zaokraglila. Byl jednak wysoki, jakies trzydziesci centymetrow wyzszy od ojca.
Dwaj mezczyzni uklonili sie rownoczesnie, po czym chwycili sie za ramiona.
— Do licha, Nobo, jak dobrze cie widziec.
— Ciebie tez — odparl Nobuhiko z szerokim usmiechem. — Juz dawno tu nie przyjezdzales. — Mowil niskim, mocnym, sugerujacym pewnosc siebie glosem.
— Dobrze wygladasz — rzekl Dan, gdy Yamagata prowadzil go obok kwitnacych krzewow na wewnetrzny dziedziniec, w strone skrzydla starego domu z drewna i kamienia, gdzie mieszkala rodzina.
— Jestem za gruby i doskonale o tym wiem — rzekl Nobo, klepiac sie po brzuchu. — Za duzo czasu za biurkiem, za malo cwiczen.
Dan wydal z siebie wspolczujacy pomruk.
— Zastanawiam sie, czy nie poleciec na Selene i poddac sie nanoterapii.
— No co ty, Nobo — zachnal sie Dan. — Nie jest az tak zle.
— Lekarze na mnie naciskaja.
— Z dwakroc przekletymi doktorami tak juz jest. Ucza sie tego na studiach medycznych. Bez wzgledu na to, jak bardzo jestes zdrowy, zawsze znajda cos, czym bedziesz sie zamartwial.
Szli wijaca sie kamienna sciezka przez sam srodek zadbanego ogrodu zen. Dan zauwazyl w jednym z rogow ogrodu miniaturowe drzewko oliwne, ktore podarowal ojcu Nobo wiele lat temu. Wygladalo na zielone i zdrowe. Zanim uderzyl przelom cieplarniany, nawet w czerwcu okrywano je przezroczysta, ogrzewana plastikowa kopula, zeby zabezpieczyc je przez przychodzacym czasem mrozem. Teraz zimy byly tak lagodne, ze drzewko mozna bylo caly czas trzymac na wolnym powietrzu.
— Jak twoj ojciec? — spytal Dan, gdy zdejmowali buty w otwartych drzwiach glownego budynku. Dwie gejsze staly w srodku przy drzwiach, obie w szatach barwy karneolu.
Nobuko skrzywil sie, gdy szli korytarzem, wzdluz ktorego staly papierowe sciany.
— Lekarze usuneli guza i oczyscili cialo ojca ze wszelkich sladow komorek rakowych. Teraz sa gotowi zaczac ozywianie.
— To moze byc niebezpieczne — rzekl Dan.
Dziesiec lat temu Saito Yamagata kazal sie uznac za klinicznie martwego i zamrozic w cieklym azocie, by przetrwac do dnia, gdy rak bedzie uleczalny i bedzie mozna Saito ozywic.
— Innych udalo sie z powodzeniem odmrozic — rzekl Nobo, gdy wkroczyli do obszernej sypialni. Byla wylozona drzewem tekowym, z niepokryta niczym podloga z bielonej sosny i oszczednie umeblowana: lozko w stylu zachodnim, w przeciwnym rogu biurko, dwa wygodne szezlongi. Jedna sciana skladala sie z przesuwanych
— A mimo to wydaje sie, ze rozmrazanie jest dosc ryzykowne.
Yamagata odwrocil sie w jego strone i Dan zobaczyl w jego spokojnych, brazowych oczach pewnosc, sile, ktora moze sprowadzic tylko wiele pokolen bogactwa i przywilejow.
— Przeprowadzilismy bardzo staranne badania — rzekl Nobo. Usmiechal sie lekko. — Oczywiscie, wiekszosc z tych prac sponsorowalismy sami. Wydaje sie, ze ojca da sie ozywic.
— To wspaniale — wyrzucil z siebie Dan. — Sai bedzie znowu z nami…
Nobuko uniosl dlon.
— Sa dwa problemy, Dan.
— Jakie?
— Po pierwsze, istnieja solidne naciski polityczne sprzeciwiajace sie ozywianiu kriogenicznie zachowanych osob.
— Sprzeciwiajace sie… och, na milosc Piotra, Pawla i Peewee Reese’a. Nowa Moralnosc znow uderza.
— Tutaj, w Japonii, jest to odprysk ruchu Nowe Tao. Nazywaja sie Kwiatami Slonca.
— Kwiaty wsrod swirow — mruknal Dan.
— Maja
— A teraz burza sie przeciwko ozywianiu zamrozencow? Powazny wyraz twarzy Yamagary przelamal niechetny usmiech.
— Delikatnie to ujales, Dan. Moj ojciec jest zamrozencem. Machajac reka, Dan zaprotestowal:
— Wiesz, ze nie chcialem okazywac braku szacunku.
— Wiem — odparl Nobuhiko. — Ale caly problem w tym, ze Kwiaty Slonca probuja przepchnac w Parlamencie ustawe, ktora zakazywalaby kriogeniki i uznawala proby ozywienia
— Dlaczego, na milosc boska? Na jakiej podstawie? Nobuhiko wzruszyl ramionami.
— Mowia, ze nalezy przeznaczyc srodki na
— Bzdura — warknal Dan. Po czym rozpromienil sie. — Wiem, jak to obejsc! Zawiez ojca na Selene. Tam go ozywia. Moga nawet uzyc nanomaszyn, jesli pojawi sie taka potrzeba.
Nobo usiadl na lozku z opuszczonymi ramionami.
— Myslelismy o tym, Dan. Kusilo mnie, zeby to zrobic, zanim rzad zabroni wywozenia zamrozonych cial z kraju.
— Moga to zrobic!?
— Zrobia, zanim skonczy sie nastepna sesja Parlamentu.
— Do licha, jak do piekla i z powrotem! — wrzasnal Dan, walac piescia w otwarta dlon. — Czy ten durny swiat juz calkiem zwariowal?
— Jest cos jeszcze — rzekl Nobo, prawie szeptem. — Cos gorszego.
— Coz, u licha, moze byc gorszego?
— Ludzie, ktorych ozywiono. Ich duszy juz nie ma.
— Nie ma? Co ty chcesz przez to powiedziec? Rozkladajac bezradnie rece, Nobuhiko powtorzyl:
— Nie ma. Cialo mozna ozywic, ale proces zamrazania najwyrazniej usuwa cala pamiec z mozgu. Ci, ktorzy zostali ozywieni, sa jak noworodki. Trzeba ich uczyc nawet korzystania z toalety.
Dan opadl na pluszowy szezlong.
— Chcesz powiedziec, ze osobowosci Sai juz… nie ma?
— Tego sie obawiamy. Prawdopodobnie polaczenia neuronowe rozpadaja sie podczas zamrozenia ciala. Umysl jest jak prawdziwa
— Szlag — mruknal Dan.
— Nasi naukowcy pracuja oczywiscie nad tym problemem, ale nie ma sensu ozywiac mojego ojca, dopoki nie bedziemy wiedziec na pewno, w jedna albo w druga strone, jaki wplyw mialo zamrozenie na jego umysl.
Dan pochylil sie i oparl lokcie na udach.
— Dobrze. Rozumiem. Ale zabierz cialo Sai do Selene. I to juz! Zanim przez tych fanatykow religijnych nie bedzie mozna go ruszyc.
Nobuhiko pokiwal ponuro glowa.
— Sadze, ze masz racje, Dan. Czuje to samo od kilku tygodni i ciesze sie, ze podzielasz moje zdanie.
— Lece do Selene w przyszlym tygodniu. Jesli chcesz, zabiore go.
— To bardzo milo z twojej strony, ale to sprawa rodzinna. Sam sie tym zajme.
Dan skinal glowa.
— Dobrze. Ale jesli bedziesz potrzebowal jakiejkolwiek pomocy, daj znac.
Nobuhiko znow sie usmiechnal i tym razem w tym usmiechu bylo prawdziwe cieplo.
— Jasne, Dan. Na pewno.
— Dobrze.
Mlodszy mezczyzna potarl oczy, po czym spojrzal znow na Dana.
— Swietnie, powiedzialem ci, jaki mam problem. Teraz opowiedz mi o swoim. Co cie tu sprowadza.
Dan usmiechnal sie krzywo.
— Och, nic wielkiego. Potrzebuje paru miliardow dolarow. Twarz Nobo przez dluga chwile nie zmienila wyrazu.