centrum kontroli lotow portu kosmicznego Armstrong. Kolejne szesc pilotowaly Pancho i Amanda.
Wskazujac na ekrany, Dan oswiadczyl:
— Zademonstrowalismy przyspieszenie, ciag, impuls wlasciwy, sterownosc, wylaczenie i ponowny start… wszystkie aspekty programu testow.
Inspektor ponuro pokiwal glowa. Byl to mlody mezczyzna o nordyckiej urodzie, bladej skorze i jasnych oczach, ubrany w prosty szary pulower i ciemne spodnie. Mial dlugie wlosy barwy brudnoblond, ktore siegaly mu prawie do ramion i przypominaly koncowke mopa. Mimo konserwatywnego stroju nosil srebrne kolczyki, srebrne pierscionki na palcach, srebrna bransolete na prawym nadgarstku i srebrny lancuch na szyi. Z lancucha zwieszal sie jakis wisorek, ale byl ukryty pod swetrem.
Pancho i Amanda siedzialy po obu stronach Dana, a Hum-phries po drugiej stronie owalnego stolu, obok inspektora. Przez dluga chwile w sali konferencyjnej panowala cisza. Dan slyszal szum elektrycznej maszynerii i cichy oddech wentylatorow.
Dan spytal w koncu:
— Jakie jest panskie zdanie, panie Greenleaf?
— Doktorze Greenleaf — odparl inspektor MKA. — Mam doktorat z socjologii.
Dan czul, jak brwi mu sie unosza. Po co MKA przyslalo socjologa do testow nowego systemu napedowego? I to wlasnie tego malego, nadetego socjologa?
Greenleaf splotl przed soba palce rak.
— Jest pan zaskoczony, ze socjolog ocenia panskie dane?
— Coz… prawde mowiac, tak — odparl Dan, czujac sie zdecydowanie nieswojo.
— Zapewniam pana, panie Randolph…
— Dan.
— Zapewniam pana, panie Randolph, ze panskie dane zostaly ocenione przez najlepszych inzynierow i fizykow, jakimi dysponuje MKA — rzekl Greenleaf. — Nie lekcewazymy panskiego wniosku.
— Nie chcialem nic takiego sugerowac — odparl Dan, zauwazajac w duchu, ze ten facet jest niewzruszony.
Greenleaf przeniosl wzrok z Dana na ekran scienny przed nim. — Widze, ze panskie urzadzenie sprawuje sie dosc niezawodnie w obrebie kryteriow projektu.
— To dobrze — rzekl Dan z ulga.
— Z jednym wyjatkiem — mowil dalej Greenleaf.
— Wyjatkiem? Co pan ma na mysli?
— Niezawodnosc dlugoterminowa — odparl Greenleaf. — Najdluzszy lot w programie testowym trwal zaledwie dwa tygodnie i to przy niskiej mocy.
— Nie nazwalby stalego przyspieszenia jednej dziesiatej
Pancho i Amanda wykonaly lot probny po paraboli dookola Wenus. Na pokladzie statku znalazl sie pelen zestaw instrumentow do obserwacji planety, gdyz przelatywaly zaledwie pare tysiecy kilometrow od rozzarzonych oblokow tej planety. Zespol astronomow planetarnych dostarczyl instrumentarium i monitorowal lot, wszyscy z uniwersytetow, ktore nalezaly do MKA, i wprost oszaleli ze szczescia i byli niezmiernie wdzieczni za dane, ktore otrzymali — za darmo.
— Dwa tygodnie to za malo na wykonanie testu trwalosci — oznajmil Greenleaf obojetnie.
— To wystarczy, zeby doleciec do Pasa — warknela Pancho.
— Przy pelnej mocy.
— I co jeszcze?
— Nie moge wydac zgody na lot zalogowy do Pasa, dopoki nie udowodnia mi panstwo, ze wasz system napedowy moze dzialac niezawodnie z pelna moca przez czas niezbedny na wykonanie misji.
Dan poczul w gardle kule gniewu. Pancho wygladala, jakby miala ochote siegnac przez stol i udusic faceta. Wtedy jednak zauwazyl, ze Amanda patrzy na Humphriesa, ktory siedzial spokojnie na krzesle, z twarza tak pozbawiona wyrazu, jak u profesjonalnego szulera i z rekami na kolanach.
— Nawet ten lot wokol Wenus byl pogwalceniem regulaminow MKA — rzekl Greenleaf, jakby dla wlasnej przyjemnosci.
— Zlozylismy w MKA plan lotu — odparl zapalczywie Dan.
— Ale nie czekaliscie na zgode, prawda?
— To byl lot probny, do licha!
Twarz Greenleafa zaplonela czerwienia. Dan w koncu zrozumial, z kim walczy. Och, na wszystkich swietych z Nowego Orleanu, to bigot z Nowej Moralnosci. Oni juz zinfiltrowali MKA.
— Nie zamierzam sie z panem klocic — rzekl Greenleaf obojetnie. — Albo polata pan swoim urzadzeniem przez cztery tygodnie z pelna moca, albo nie dostanie pan zgody na misje zalogowa do Pasa Asteroid.
Odepchnal krzeslo i wstal, kiwajac sie niezgrabnie w niskiej ksiezycowej grawitacji, mimo ciezkich butow, jakie mial na sobie.
— Cztery tygodnie! — krzyknal Dan. — W cztery tygodnie mozemy poleciec do Pasa i z powrotem, na pelnej mocy.
— To prosze tak zrobic — rzekl z zadowoleniem Greenleaf.
— Tylko ze zdalnym sterowaniem. Bez zalogi.
Ruszyl do drzwi, zostawiajac przy stole Dana, ktory czul sie wsciekly, zdumiony i zdradzony.
— Lepiej za nim pojde — rzekl Humphries, unoszac sie z krzesla.
— Chyba nie chcemy go rozzloscic.
— A dlaczego nie? — warknal Dan.
Humphries opuscil sale konferencyjna. Dan opadl na krzeslo.
— Bezzalogowa misja do Pasa nie ma najmniejszego sensu — mruknal. — To tylko cwiczenie, ktore bedzie nas kosztowac cztery tygodnie i prawie tyle samo pieniedzy co misja zalogowa.
— Cztery tygodnie to nie tak zle, nie? — podsunela Pancho.
— Kolejne cztery tygodnie, ktore zblizaja nas do bankructwa, mala. Cztery tygodnie blizej przejecia firmy przez Humphriesa.
— To moja wina — rzekla bardzo cicho Amanda. Dan spojrzal na nia.
— Martin… — zawahala sie, po czym mowila dalej — … Martin nie chce, zebym brala udzial w tej misji. I chyba wplynal na opinie doktora Greenleafa.
— On ma swira na punkcie Mandy — wyjasnila Pancho.
— A ty, co ty do niego czujesz, Amando? — zapytal Dan.
— Czuje sie jak w pulapce — odparla natychmiast. — Czuje sie, jakbym nigdzie przed nim nie mogla uciec. Nigdzie na Ziemi. I nigdzie na Ksiezycu. Czuje sie jak zwierze w klatce.
Dan opuscil obie kobiety i poszedl do swojego biura. Opadl na fotel i polecil telefonowi zlokalizowac swego glownego doradce, kobiete, ktora byla szefem dzialu prawnego Astro.
Komputerowy system telefoniczny znalazl ja na stokach narciarskich w Nepalu. Obraz byl blady i rozmyty. Pewnie trzyma komunikator tuz przed twarza, pomyslal. Widzial za jej glowa skrawek czystego, blekitnego nieba. Miala na sobie narciarskie ubranie, polaryzowane gogle zsunela na czolo, i nie byla specjalnie szczesliwa, ze szef ja sciga.
— Na dziewiec miliardow imion Boga, co ty robisz w Nepalu? — spytal zirytowany Dan. Usiadl, rozzloszczony, i czekal, az jego wiadomosc dotrze do prawniczki, a jej odpowiedz do niego.
— Probuje pojezdzic na nartach, poki jeszcze jest snieg — warknela, rownie zla.
— Na nartach?
— Czasem przydalby mi sie urlop — odparla, po zwyczajowej pauzie. — Wzielam wolne po raz pierwszy od niepamietnych czasow.
Zaciskajac zeby, Dan strescil jej decyzje inspektora MKA.
— Mozesz sie odwolac — doradzila, pojawszy sytuacje. — Ale to zajmie wiecej czasu niz lot bezzalogowy, ktory oni probuja na tobie wymusic.
— Nie mozemy poprosic o jeszcze jedno przesluchanie, o innego inspektora? — nalegal Dan. — Ten facet to fanatyk Nowej Moralnosci i jest calym sercem przeciwko eksploracji kosmosu.
Twarz prawniczki stezala na te slowa.