— I to jest kolejny powod, zeby tu zostac — odparl Martin. — Bo tu moge chronic moj majatek.

— A co z moim majatkiem? Co ze mna? Potrzebuje twojej pomocy, Marty. Nie moge sam walczyc z tymi fundamentalistami spiewajacymi psalmy!

— Och, daj spokoj, tato. Masz wiecej prawnikow od nich.

— Oni maja za soba caly przeklety Kongres — poskarzyl sie ojciec. — I Sad Najwyzszy.

— Tato, gdybys tu przylecial, uwolnilbys sie od tego wszystkiego.

Twarz ojca stezala.

— Nie zamierzam stad uciekac!

— Czas powiedziec sobie wprost, tato: statek tonie. Uciekaj, poki mozesz. Tutaj, na Ksiezycu, buduje nowa organizacje. Tworze Humphries Space Systems. Moglbys brac w tym udzial. Jako ktos wazny.

Starszy mezczyzna patrzyl na niego dluzej, niz trwala transmisja slow. W koncu mruknal:

— Jesli bedziesz tam za dlugo siedzial, miesnie ci zwiotczeja i nie bedziesz mogl wrocic na Ziemie.

Nie wysluchal ani slowa z tego, co powiedzialem, uswiadomil sobie Martin. Zawsze tylko mowi, zamiast sluchac.

— Tato, przeprowadzam wlasnie dosc skomplikowana transakcje. Nie moge wyjechac. Nie teraz — zawahal sie. — Moze nigdy nie wroce na Ziemie.

Po tej deklaracji obraz ojca zmienil wyraz z normalnego niezadowolonego grymasu na prawdziwa wscieklosc.

— Chce, zebys byl tutaj, do licha! Tu jest twoje miejsce i tu masz byc. To moje ostatnie slowo.

— Tato — odparl Martin, czujac, jak wszystkie stare strachy i frustracje wzbieraja w nim jak wir, ktory sciaga go w dol, by go utopic. — Tato, przylec tutaj i badz ze mna. Prosze. Zanim bedzie za pozno.

Ojciec tylko patrzyl na niego.

— Tato, daj sobie z tym spokoj — blagal Martin. — Ziemia jest skonczona. Na Ziemi wszystko sie wkrotce zawali. Nie rozumiesz tego?

— Do diabla, Marty — wybuchnal starszy mezczyzna — czemu mnie nie sluchasz? — zamilkl, zatrzymal sie, nie wiedzac, co powiedziec dalej.

— A moze posluchalbys mnie dla odmiany? — warknal Martin. Nie czekajac na odpowiedz, mowil dalej: — Probuje zbudowac tu imperium, tato, imperium, ktore bedzie sie rozciagac az do Pasa Asteroid i jeszcze dalej. Teraz gromadze elementy ukladanki. Bede najbogatszym czlowiekiem w Ukladzie Slonecznym, bogatszym niz ty i twoi bracia razem wzieci. Moze wtedy bedziesz mnie traktowal z szacunkiem.

Zanim ojciec zdolal odpowiedziec, Martin uniosl sie na szez-longu i wcisnal przycisk w oparciu przerywajacy polaczenie wi-deofoniczne. Twarz starszego mezczyzny znikla z ekranu, ukazujac holookno z obrazem Jowisza przekazywanym w czasie rzeczywistym z obserwatorium Farside.

Przez dluzsza chwile Humphries po prostu siedzial sam w biurze, w domu polozonym gleboko pod powierzchnia Ksiezyca. Potem wzial gleboki oddech, by uciszyc szalejace w nim furie. Staruszek nie mial pojecia o prawdziwym swiecie. Nadal zyl przeszloscia. Wolal pojsc na dno ze statkiem niz przyznac, ze to ja mialem racje, nie on.

Nieokielznana pamiec znow podsunela mu historie z czasow, kiedy mial dziewiec lat i o malo sie nie utopil. Ojciec upieral sie, ze trimaranowi nie grozi zadne niebezpieczenstwo, choc silny burzowy wiatr solidnie rzucal lodka. Fala zmyla go z pokladu. Spienione wody zamknely sie nad nim. Rozpaczliwie trzymal sie powierzchni, ale tonal, tonal, tracil oddech, wszystko pograzalo sie w ciemnosciach.

Martin Humphries umarl w wielu dziewieciu lat. Kiedy go ocucono, dowiedzial sie, ze jeden z czlonkow zalogi wskoczyl do ciesniny, zeby go ratowac. Patrzac, jak chlopiec tonie, ojciec zostal na pokladzie i zaproponowal nagrode pieniezna temu z zalogi, kto uratuje jego syna. Od tej chwili Humphries wiedzial, ze na swiecie nie ma nikogo, komu moglby zaufac; byl sam ze swoimi wewnetrznymi lekami i tesknotami, ktore nim kierowaly. A ochronic go mogly tylko jego pieniadze.

Rozmowa z ojcem zawsze przypominala mu o tych strasznych chwilach. I wypelnionym dyszeniem i dlawieniem sie paralizu, ktory sciskal mu piers jak bezlitosne imadlo. Siegnal do szuflady biurka po inhalator i nerwowo pociagnal chlodne, kojace lekarstwo.

Juz dobrze, uspokajal sie Humphries, czekajac, az zacznie znow normalnie oddychac, probujac sie wyciszyc. On tam zostanie i bedzie probowal walczyc z Nowa Moralnoscia, az spala go na stosie. Moge sobie gadac co chce, a on sie nie ruszy nawet o milimetr. Trudno, swietnie.

Ja zostane w Selene, gdzie jest bezpiecznie i wszystko jest pod kontrola. Zadnych burz, zadnego deszczu; swiat stworzony dla mnie. Stad moge pociagac za sznurki rownie skutecznie, jakbym byl w Nowym Jorku lub Londynie. A nawet lepiej. Nie ma powodow, zebym lecial na Ziemie.

Z wyjatkiem przesluchania rozwodowego, przypomnial sobie. Mam sie stawic w biurze sedziego. Ale moge to zalatwic stad, moi prawnicy oswiadcza, ze nie moge wracac na Ziemie, jestem na Ksiezycu tak dlugo, ze zagroziloby to mojemu zdrowiu. Moge znalezc dziesieciu lekarzy, ktorzy to poswiadcza. Bez obaw.

Humphries zasmial sie na glos. Nie bede musial przebywac w jednym pokoju z ta dziwka! Dobrze! Wspaniale!

Rozsiadl sie wygodnie i patrzyl na sufit. Wyswietlal sie tam obraz z planetarium, niebo, jakie widac bylo nad Selene. Przez chwile mial ochote obejrzec jakis film porno, ale doszedl do wniosku, ze lepiej bedzie przejrzec ostatni raport Miedzynarodowej Komisji Astronautycznej o mikroprobnikach dzialajacych w Pasie Aste-roid.

Motywem, ktory sklonil MKA do badania asteroid bylo wyszukiwanie skal, ktore kiedys moga uderzyc w Ziemie. Mieli tory lotow dla calych setek asteroid i badali te, ktore mogly przeleciec blisko. Teraz przeszukiwali tysiace skal Pasa, ktore byly na tyle duze, ze mogly spowodowac powazne szkody, gdyby zostaly wyrzucone z Pasa i uderzyly w Ziemie.

Dobre wiesci byly takie, ze jak dotad nie znalezli na orbicie zadnych skal, ktore moglyby zagrozic ojczystej planecie — choc asteroidy w Pasie byly zawsze pod wplywem Jowisza i innych planet, ktore mogly w nieprzewidywalny sposob zaklocic ich orbite. Nalezalo prowadzic nieustanne obserwacje.

Jeszcze lepsza nowina byla taka, ze produktem ubocznym obserwacji MKA byly szczegolowe dane o skladzie wiekszych asteroid. Zelazo, wegiel, nikiel, fosfor, azot, zloto, srebro, platyna, nawet woda wystepowaly tam w duzych ilosciach. Czekaja, zeby je zebrac. Czekaja, az zamienie je na pieniadze, powiedzial sobie Humphries z radosnym usmiechem.

Dan Randolph wysle do Pasa ekipe rakieta napedzana fuzja wodorowa. Misja oczywiscie zakonczy sie niepowodzeniem i wtedy Randolph znajdzie sie tam, gdzie ja chce, zeby byl. Przejme kontrole nad Astro Corporation, a Randolpha wyslemy na pastwisko, gdzie jest jego miejsce.

I wtedy jakas mysl zgasila jego zadowolenie. Minelo juz prawie szesc cholernych miesiecy, odkad wynajalem Pancho Lane, zeby nie spuszczala Randolpha z oka. Czemu sie nie odzywa?

La Guaira

— Denerwujesz sie? — spytala Amanda Cunningham. Siedzac przy niej w kliprze wracajacym na Ziemie, Pancho, potrzasnela glowa.

— Nie. A ty?

— Troche.

— Aha.

— To znaczy… spotkanie z szefem korporacji. To dosc ekscytujace, nie sadzisz?

Pancho i Amanda zostaly wezwane do centrali korporacyjnej Astro Manufacturing w La Guaira, na wyspie oddzielonej ciesnina od Caracas. Cos zwiazanego z nowym przydzialem, o czym, mial zdecydowac sam Dan Randolph.

— Coz, spotkanie wielkiego szefa jest pewnie wazne — odparla Pancho najbardziej nonszalanckim tonem, na jaki bylo ja stac.

Lecialy kliprem rakietowym ze starej stacji kosmicznej Nu-eva Fenezuela na ladowisko La Guaira, podrozujac sobie wygodnie w prawie pustej kabinie pasazerskiej z nieliczna garstka placacych pasazerow, a nie w zatloczonym kokpicie, gdzie pracowala zaloga. Amanda napawala sie luksusem obszernych foteli i rozrywkowych filmow; Pancho zastanawiala sie, co takiego waznego czekalo je po ladowaniu,

Вы читаете Urwisko
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату