— Mamy! — odparl Fuchs. — Mathilde w glownym Pasie, Eugenia — kilka cial klasy C wsrod asteroid bliskich Ziemi — wszystkie to zlepience, zadna tam skala. Badalyje mikroprobniki, nawet dostaly sie do srodka!

— Porowata — mruknal Dan.

— Tak!

— Mozemy sie w nia wkopac bez ciezkiego sprzetu?

— Prawdopodobnie jest w niej mnostwo naturalnych tuneli. Dan zamyslil sie, gladzac sie po brodzie, probujac podjac decyzje. Jesli on ma racje, to jest to lepsze niz wielogodzinne nurkowanie w cieklym wodorze. O ile Fuchs ma racje i zdolamy wkopac sie w asteroide i zrobic z niej schron burzowy. Jesli nie ma racji, zginiemy.

— Moim zdaniem powinnismy tak zrobic, szefie — oznajmila glosno Pancho.

Dan spojrzal w jej spokojne, brazowe oczy. Czy ona tak mowi, bo wie, ze inaczej nam sie nie uda? Czy chce zaryzykowac wlasnym zyciem, bo wie, ze tylko w ten sposob uratuje moje?

— Zgadzam sie — rzekla Amanda. — Asteroida to lepszy wybor.

Zwrocil sie do Fuchsa.

— Lars, jestes tego absolutnie pewien?

— Absolutnie — odparl Lars bez cienia wahania.

— Dobrze — odparl Dan, czujac niepokoj. — Zmiana kursu na… jak to sie nazywa?

— Asteroida 32-114 — odparli jednym glosem Fuchs i Amanda.

— Celujemy i strzelamy — rzekl Dan.

Gdy Starpower 1 pedzil do chondrytowej asteroidy, Dan probowal spac, ale jego sny nawiedzaly twarze i wizje z przeszlosci oraz niewyrazne, nadciagajace uczucie zagrozenia. Obudzil sie jeszcze bardziej zmeczony niz przed padnieciem na prycze.

Czul sie sztywny i obolaly, jakby naciagnal sobie kazdy miesien. Napiecie, powiedzial sobie. Sardoniczny glos w jego glowie odezwal sie jednak: to wiek. Starzejesz sie.

Kiwnal glowa swojemu odbiciu w lazienkowym lustrze. Jesli wyjde z tego zywy, zafunduje sobie kuracje odmladzajaca.

Po czym uswiadomil sobie, co wlasnie pomyslal: jesli wyjde z tego zywy.

Wlozyl czysty kombinezon i po drodze na mostek nalal sobie kubek kawy. Amanda siedziala w fotelu dowodcy, Fuchs po jej prawej stronie.

— Pancho spi — odezwala sie Amanda, zanim Dan zdazyl zapytac. — Dolecimy do 114 za jakies… — rzucila okiem na ekran — siedemdziesiat trzy minuty. Obudze ja za pol godziny.

— Czy stad widac te skale? — spytal Dan, patrzac w czarna pustke za bulajem.

— Na podgladzie teleskopowym — rzekla Amanda, dotykajac ekranu.

Na ekranie pojawil sie pekaty, zaokraglony ksztalt. Dan pomyslal, ze wyglada jak pilka plazowa, z ktorej czesciowo wypuszczono powietrze, ciemnoszara, prawie czarna.

— Mamy juz znakomite dane — rzekl Fuchs. — Potwierdzilismy mase i gestosc.

— I jest porowata, jak myslales?

— Tak, musi byc.

— Nie jest za piekna — wtracila Amanda.

— Tego nie wiem — odparl Dan. — Mnie sie podoba. Nazwijmy ja „Przystan”.

— Przystan — powtorzyla. Dan skinal glowa.

— Nasza przystan posrod burz.

Po czym dodal w myslach: jesli te dane dotyczace gestosci oznaczaja to, co twierdzi Fuchs.

Selene

W samotnym siedzeniu w schronie tymczasowym najgorsze bylo czekanie. W schronie nie bylo co robic — mozna bylo tylko przechadzac sie tam i z powrotem, a dla Kris Cardenas bylo to cale dwanascie krokow — albo ogladac komercyjny program telewizyjny, ktory lapala antena schronu z satelity przekaznikowego.

Mozna oszalec. I jeszcze na srodku ten cud techniki w postaci sarkofagu z zamrozona kobieta w polyskujacym cylindrze z nierdzewnej stali. Nieciekawe towarzystwo.

Kiedy klapa w podlodze zaskrzypiala, Cardenas podskoczyla ze strachu i o malo nie uderzyla glowa w zakrzywiajacy sie sufit schronu. Przez chwile bylo jej obojetne, kto przyszedl; nawet morderca bylby milym urozmaiceniem w nudzie poprzedniego dnia i nocy.

Odetchnela jednak z ulga, gdy zobaczyla w otwartej klapie ognista czupryne George’a Ambrose’a. George wspial sie po drabinie i usmiechnal do niej.

— Dan mowi, ze powinnismy isc do Stavengera. Cardenas skinela glowa.

— Dobrze. Doskonale.

Doug Stavenger nie byl zachwycony jej widokiem. Siedzial za biurkiem, a w jego oczach malowalo sie rozczarowanie. Cardenas przysiadla na wyscielanym krzesle przy biurku, czujac sie jak przesluchiwany przestepca. George stal przy drzwiach z rekami zalozonymi na piersi.

— Wiec skazila pani statek Dana nanobotami niszczacymi? — jego glos drzal z szoku i niedowierzania.

— Przystosowanymi do rozkladu zwiazkow miedzi — przyznala Cardenas, drzac. — Nic wiecej.

— I to wystarczy?

— Mialo to zniszczyc oslone radiacyjna statku — rzekla obronnym tonem. — Mieli to zauwazyc, przerwac misje i wrocic.

— Ale nie zauwazyli i zorientowali sie dopiero gleboko w Pasie — stwierdzil Stavenger.

— A teraz leca prosto w burze radiacyjna, nie majac zadnej oslony — dodal George.

— To moze byc morderstwo — oswiadczyl Stavenger. — Poczworne.

Cardenas zagryzla wargi i skinela glowa.

— I za tym planem stoi Humphries — rzekl Stavenger. To bylo stwierdzenie, nie pytanie.

— Chcial, zeby misja Dana sie nie powiodla.

— Dlaczego?

— Spytaj go.

— Jest glownym inwestorem w tym przedsiewzieciu. Dlaczego mialby chciec, zeby sie nie powiodlo?

— Spytaj jego — powtorzyla.

— Taki mam zamiar — rzekl Stavenger. — Zaraz tu bedzie. Jakby na dany znak, w tej samej chwili rozdzwonil sie telefon.

— Pan Humphries do pana — rozlegl sie zsyntetyzowany glos.

— Wpusc go — polecil Stavenger, dotykajac przycisku otwierajacego drzwi, znajdujacego sie na brzegu biurka.

George stal z boku. Nawet przez brode bylo widac, jaki jest wsciekly. Wszedl Humphries. Spojrzal na Cardenas, lekko obrocona na krzesle, nastepnie na Stavengera.

— O co chodzi? — spytal lekkim tonem, siadajac. — Co sie dzieje?

— Chodzi o probe morderstwa — rzekl Stavenger.

— Morderstwa?

— Cztery osoby zlapala burza sloneczna w Pasie, a nie maja sprawnej oslony antyradiacyjnej.

— Ach, Dan Randolph — Humphries o malo sie nie usmiechnal. — To zupelnie w jego stylu, nieporadnie, byle do przodu, jak slon w skladzie porcelany.

Stavenger zesztywnial.

— I to nie pan zmusil doktor Cardenas do zarazenia statku Randolpha pozeraczami?

— Pozeraczami?

Вы читаете Urwisko
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату