— Niszczacymi nanomaszynami.
Humphries spojrzal na Cardenas, po czym zwrocil sie do Sta-vengera.
— Zapytalem doktor Cardenas, czy jest jakis sposob, zeby na jakis czas… unieszkodliwic statek Randolpha. Tylko na tyle, zeby zawrocil i nie dolecial do Pasa.
Cardenas otworzyla usta, by odpowiedziec, ale Stavenger ja ubiegl.
— Jesli zgina, oskarze pana o morderstwo z premedytacja. Humphries w koncu sie usmiechnal.
— To jest tak wydumane, ze az smieszne.
— Naprawde?
— Uszkodzilem statek Dana, zeby przerwal misje i wrocil do Selene. Do tego sie przyznaje. Kazdy o zdrowych zmyslach zawrocilby i ruszyl do portu natychmiast po odkryciu sabotazu. Ale nie Randolph! Polecial dalej, wiedzac, ze oslona antyradiacyjna jest uszkodzona. To jego decyzja, nie moja. Jesli widze tu jakas zbrodnie, jest nia samobojstwo Randolpha i pociagniecie za soba reszty zalogi.
Stavenger z trudem utrzymywal nerwy na wodzy. Zacisnal piesci, po czym spytal przez zacisniete zeby:
— Po co chcial pan uszkodzic jego statek?
— Zeby akcje Astro Corporation spadly, a niby po co? To decyzja biznesowa.
— Decyzja biznesowa.
— Tak, biznesowa. Chce przejac Astro; im tansze akcje, tym latwiej bedzie mi go wykupic. Obecna tu doktor Cardenas chciala zobaczyc swoje wnuki. Zaproponowalem polaczenie rodzin w zamian za szczypte nanomaszyn.
— Pozeraczy — poprawil go Stavenger.
— Byly tak zaprogramowane, zeby nikogo nie skrzywdzily — zaprotestowala Cardenas. — Byly przeznaczone do rozkladania miedzianego nadprzewodnika i niczego wiecej.
— Pozeracze zabily mojego ojca — oznajmil Stavenger glosem chlodnym i ostrym jak noz do lodu. — Zamordowaly go.
— To stara historia — odparl Humphries pogardliwym tonem.
— Prosze nas nie obarczac swoimi rodzinnymi koszmarami.
Zmagajac sie ze soba, Stavenger patrzyl na Humphriesa przez dluga chwile w calkowitym milczeniu. Mialo sie wrazenie, ze powietrze w gabinecie jest naelektryzowane. George zdecydowal, ze jesli Stavenger przejdzie na druga strone biurkaii zacznie tluc Humphriesa, zadba o to, zeby nikt nie dostal sie do srodka i nie przyszedl draniowi z pomoca.
Stavenger w koncu wygral walke duchowa. Wzial gleboki oddech i oswiadczyl cichym, spokojnym glosem:
— Przekazuje sprawe do urzedu prawnego Selene. Zadne z was nie ma prawa stad wyjezdzac, dopoki nie zakonczy sie sledztwo.
— Chce pan postawic nas przed sadem? — spytala Cardenas.
— Gdyby to ode mnie zalezalo — odparl Stavenger — wpakowalbym was oboje do nieszczelnych skafandrow i wysadzil posrodku
Humphries zasmial sie.
— Ciesza sie, ze nie jest pan sedzia. A tak swoja droga, w Selene nie ma kary smierci, prawda?
— Jeszcze nie ma — odburknal Stavenger. — Ale jesli trafi nam sie jeszcze kilka takich osob jak wy, to pewnie zmienimy prawo w tym zakresie.
Humphries poderwal sie.
— Moze pan sobie grozic, ile chce, ale nie sadze, zeby wasze sady mialy do tego az tak osobisty stosunek.
Po tych slowach ruszyl do drzwi. George odsunal sie, by go przepuscic. Zauwazyl u wychodzacego z biura Humphriesa, ze nad gorna warga zebrala mu sie kropla potu.
Gdy tylko za Humphriesem zamknely sie drzwi, Cardenas zaczela szlochac. Zgieta wpol na krzesle, ukryla twarz w dloniach.
Lodowata mina Stavengera nieco zlagodniala.
— Kris… jak moglas to zrobic? Jak moglas mu pozwolic? — zamilkl i potrzasal glowa.
Nie patrzac na niego, Cardenas oznajmila stlumionym przez lzy glosem:
— Bylam wsciekla, Doug. Bardziej wsciekla, niz moglbys sobie wyobrazic. Bardziej wsciekla, niz mi sie wydawalo.
— Wsciekla? Na Randolpha?
— Nie. Na
— Zabijajac Randolpha?
— Dan probuje im pomoc — rzekla, patrzac na niego przez lzy. — Nie chce, zeby ktos im pomagal! Narobili balaganu. Wylaczyli mnie ze swojego zycia. Niech sie kisza we wlasnym sosie! Zasluzyli sobie na to.
Stavenger potrzasnal glowa, zdumiony. Podal Cardenas chusteczke, a ona wytarla czerwone oczy.
— Wydam polecenie, zeby umieszczono cie w areszcie domowym, Kris. Bedziesz mogla poruszac sie po Selene, wszedzie z wyjatkiem laboratorium nanotechnologicznego.
Skinela glowa w milczeniu.
— A Humphries? — spytal George, nadal stojac przy drzwiach.
— Chyba tak samo. Ale ma racje, co za kawal lajdaka. U nas nie ma kary smierci. Nie mamy tu nawet wiezienia.
— Areszt domowy to dla niego bajka — rzekl George. Stavenger wygladal na zniesmaczonego. Po chwili jednak uniosl brode i oczy mu sie zaswiecily.
— Mozemy przemowic do jego portfela. — Hm?
Na mlodziencza twarz Stavengera wypelzl powoli szeroki usmieszek.
— Jesli zostanie uznany za winnego morderstwa, czy nawet proby morderstwa, sad pozbawi go udzialow w Starpower i uniemozliwi mu przejecie Astro Corporation.
George prychnal.
— Raczej wolalbym przywalic mu w zebra.
— Ja tez — przyznal Stavenger. — Sadze, ze on tez wolalby oberwac w zebra, niz stracic Astro i Starpower.
Przystan
— I oto jestesmy — zawolala Pancho. — Niezle nam wyszla nawigacja, co?
Dan pochylil sie lekko nad fotelem dowodcy i wyjrzal przez bulaj. Asteroide mozna teraz bylo zobaczyc golym okiem w slabym swietle zodiakalnym Slonca, ciemna masa o ksztalcie splaszczonego dzwonu, obracajaca sie powoli.
Fuchs stal za Danem z dlonmi na oparciu fotela Amandy.
— To tak naprawde dwa stykajace sie obiekty — wyjasnil. — Jak Castallia i pare innych.
— Wyglada jak orzeszek ziemny — zauwazyl Dan.
— Orzeszek ziemny ze skaly — stwierdzila Pancho.
— Nie, nie — poprawil ja Fuchs. — Orzeszek ziemny z tysiecy malych kamykow, chondruli, ktore ledwo trzymaja sie kupy dzieki slabej grawitacji.
— Ach tak.
— Patrzcie, ma kratery na powierzchni.
Dan wytezyl wzrok. Jak u licha on jest w stanie dostrzec kratery na czarnej powierzchni w tak slabym swietle?
— Nie maja pierscienia — mowil dalej Fuchs, gadajac szybko i w podnieceniu. — Mniejsze obiekty uderzyly