— To wszystko?
— Tak. Dwa miliardy wystarcza.
— A co bede mial z takiej inwestycji? Dan zachichotal.
— Troche kamieni.
La Guaira
Pancho uniosla zmeczony wzrok znad ekranu komputera. Po drugiej stronie pokoju, w ktorym mieszkaly razem z Amanda, Mandy siedziala przy swoim biurku z okularami VR i sluchawkami zakrywajacymi jej pol glowy, od czasu do czasu rzucajac okiem na wlasny ekran.
— Ide na spacer — oznajmila na tyle glosno, zeby Amanda uslyszala ja przez swoje sluchawki.
Amanda skinela glowa, nie zdejmujac okularow VR. Pancho spojrzala na ekran, ale nie bylo tam niczego poza masa liczb. Bez wzgledu na to, w co wglebiala sie Mandy, bylo to wyswietlane na jej okularach, nie ekranie komputera.
Z ich stancji wychodzilo sie bezposrednio na patio. O rany, slonce juz prawie zachodzi, zauwazyla Pancho, wychodzac. Pozne popoludnie bylo nadal tropikalnie gorace i wilgotne, co dalo sie odczuc szczegolnie po przebywaniu w ich klimatyzowanym pokoju.
Pancho wyciagnela swoje dlugie ramiona w strone upstrzonego chmurkami nieba, probujac rozciagnac obolale plecy. Za dlugo siedzialam przy tym przekletym komputerze, powiedziala sobie w duchu. Mandy moze tak siedziec, az zamarznie. Ona jest jak jakis cholerny komputer, lyka dane jak maszyna.
Dan Randolph zagonil je do studiowania napedu fuzyjne-go i pracy z zespolem inzynierow, ktorzy przeksztalcali ksiezycowa rakiete transferowa w statek, ktory mial zaniesc je do Pasa Asteroid. Rzadko widywaly Randolpha. Miotal sie po calym swiecie jak pchla po goracej fajerce i rzadko zostawal w jednym miejscu dluzej niz jedna noc. Kiedy byl w La Guaira, trzymal caly zespol silna reka — a najsilniej samego siebie.
Specyficzne miejsce na kwatere korporacji — pomyslala Pancho podazajac z kompleksu mieszkalnego w strone uginajacych sie, szumiacych palm i brzegu morza. Z La Guaira bylby lepszy kurort niz powazne centrum lotow kosmicznych. Randolph zalozyl tutaj swoje Astro Manufacturing cale lata temu, czesciowo dlatego, ze bliskosc rownika nadawala rakietom dodatkowy ped z powodu obrotu Ziemi, a czesciowo dlatego, ze z rzadem Wenezueli latwiej bylo sie dogadac niz z urzedasami w Waszyngtonie.
Dziwne, pomyslala. Krazyly plotki, ze Randolph byl zakochany w prezydent Scanwell. Szeptano, ze byli kochankami, tu i tam mowiono o burzliwym romansie, ktory zakonczyl sie tylko dlatego, ze prezydent zginela podczas wielkiego trzesienia ziemi w Tennessee.
Wszystko wydawalo sie tak odlegle. Pancho szla wijaca sie sciezka w strone falochronu, a jej miekkie buty chrzescily po zwirze. Slonce prawie dotykalo horyzontu i przybralo charakterystyczna dla Karaibow zlotoczerwona barwe. Zbieraly sie potezne chmury, purpurowe i szkarlatne w slonecznej poswiacie. Od morza dolatywala lekka bryza, palmy uginaly sie wdziecznie, a wszystko wygladalo na niezle przyblizenie tropikalnego raju.
Falochron przypomnial jej o smutniejszym aspekcie rzeczywistosci. Siegal jej do ramion, brzydka betonowa bariera przeciwko nadciagajacej wodzie. Kiedys byla pomalowana na pastelowy roz, ale farba wyblakla w sloncu, a beton kruszyl sie w miejscach, gdzie wyszczerbily go sztormy. Stare plaze byly juz pod woda, z wyjatkiem miejsc, gdzie przyplyw byl wyjatkowo niski. Fale lamaly sie z niezmordowanym, mruczacym sykiem, dlugie grzebienie klebow i piany. Morze nadal sie podnosilo, co rok kilka centymetrow.
— Slicznie tu, prawda?
Zaskoczona, odwrocila sie i zobaczyla stojacego tam Ran-dolpha, gapiacego sie ponuro w morze. Mial na sobie niewy-prasowana koszulke i ciemne spodnie, wygniecione z powodu wielu godzin spedzonych w podrozy.
— Nie widzialam cie na sciezce, szefie — rzekla Pancho. — A jak o tym pomysle, to nie slyszalam nawet twoich krokow na zwirze.
— Szedlem po trawie — wyjasnil powaznie Randolph. — Moje drugie imie to ukrywanie sie.
Pancho rozesmiala sie. Randolph rzekl jednak z powaga:
— Kiedy Grenlandia sie rozpusci, to wszystko znajdzie sie pod woda.
— Cala wyspa?
— Calusienka. Moze niektore wieze beda wystawac nad powierzchnie wody. Szczyty wzgorz. Niewiele wiecej.
— Kiepsko.
— To kiedys byla czesc stalego ladu, wiesz. Kiedy zalozylem tu firme, nie bylo ciesniny odcinajacej nas od wzgorz. Poziom morza podniosl sie tak bardzo w czasie krotszym niz dwadziescia lat.
— I nadal sie podnosi.
Randolph skinal glowa ponuro, po czym polozyl ramiona na falochronie i oparl na nich podbrodek.
— Jak tam robota?
— Coz, pracujemy — odparla. — Trzeba sie sporo nauczyc o tym napedzie.
Kiwajac ze zmeczeniem glowa, rzekl:
— Tak, ale musicie wiedziec o nim wszystko, Pancho. Jesli cos sie tam zepsuje, musicie umiec to zdiagnozowac i naprawic.
— Przeciez bedziemy mieli na pokladzie inzyniera — rzekla. — Prawda?
— Moze. Ale bez wzgledu na to, czy on tam bedzie,
— Tak. Chyba tak.
— I musicie opanowac nowa technike nawigacji — dodal.
— Wycelowac i strzelic, tak. Troche dziwne.
Dzieki duzemu ciagowi i skutecznosci napedu fuzyjnego ich statek kosmiczny nie bedzie musial podrozowac z Ziemi do asteroid po orbitach pozwalajacych na oszczedzanie energii. Trajektorie dla napedu fuzyjnego byly prawie liniami prostymi: podroz skracala sie do dni zamiast miesiecy.
— Trzeba sie duzo nauczyc, wiem — podsumowal.
Dostrzegla znuzenie w jego oczach, ale bylo tam cos jeszcze, cos wiecej. Nadzieja, pomyslala. Albo jakis upor, jak u mula. Chce zbudowac statek z napedem fuzyjnym. I ufa mi na tyle, ze pozwoli mi go poprowadzic. Mnie i Mandy.
— Moze udaloby sie urwac wolny weekend — podsunela. — Albo chocby wieczor w miescie.
Slonce zaszlo za gorami na stalym ladzie. Poza wyspa zaczely zapalac sie swiatla.
— Przykro mi, mala, nic z tego — oznajmil. Zaczal isc wzdluz falochronu. — Powiedzialem ci, kiedy przyjmowalas to zadanie: zostajecie w obrebie kompleksu.
— Bezpieczenstwo, tak, wiem — mruknela Pancho, idac za nia.
— Takze twoje bezpieczenstwo — wyjasnil Randolph. — Nie tylko bezpieczenstwo firmy. Jestes teraz bardzo cenna. Ty i Amanda macie podstawowe znaczenie dla calej operacji. Nie chce, zebyscie ryzykowaly niepotrzebnie.
Pancho zastanowila sie nad tym. Cale powodzenie misji opiera sie na nas. Nie mozna miec do niego pretensji, ze jest ostrozny. A mimo to…
Zapatrzyla sie na swiatla miasta po drugiej stronie ciesniny.
Nagle uderzyla ja nowa mysl. Czy on wie, ze mam go szpiegowac? Czy dlatego trzyma nas w zamknieciu, zebym nie mogla skontaktowac sie z Humphriesem?
— Moge o cos zapytac?
Randolph poslal jej zmeczony usmiech, ledwo widoczny w gasnacym swietle.
— Tak, pewnie. Pytaj.
— Slyszalam plotki, ze… ze Astro ma klopoty finansowe. Randolph zawahal sie na moment.
— Korporacje zawsze maja klopoty finansowe.
— Chcialam powiedziec, ze jestescie bliscy bankructwa.
— Dosc bliscy — przyznal.
— To po co topicie pieniadze w naped fuzyjny?