Szybko robilo sie ciemno. Pancho prawie nie widziala jego twarzy. Ale w jego glosie slychac bylo determinacje.

— Z dwoch powodow, mala — rzekl. — Po pierwsze, jesli to zadziala, Astro pierwsze dobierze sie Pasa Asteroid. Nasze akcje pojda w gore, zyski podskocza jak szalone, a jedynym problemem finansowym bedzie myslenie, na co wydac tyle gotowki.

Pancho milczala, czekajac na drugi powod.

— A poza tym — mowil dalej Randolph — otwarcie Pasa Asteroid ma podstawowe znaczenie dla ludzkiej rasy.

— Naprawde tak uwazasz? Zatrzymal sie i odwrocil w jej strone.

— Z ociepleniem klimatu niewiele mozemy zrobic, Pancho. Miliony ludzi juz zginely, dziesiatki milionow. Najgorsze jednak przed nami. Jesli roztopi sie Grenlandia…

— I Antarktyka — wtracila.

— I Antarktyka — zgodzil sie. — Jesli sie roztopia, cywilizacja utonie. Zgina miliardy, nie tylko w powodzi, ale z glodu i chorob. Juz teraz nie mozemy utrzymac populacji Ziemi, na litosc boska! Na polowie planety panuje glod, a jest coraz gorzej, a nie lepiej.

— Sadzisz, ze asteroidy sa rozwiazaniem?

— Potrzeba nam bogactw naturalnych. Musimy odbudowac nasza baze przemyslowa, nasze bogactwo.

— W kosmosie.

— Tak. Tam powinnismy budowac od pol wieku. Pancho gwizdnela cicho.

— Wielka robota, szefie.

— Masz cholerna racje. Jesli jednak przegramy, przegra cala ludzkosc. Przezyje tylko garstka ludzi, i to cofnieta do poziomu sprzed epoki przemyslowej. Rolnictwo na wlasne potrzeby. Bez elektrycznosci. Bez maszyn. Bez lekarstw.

— Sredniowiecze.

— Raczej epoka kamienna — mruknal Randolph.

— To dlatego postawiles wszystko na jedna karte: ten lot do Pasa Asteroid.

Nie widziala jego twarzy w ciemnosciach, ale odniosla wrazenie, ze skinal glowa.

— Wszystko, co mam — powiedzial obojetnie. Wszystko, co ma. Ogrom tego stwierdzenia uderzyl nagle Pancho jak lawina. Ryzykuje wszystkim co ma, cala firma, swoim zyciem. Chce postawic na te misje wszystko, na co pracowal i co zbudowal. I ufa mi na tyle, ze kaze mi tam leciec.

Poczula, jak ciazy jej ta odpowiedzialnosc, jakby caly swiat nagle zwalil jej sie na ramiona.

— Pozwol, ze jeszcze o cos zapytam — rzekla Pancho, a glos jej lekko drzal. — Dlaczego akurat mnie wybrales na pilota? Masz pilotow z wiekszym doswiadczeniem.

Randolph zasmial sie cicho.

— Pewnie, ze maja wieksze doswiadczenie. Ale oni maja rodziny, ktore utrzymuja. Malzonkow. Dzieci.

Ja mam siostre, pomyslala Pancho. Ale nie odezwala sie.

— Poza tym — mowil dalej — nikt inny nie ma twoich zdolnosci.

— Moich zdolnosci?

— Posluchaj, mala, przekopalem kazdy bit danych o wszystkich pilotach w Astro, a nawet paru, ktorych nie ma na liscie plac. Bylas na samej gorze. Jestes najlepsza, jaka mamy.

Pancho poczula, ze brakuje jej tchu. Do diabla, wiedzialam, ze jestem dobra, ale czy az taki.

— Zanim poprosisz o podwyzke — oswiadczyl Randolph — musze ci powiedziec, ze moi specjalisci od zarzadzania personelem nie zgadzaja sie ze mna. Uwazaja cie za swira.

— Swira? To znaczy?

— Twierdza, mala, ze jestes niepowazna. Lubisz podejmowac ryzyko, bawic sie w gierki.

— Nie wtedy, gdy pilotuje.

— Nie? A wtedy, gdy scigalas sie z Wallym Stinsonem z Selene do Farside?

— Och, daj spokoj, to byla tylko zabawa — zaprotestowala Pancho. — Wally pozwolil, zeby testosteron myslal za niego i tyle.

— A ten zaklad sprzed paru miesiecy o oddychanie w prozni?

— To byl tylko kawal.

Zachichotal w gestniejacych ciemnosciach, po czym rzekl:

— Jestes ryzykantka, Pancho. To smiertelnie przeraza moich guru od doboru personelu.

— Twoim statkiem fuzyjnym bym nie zaryzykowala — rzekla stanowczo.

Randolph milczal przez dluzsza chwile, po czym odpowiedzial:

— Wiem, Pancho. I dlatego ciebie wybralem.

— A Amanda? — zdumiala sie slyszac wlasny glos. — Ona jest lepsza ode mnie, tak?

— Jest lepiej wyksztalcona, bardziej ostrozna. Ale nie jest lepsza od ciebie. Blisko, ale nie lepsza. Tak czy inaczej, jesli to ty polecisz, to chcialbym, zeby drugim pilotem byla kobieta. Faceci maja ciekawe pomysly po paru tygodniach zamkniecia w aluminiowej puszce.

Plan zakladal, ze poleci z nimi inzynier-technik i co najmniej jeden geolog albo astronom planetarny. Misja miala byc czyms wiecej niz testem napedu fuzyjnego; miala przyniesc konkretne rezultaty. Musiala.

— Poradze sobie z facetami — odparla Pancho.

— Tak, wiem, ze sobie poradzisz. Ale po co prowokowac problemy?

— Chyba nie sadzisz, ze Mandy bedzie powodem jakichs problemow?

Randolph zasmial sie cicho w ciemnosciach.

— Rozumiem, co masz na mysli. Ona potrafi niezle podgrzac atmosfere, jesli tylko zechce.

— Nawet jak nie zechce, to tez.

— Rozmawialem z nia wczoraj dosc dlugo. Podczas lotu ma byc grzeczna i przyzwoita. Zadnych czulych spojrzen. Zadnych przyciasnych mundurow. Zgodzila sie, ze bedzie sie zachowywac jak trzeba.

Pancho byla zaszokowana. Ta mala zmija nawet slowa nie powiedziala o rozmowie z szefem.

— Bedzie sie zachowywac profesjonalnie. Obiecala.

— Nie wiem, czy sobie poradzi — powiedziala Pancho.

— Sadzisz, ze powinnismy wycofac ja z misji? Pancho zaczerwienila sie.

— Nie, powinniscie wycofac mnie.

— Ciebie? Dlaczego?

Nie rob tego! Byla na siebie wsciekla. Nie wygadaj sie przed nim. Wywali cie jednym solidnym kopem i postara sie, zeby juz nikt wiecej cie nie zatrudnil. Ale on mi ufa. Los calego swiata spoczywa w moich rekach, bo on wierzy, ze wykonam te robote, choc nikt inny z jego personelu w to nie wierzy.

— Dlaczego mielibysmy wycofac cie z misji? — dopytywal sie Randolph.

Przeklinajac sie na wszelkie mozliwe sposoby, Pancho wyznala:

— Martin Humphries wynajal mnie, zebym cie szpiegowala.

— Wynajal cie? — w rozgwiezdzonych ciemnosciach glos Randolpha brzmial, jakby ten nie byl specjalnie zaskoczony. — Kiedy to sie stalo?

— Ponad szesc miesiecy temu — odparla Pancho, z trudem wypowiadajac slowa. — Kiedy bylam w Selene.

Randolph zamilkl i znow zaczal sie wolno przechadzac wzdluz falochronu. Pancho szla obok niego, sluchajac szumu wiatru, pomruku morza i czekajac, az Randolph eksploduje, wrzasnie albo cos powie.

W koncu zaczal sie smiac. Nie byl to glosny, radosny smiech, lecz cichy, cyniczny rechot.

— Wiedzialem, ze ten skurwiel bedzie probowal grzebac w moich szufladach, ale nigdy bym nie wymyslil, ze zwerbowal ciebie.

— Mozesz mnie wylac, jesli chcesz.

— Co ci zaproponowal?

— Pieniadze.

— Tylko na tym ci zalezy? Pancho zawahala sie na moment.

— Mam… rodzine na utrzymaniu.

Вы читаете Urwisko
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату