nerwowo palce i patrzac na Wanamakera.

— Zbiornik tlenu Gaety jest mocno nieszczelny — odpowiedzial w koncu von Helmholtz. — Juz na powierzchni Tytana, mimo duzego cisnienia atmosferycznego, wyciek byl paskudny. Po starcie, w prozni, zbiornik oprozni sie w pare sekund.

— Wiec bedzie oddychal powietrzem ze skafandra — rzekla Pancho. — Ile czasu mu zostalo?

Znow to koszmarne opoznienie.

— Nie wiecej jak pietnascie minut — odpowiedzial w koncu.

— Raczej dziesiec.

— Bedziemy wiec musieli go zlapac, jak tylko wyskoczy z atmosfery — rzekla Pancho.

Wanamaker skinal glowa, po czym zanurkowal w korytarzyku prowadzacym do ladowni. I szafek ze skafandrami, pomyslala Pancho. Istotnie, Jake wrocil z nanoskafandrem i zaczal go rozkladac.

— Tak — odparl von Helmholtz. — Jest konieczne, zebyscie przechwycili go najszybciej, jak sie da, oczywiscie na tyle, zeby nie zagrozic przebiegowi operacji spotkania.

— Jasne — rzekla Pancho radosnie.

Wanamaker wciagal nanoskafander. Pancho usmiechnela sie do niego.

— Spiesz sie powoli, tego wlasnie domaga sie ten bialas.

— Jak w marynarce — odparl Wanamaker, ale pozostal smiertelnie powazny.

— Jak nisko mozemy zejsc? — dopytywal sie nerwowo Wanamaker; Pancho manewrowala rakieta transferowa coraz blizej pomaranczowoszarych chmur Tytana.

Zauwazyla, ze trzyma jezyk miedzy zebami, widac bylo, ze jest zdenerwowana.

— Wygralam wszystkie konkursy tanca limbo, w ktorych bralam udzial — odparla.

— Tylko tam na dole nie ma parkietu — rzekl Wanamaker.

— Nie denerwuj sie, Jake. Wskakuj do skafandra i otwieraj ladownie. Zlapiemy Manny’ego jak zaba muche.

Wanamaker naciagnal skafander z nanowlokien, uszczelnil kolnierz i pomyslal, ze kiedy zaba lapie muche, mucha nie ma sie z czego cieszyc.

Gaeta zrozumial, ze musial na chwile stracic przytomnosc przy starcie. W jednej chwili startowal z powierzchni Tytana, w drugiej juz byl nad chmurami, w kosmosie, otoczony chlodnymi, odleglymi gwiazdami.

Zakaszlal. Powietrze sie psuje, pomyslal. Pewnie, uswiadomil sobie, powietrze musialo uciec natychmiast, gdy znalazlem sie w prozni. Oddycham tylko tym, co zostalo w skafandrze.

— Trzymaj sie, Manny — rozpoznal glos Pancho. — Kawaleria juz pedzi z odsiecza.

Pancho stala samotnie na mostku rakiety transferowej, a Wanamaker poszedl do ladowni. Skupila sie na ekranie, na ktorym widac bylo planowana trajektorie Gaety, cienka, zielona linie, ktora wznosila sie z powierzchni Tytana i zakrzywila w ladna, eliptyczna orbite dookola zamarznietego ksiezyca.

Czerwona kropka, oznaczajaca aktualna pozycje Gaety, sugerowala, ze znajdowal sie prawie dokladnie na planowanej trajektorii. Systemy naprowadzania zasobnika dzialaja dosc dobrze, pomyslal Pancho. Dalej, wzdluz zakrzywionej linii znajdowala sie zolta kropka, oznaczajaca miejsce, gdzie mieli przechwycic Gaete. Pancho wiedziala, ze to za daleko. Do tego czasu udusi sie.

Juz wydala programowi nawigacyjnemu polecenie wyznaczenia najwczesniejszego miejsca, gdzie mogli przejac Gaete. Teraz leciala tym kursem, z jedna reka na wolancie sterczacym z deski rozdzielczej. Poczula, jak rakieta skreca w prawo, a ona zakolysala sie lekko w petlach, ktore mocowaly jej buty do pokladu.

Swiatelko wlazu sluzy powietrznej zmienilo kolor na czerwony.

— Wlaz otwarty — z glosnika dobiegl glos Wanamakera.

— Przypiales sie? — zawolala Pancho.

— Lina o podwojnej dlugosci — rzekl Wanamaker. — Gotow wyskakiwac na znak.

Wydaje rozkazy admiralowi, pomyslala Pancho. I potrzasnela glowa z dezaprobata. Nie ma czasu na glupstwa. Tu chodzi o zycie.

Pstryknela klawiszem lacznosci.

— Manny, zyjesz tam?

Uslyszala, jak odkaszlnal, po czym dobiegl jego znuzony, slaby glos.

— Lece i modle sie… mala.

Na przekor sobie, Pancho usmiechnela sie. Juz dawno nikt nie zwrocil sie do mnie „mala”.

Timoshenko poczul zdumiewajacy spokoj, gdy zdejmowal powoli skafander. Samotne wykonanie tej czynnosci troche trwalo. Upewniwszy sie, ze sluza jest szczelna, podszedl do szafek, w ktorych przechowywano skafandry. Usiadl ciezko na lawce przed szafkami, po czym zaczal odlaczac przewody systemu podtrzymywania zycia, zdjal helm, a wreszcie zaczerpnal pelna piersia powietrza habitatu. Po puszkowanym powietrzu ze skafandra pachnialo jak mlode wino. Zdjal plecak. Potem rekawice, nastepnie buty. Powoli, metodycznie. Poukladal wszystko starannie na lawce.

Zyje, powiedzial sobie. Od tej chwili bede szanowal kazda chwile zycia, kazdy oddech. Powoli uniosl ciezki skafander i wlozyl go do szafki. Nastepnie zdjal spodnie.

Kiedy juz wlozyl starannie caly skafander do szafki, wzial kolejny gleboki oddech i ruszyl korytarzem prowadzacym do zielonego, przestronnego wnetrza habitatu. To nie wiezienie, powiedzial sobie. To moj swiat. Niebo czy pieklo, to jedyny swiat, jaki mam. Moj swiat. Moje zycie.

Z oczami utkwionymi w ekran Pancho dostrzegla, ze czerwona kropka oznaczajaca Gaete i niebieska kropka oznaczajaca pozycje rakiety, nakladaja sie. Miala tez namiar radarowy skafandra.

— Widzisz go? — spytala Wanamakera.

— Jeszcze nie.

Utrzymywala lacznosc z Mannym, ale Gaeta nie powiedzial nic od kilku minut.

— Manny — zawolala. — Widzisz nas? Cisza.

— Widze go! — krzyknal Wanamaker. — Jest nadal w zasobniku.

Pancho rzucila okiem na dane z radaru i zaczela dostosowywac predkosc rakiety tak, by mozna bylo zlapac Gaete.

— Za daleko — rzekl Wanamaker, glosem stlumionym z napiecia.

— Manny — zawolala Pancho. — Mozesz manewrowac? Wydalo jej sie, ze uslyszala jek. Moze kaszel.

— Trzymaj sie tam, chlopie — rzekla. — Juz cie lapiemy.

Dlonie Pancho tanczyly po klawiaturze sterujacej silnikami z biegloscia pianisty. Teraz spokojnie, powiedziala sobie. Zadnych gwaltownych ruchow. Delikatne dotkniecie…

— Chyba moge go zlapac! — zawolal Wanamaker.

— To lap, Jake! — odkrzyknela. — Podlece troche blizej, jak bedziesz na zewnatrz.

W centrum kontroli misji panowala absolutna cisza. Cardenas wstrzymala oddech, sluchajac rozmow Pancho. W skafandrze Manny’ego pewnie juz nie ma tlenu. Tylko dwutlenek wegla. Ile jeszcze czasu mu zostalo, zeby nie doszlo do trwalego uszkodzenia mozgu? Albo smierci?

Wanamaker wysliznal sie ze sluzy rakiety, rozwijajac podwojna line, ktora przypial do piersi skafandra z nanowlokien. W myslach przepowiadal sobie wszystkie procedury rozpinania uchwytow, ktore utrzymywaly Gaete w zasobniku ewakuacyjnym.

— Hej, Manny — zawolal. — Jak sie czujesz?

Cisza. W sluchawkach Wanamaker nie slyszal nawet oddechu.

Dotarl do zasobnika i rozpial uchwyty najszybciej jak potrafil, po czym owinal Gaete lina pod pachami i wyciagnal go z zasobnika.

30 MAJA 2096: SZPITAL

Gaeta otworzyl wolno oczy i zobaczyl, ze lezy na szpitalnym lozku. Posciel byla sztywna i pachniala srodkiem odkazajacym. Aparatura piszczala cicho na scianie z boku.

Jego lewa reka spoczywala w ciemnoszarej, plastikowej oslonie, od ramienia po konce palcow. A Kris

Вы читаете Tytan
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×