ze jego nie trzeba w ten sposob przekonywac.

Kiedys chetnie zagarnalby kazda dostepna mloda kobiete i cieszyl sie kazda spedzona z nia chwila. Ale nie teraz. Skrzywil sie w duchu i zadumal nad dziwnymi kolejami losu. Kiedy Jane zyla, polowalem na wszystkie kobiety, jakie zobaczylem, probujac o niej zapomniec. A teraz nie zyje, a ja nikogo nie chce. Nie teraz. Moze juz nigdy.

Selene City

— Nie zamierzasz wracac na Ziemie?

Martin Humphries rozsiadl sie wygodnie na luksusowo wyscielanym szezlongu i probowal ukryc strach, ktory poczul, zobaczywszy swojego ojca na ekranie sciennym.

— Ja tu pracuje, tato — odparl.

Fale radiowe czy swietlne pokonuja odleglosc miedzy Ziemia a Ksiezycem w prawie trzy sekundy. Humphries wykorzystal ten czas do studiowania bladej, pomarszczonej, tracacej jedrnosc twarzy ojca. Choc staruszek zrobil fortune na biotechnologii, odmawial poddania sie kuracji odmladzajacej jako „zbyt nowej, zbyt ryzykownej, obarczonej zbyt wieloma niewiadomymi”. Nosil jednak snieznobiala peruczke, by ukryc lysine. Martinowi przypomnial sie George Washington, choc o George’u chodzily sluchy, ze nigdy nikogo nie oklamal, a kazdy, kto kiedykolwiek rozmawial z W. Wilsonem Humphriesem wiedzial, ze po podaniu reki staremu draniowi nalezy starannie policzyc palce.

— Jestes mi tu potrzebny — przyznal ojciec niechetnie.

— Ja ci jestem potrzebny?

— Ci dranie z Nowej Moralnosci usiluja przepchnac w Kongresie nowe przepisy podatkowe. Nie ustapia, dopoki nie doprowadza do bankructwa kazdej korporacji w tym kraju.

Вы читаете Urwisko
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату