stanie nas dogonic.

— Dopoki nie wrocimy — przypomniala Pancho. Dan skrzywil sie stojac za nia. Potem sie odprezyl.

— Jak wrocimy, bedziemy bogaci.

— Ty bedziesz bogaty, szefie — odpadla Pancho. — My jestesmy tylko pracownikami.

Dan zasmial sie.

— Tez bedziesz bogata, juz ja tego dopilnuje. Bedziesz bogata.

— Albo martwa.

— Minuta — wtracila Amanda. — Chyba powinnismy uwaznie obserwowac odliczanie.

— Racja — przytaknela Pancho.

Dan obserwowal wszystko na wyswietlaczach. Reaktor fuzyjny dzialal zgodnie z programem. Plazma o temperaturze gwiazd zaczela wytwarzac energie. Pedzila przez kanal MHD, gdzie niewielki ulamek energii cieplnej zamienial sie w energie elektryczna. Wewnetrzne akumulatory statku zaczely sie ladowac. Zimny wodor i hel zaczely plynac przez scianki chlodnicy dysz. Goraca plazma bluznela dyszami.

— Zaplon — oznajmila Amanda, uzywajac tradycyjnego slowa, choc teraz nie mialo ono fizycznego odpowiednika.

— Ciag rosnie — rzekla Pancho. Dan obserwowal krzywe na wykresach ciagu, ale nie musial; czul, ze znowu cos wazy, czul, jak poklad pod jego stopami staje sie znow stabilny.

— Wystartowalismy — oglosila Pancho. — Nastepny przystanek, Pas Asteroid!

Port kosmiczny ARMSTRONG

Martin Humphries w obstawie swojego szefa ochrony i szefa dzialu prawnego przybyl do portu w sama pore, zeby obejrzec, jak Starpower 1 odpala silniki i schodzi z orbity.

Stal z tylu w centrum kontroli lotow, z rekami zalozonymi na piersi i obserwowal na ekranie widok statku z teleskopu. Nie byl to spektakularny widok: cztery dysze rakietowe Starpower 1 lekko lsnily, a statek dryfowal tak powoli, ze Humphries musial sprawdzac dane pojawiajace sie z prawej strony ekranu, by sie upewnic, ze statek sie porusza.

Maly ekran na bocznej scianie ukazywal skoczka ksiezycowego zblizajacego sie do portu.

Cztery rzedy konsol zajmowaly wiekszosc centrum kontroli lotow; zajete byly tylko trzy konsole, ale Humphries wyczul u kontrolerow konsternacje i zdenerwowanie.

— Skoczek szesc, zglos sie! — kontroler po lewej krzyczal do mikrofonu.

Mezczyzna z kucykiem i brodka, siedzacy posrodku tej trojki, szeptal cos nerwowo do kobiety po drugiej stronie. Potem obrocil sie w fotelu i zlapal wlasny zestaw sluchawkowy.

— Pancho! — krzyknal grzmiacym basem. — Ludzie, gdzie wy jestescie, u licha? Co tam sie dzieje?

Humphries doskonale wiedzial, co sie dzieje.

Kobieta podniosla wzrok i zobaczyla stojacego tam Hum-phriesa. Rozpoznala go. Zbladla i zlapala za ramie szefa kontroli lotow, po czym wskazala w jego kierunku.

Szef wyskoczyl ze swojego fotela i unioslo go na tyle wysoko, ze o malo nie przewrocil konsoli za jego wlasnym stanowiskiem. Nie stalo sie tak, ale uderzyl sie bolesnie w golen i pozeglowal, jak w zwolnionym tempie, w kierunku stojacego za konsola pustego krzesla, a jego kucyk powiewal w powietrzu. Odruchowo wyciagnal rece i zlapal krzeslo, by uchronic sie przed upadkiem; krzeslo jednak odjechalo w strone ostatniego rzedu konsol i szef kontroli lotow upadl niezgrabnie na podloge z lomotem i glosnym „Au!”.

Szef ochrony Humphriesa odruchowo skoczyl w strone rozciagnietego na podlodze kontrolera i pomogl mu wstac, zas sam Humphries i jego prawnik stali i gapili sie na te idiotyczna scene.

Ochroniarz wlokl utykajacego kontrolera w strone Humphriesa.

— Panie Humphries — wybelkotal kontroler — nie mamy pojecia, co sie dzieje.

— Czy to przypadkiem nie Starpower 1 ucieka z orbity? — spytal lodowatym tonem Humphries.

— Tak, psze pana, ale on mial wystartowac dopiero za pol godziny i mysle, ze Pancho Lane i trzy inne osoby sa na pokladzie, nie majac zgody na zalogowy lot. MKA chyba ich…

— Czy jest jakis sposob, zeby ich zawrocic? — Humphries byl calkowicie spokojny.

Szef kontrolerow podrapal sie w brode i gwaltownie zamrugal.

— No i jak?

— Nie, psze pana. Nie ma mowy, prosze pana.

— Kto jeszcze jest na pokladzie?

— Wlasnie w tym problem, nie mamy pojecia, kto tam jeszcze jest! Moze sa w skoczku, ale nie odpowiadaja na wezwania radiowe! Moze zepsulo sie radio.

— Oni sa pokladzie Starpower 1 — oswiadczyl obojetnym tonem Humphries. — Kto jeszcze jest z Pancho Lane?

— Hm… — szef kontroli lotow zwrocil sie do swojej pary asystentow, mrugajac oczami.

— Amanda Cunningham, drugi pilot — odezwala sie kobieta — Lars Fuchs, astronom planetarny i C.N. Barnard, lekarz pokladowy.

— I wy ich wpusciliscie na poklad mojego statku? — zwrocil sie do nich Humphries lodowatym tonem.

— Mieli odpowiednie uprawnienia — rzekl szef kontroli lotow, caly spocony. — Zgode MKA. — Para pozostalych kontrolerow, stojac przy swoich stanowiskach, skinela glowami potwierdzajaco.

— Amanda Cunningham na pewno byla z nimi? Cala trojka pokiwala glowami.

Humphries odwrocil sie i ruszyl w strone wyjscia z centrum kontroli lotow. Szef kontrolerow lotow odetchnal z ulga. Jego kombinezon byl przesiakniety potem.

Humphries zatrzymal sie jednak w drzwiach i odwrocil w ich strone.

— Chce was tylko poinformowac, ze tak zwany doktor Barnard to w rzeczywistosci Dan Randolph.

Cala trojka kontrolerow wygladala na zdumiona.

— Nigdy nie zadaliscie sobie trudu, zeby sprawdzic jego tozsamosc, co?

— Nigdy…? — Kontroler zamilkl na widok wscieklego spojrzenia Humphriesa.

— Wiem, ze pracujecie dla Selene, a nie dla mnie. Ale zrobie wszystko, zeby dopilnowac, by wasza trojka niekompetentnych durni nie zblizyla sie do zadnego centrum kontroli lotow na odleglosc mniejsza niz tysiac kilometrow.

Wyszedl i ruszyl tunelem prowadzacym do Selene.

— Mam rozpoczac procedure przejecia Astro? — spytal prawnik. Humphries pokiwal ponuro glowa.

Z zadowolonym usmieszkiem prawnik oznajmil:

— Nie bedzie mial ani kawaleczka firmy, kiedy wroci.

— On nie wroci — odparl ponuro Humphries. — Zadne z nich nie wroci.

Siedzac w malutkiej mesie za mostkiem statku, Dan Randolph poczul, ze po raz pierwszy od wielu miesiecy udalo mu sie odprezyc. Statek przyspieszal zgodnie z planem. Fuchs wygladal nieco lepiej, bo poczul przyrost wagi spowodowany przyspieszeniem. Koniec z lataniem w niewazkosci. Mogli siadac na krzeslach bez przypinania sie pasami.

Zadumal sie nad swoim dobrym nastrojem. Ziemia sie roztapia, twoja firma bankrutuje, zlamales wszystkie przepisy, jakie kiedykolwiek wymyslila MKA, Humphries poluje na twoja glowe, lecisz gdzies w nieznane i siedzisz tu z radosnym usmiechem na twarzy.

Wiedzial, dlaczego tak jest.

Jestem wolny, powiedzial sobie. Moze tylko na pare tygodni, ale uwolnilem sie od nich wszystkich, od tego calego bagna. Jestesmy sami i nikt nie bedzie zaklocal nam spokoju.

Az wrocimy.

Pancho zanurkowala przez luk i podeszla prosto do dystrybutora z sokiem.

— Jak leci? — spytal lekko Dan.

— Wszystkie systemy pracuja idealnie — odparla, napelniajac kubek i podchodzac do stolu, by usiasc obok Dana.

— Wszystko musi grac, skoro dalas sie oderwac od mostka.

Вы читаете Urwisko
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату