kwadratowych metalowego pokladu otoczonego banka ze szklostali. Na srodku znajdowal sie pulpit sterujacy wysuniety na podescie siegajacym im do piersi. Pancho podeszla do pulpitu i wlozyla na glowe lezace tam sluchawki. Amanda zajela miejsce z jej prawej strony.
— Lepiej skorzystaj z petli na nogi — zwrocil sie Dan do Fuchsa. — Przez pare minut bedziemy w zero
Fuchs skinal glowa. Wygladal na spietego, wyczekujacego, z zacisnietymi mocno ustami.
Moga nas zatrzymac w kazdej chwili, powiedzial sobie w duchu Dan. Z kazda mijajaca sekunda czul sie jednak coraz lepiej.
— Piec sekund, odliczanie trwa — powiedziala Pancho. Nie wlaczyla glosnika wbudowanego w konsole.
Dan odwrocil sie, by zlapac sie jednego z uchwytow znajdujacych sie na zakrzywionej powierzchni banki; skoczek poderwal sie z ziemi jednym ostrym szarpnieciem rakiety wynoszacej. Dan poczul, jak uginaja sie pod nim kolana, ale Fuchs o malo nie upadl. Dan chwycil go za ramie i podtrzymal.
— Przepraszam — wykrztusil Fuchs. — Nie spodziewalem sie tego.
— W porzadku — rzekl Dan, ale byl pod wrazeniem twardosci miesnia, ktorego dotknal. — To twoj drugi start, prawda?
Fuchs byl blady.
— Moj drugi z powierzchni Ksiezyca. Lecialem tez wahadlowcem z portu kosmicznego w Zurychu.
Dan zauwazyl, ze przy zerowej grawitacji Fuchs ma mdlosci.
— Nic ci nie jest? — spytal. Nie ma nic gorszego, niz wspoltowarzysz rzygajacy przez cala droge na statek.
Fuchs usmiechnal sie slabo i ukazal swoj doskonale umiesniony biceps.
— Zabezpieczylem sie plastrem przeciwwymiotnym.
— Doskonale.
— To tez mam — Fuchs wyjal z kieszeni na udzie kombinezonu gruby plik plastikowych torebek.
— Spryciarz — rzekl Dan z nadzieja, ze Fuchs nie bedzie musial ich uzywac.
Sterowany z ziemi skoczek polaczyl sie ze
— Potwierdzam dokowanie — rzekla Pancho do miniaturowego mikrofonu. — Dobra robota, chlopcy. Nie musialam ani razu dotknac sterow.
Nie uslyszeli, co kontroler odpowiedzial Pancho, ale musialo to byc cos zabawnego, bo zaczela sie smiac.
— Tak, wiem, i dlatego placa wam taka kupe kasy. OK, wchodzimy na poklad.
Zwracajac sie do Dana, Pancho rzekla:
— Ustawie automatyczne rozlaczanie i powrot do Selene.
— Dobrze — odparl Dan, uwalniajac sie z petli i plynac w strone luku. Wersja dla kontrolerow lotu brzmiala: cala czworka leci na poklad w celu dokonania ostatniej kontroli przed opuszczeniem przez statek orbity Ksiezyca. Mieli wrocic do Selene skoczkiem.
— Troche sie zdziwia, jak skoczek wyladuje pusty — oswiadczyla Pancho ze zlosliwym usmieszkiem.
Dan przeszedl przez luk i dalej, do sekcji przejsciowej rozmiarow trumny. Wystukal kod pozwalajacy na otwarcie sluzy statku.
— Dobrze — rzekl, gdy luk sie otworzyl. — Witamy na pokladzie linii lotniczych Pas.
— Ty pierwszy, szefie. To twoj statek.
— W jednej trzeciej — mruknal. — Chyba co najmniej jeden z pozostalej dwojki bedzie zszokowany, gdy sie dowie, co robimy.
— Przeciez on juz musi o tym wiedziec — rzekla Amanda.
— Zgadza sie — przytaknela Pancho. — Ktoz inny wysylalby tych zbirow po Amande?
Brwi Dana powedrowaly w gore.
— To dlaczego nie robi awantury? Czemu nas nie zatrzyma? Fuch patrzyl na przemian to na Amande, to na Pancho, najwyrazniej zmieszany ich rozmowa.
— Coz, wlazmy na poklad, zanim rozpeta sie pieklo — zaproponowala Pancho, ponaglajac ich gestem.
Czujac sie nagle nieswojo, Dan przeplynal przez klape i wszedl na poklad
— Dzieki, Lars — rzekla.
Dan zauwazyl, ze chlopak strasznie sie zaczerwienil. Puscil ja i Amanda przeleciala przez oba luki, nie uzywajac rak ani stop. Fuchs, nadal nowicjusz w zero-g, odepchnal sie od brzegu luku poteznymi rekami i polecial dalej. Uderzyl bolesnie o oddalona grodz. Dan nic nie powiedzial, tlumiac w sobie smiech na widok jego prob zademonstrowania tezyzny fizycznej.
Zamykajac luki, Dan czul, ze jego nastroj jest coraz gorszy. Ostrzegalem Amande przed przymilaniem sie do chlopaka. Uswiadomil sobie, ze choc Amanda ma na sobie tylko prosty kombinezon, on i tak bedzie musial bawic sie w przyzwoitke dla niej i Fuchsa.
Ruszyl na mostek, plynac w zerowej grawitacji i odpychajac sie czubkami palcow o grodzie korytarzyka, co pozwalalo mu gladko przemieszczac sie do przodu.
Pancho przypiela sie na fotelu pilota; jej rece tanczyly po instrumentach. Przez szerokie bulaje ze szklostali nad mostkiem Dan widzial martwa, szara krzywizne Ksiezyca i za nia lsniacy polksiezyc lsniacej Ziemi.
— Odlaczylam kontrole naziemna — oswiadczyla. — Zaraz powinni zaczac sie wydzierac.
— Przelacz ich na glosnik — rzekl Dan.
Amanda wsunela sie w fotel drugiego pilota i zapiela uprzaz. Fuchs stanal za nia i wlozyl stopy w petle na podlodze.
— S-1, mamy sygnal odlaczenia — dobiegl meski glos z glosnika. Robil wrazenie raczej znudzonego niz zdenerwowanego.
Pancho obejrzala sie przez ramie i spojrzala na Dana, ktory polozyl palec na ustach.
— Cicha woda brzegi rwie — wyszeptal. Zaslaniajac mikrofon dlonia, Pancho rzekla:
— Moge odlaczyc skoczka.
— Odlacz — odparl.
— Rozpoczynam sekwencje odlaczania skoczka — rzekla Pancho do mikrofonu.
— Jestescie na pokladzie skoczka? — spytal kontroler. — Nie mozemy odpalic S-l, skoro jestesmy odlaczeni. Stracilismy kontrole nad pojazdem.
Na tablicy blysnelo czerwone swiatelko, po czym zniklo.
— Skoczek odlaczony — rzekla Pancho…
— Powtarzam, czy jestescie na pokladzie skoczka? — Kontroler tym razem byl juz zirytowany.
— A gdzie niby mielibysmy byc? — spytala niewinnie Pancho, po czym odciela polaczenie radiowe z Selene.
Amanda uruchamiala wlasnie sekwencje startu; jej paluszki ze starannym manicure biegaly po ekranie dotykowym.
— Trzy minuty do startu — rzekla spokojnie.
— Udalo sie — oznajmila Pancho.
Dan poczul, ze poca mu sie dlonie. Stojac za fotelami pilotow, gotow do wyruszenia w podroz dalsza niz jakikolwiek zdrowy na umysle czlowiek odbyl, powiedzial sobie w duchu: ta podroz to wszystko, co mam. Jesli nam sie nie uda, nie mam po co wracac. Nie mam ani jednej, po dwakroc przekletej rzeczy.
Spojrzal na Fuchsa. Chlopak usmiechal sie radosnie jak starozytny wojownik obserwujacy nadciagajaca armie wroga, niecierpliwie wyczekujacy bitwy, gotow sie do niej wlaczyc. Ma chlop jaja, pomyslal z uznaniem Dan. Wybralismy wlasciwego faceta.
— Dwie minuty — oglosila Amanda.
— Tam na dole pewnie dostaja juz szalu — rzekla Pancho z usmiechem.
— Nic juz nie moga zrobic — stwierdzil Dan. — Nie zestrzela nas.
— Nie wysla za nami statku Korpusu Pokoju? — spytal Fuchs.
— Kiedy wlaczymy naped fuzyjny,