Holly i Tavalera musieli przepchnac sie przez nadciagajaca fale kilkudziesieciu naukowcow, naplywajacych do recepcji z szybkiego statku, ktory przycumowal do glownej sluzy habitatu. Przybysze wygladali na podekscytowanych, uradowanych faktem, ze oto wreszcie wkraczaja na poklad Goddarda, po szesciotygodniowej podrozy z Ziemi. Tavalera, z niewielka torba podrozna, mial jeszcze bardziej ponura mine niz zwykle, niemal depresyjna. Holly, ktora za kilka godzin miala objac obowiazki glownego administratora habitatu, wygladala na rownie smutna.

Naukowcy mijali ich w pedzie, gawedzac w podnieceniu. Holly i Tavalera dotarli do wlazu, gdzie stal samotny oficer ze statku, w blekitnym mundurze, z palmtopem w dloni.

— Wiec naprawde lecisz? — spytala Holly, glosem niewiele glosniejszym od szeptu.

Tavalera usmiechnal sie tesknie.

— Wiec naprawde zostajesz?

— Musze — odparla, mrugajac, bo lzy zaczely cisnac jej sie do oczu.

— Ja tez — odparl. — Musze wrocic do domu, Holly. Znienawidzilbym siebie, gdybym tego nie zrobil. A w koncu zaczalbym nienawidzic ciebie, ze mnie tu zatrzymalas.

— Pewnie tak. Jego oczy tez lsnily.

— Kocham cie, Holly.

Polozyla mu rece na ramionach i oparla glowe na jego piersi.

— Ja tez cie kocham. Raoul.

— Wroce — rzekl, obejmujac ja wolna reka. — Musze znow zobaczyc Ziemie, rodzine, starych przyjaciol. Potem wroce do ciebie.

— Tylko daj znac kiedy, a wysle po ciebie statek — spojrzala na niego i probowala sie usmiechnac. — Jestem teraz wazna figura. A przynajmniej bede, za pare godzin.

Oficer chrzaknal znaczaco.

— Przepraszam panstwa, ale mamy malo czasu. Prosze wejsc na poklad. Musimy zdazyc na spotkanie z tankowcem, ktory czeka na nas kolo Jowisza.

Tavalera skinal glowa.

— Wiem cos o tych tankowcach — powiedzial spokojnie. Holly przytulila go i pocalowala z tesknota. Odwzajemnil uscisk, by po chwili ja puscic.

— Wroce — rzekl, podnoszac swoja torbe podrozna.

— Bede czekac — odparla.

Odwrocil sie nagle i przebiegl obok oficera, by zanurkowac przez wlaz, po czym znikl.

Probujac odsunac od siebie przeczucie, ze juz nigdy go nie zobaczy, Holly ruszyla wolno przez prawie pusta recepcje, z opuszczona glowa, w ponurym nastroju.

— Hm… pani glowny administrator?

Podniosla glowe i zobaczyla Ilye Timoshenko stojacego przy koncu krotkiego korytarza, za ktorym zaczynal sie wlasciwy habitat. Mial na sobie spodnie i marynarke bez kolnierzyka, oraz koszule zapieta pod sama szyje.

— Pan Timoshenko — rzekla zaskoczona.

— Ilya.

— Ilya. A ja jestem Holly. Poza tym, jeszcze nie jestem glownym administratorem. Bede nim dopiero… — spojrzala na zegarek — za piec godzin.

W szarych oczach Timoshenki pojawily sie jakies iskierki.

— I tak bedziemy pracowac razem przez nastepny rok. A moze dluzej, kto wie?

— Moze — odparla Holly, myslac: a moze polece na Ziemie po zakonczeniu kadencji.

Timoshenko wygladal na lekko zaklopotanego, prawie zmieszanego.

— Wiem, ze zaraz porwa cie przyjaciele i rozni zyczliwi, i odbedzie sie ceremonia, wiec przyszedlem tu, zeby sie z toba zobaczyc, zanim sie to zacznie.

— Czy cos sie stalo?

— Nie, nic takiego. Chcialem ci tylko pogratulowac i zapewnic, ze dzial konserwacji bedzie dla ciebie utrzymywal te latajaca puszke w idealnym stanie.

— Dla wszystkich ludzi — rzekla Holly.

— Tak, dla wszystkich. Skoro Eberly nie jest juz administratorem, moge ci to obiecac z calego serca.

Holly usmiechnela sie, wbrew sobie.

— Nie lubisz Malcolma? Timoshenko odwzajemnil usmiech.

— Nie lubie wiekszosci ludzi, ale jego szczegolnie. Holly zasmiala sie.

— Coz, mam nadzieje, ze mnie polubisz, choc troche. Ruszyla w kierunku klapy na koncu korytarza.

— Chyba juz troche lubie — rzekl Timoshenko. Wyprzedzil ja i wystukal kod na klawiaturze. Ciezka klapa stanela otworem.

— Hmm… czy moglbym cie prosic o przysluge? — spytal, stojac plecami do niej.

— Przysluge?

Odwrocil sie twarza do niej, dziwnie zaklopotany, i wyjasnil:

— Kiedy zostaniesz glownym administratorem, bedziesz mogla dzwonic do roznych ludzi na Ziemi, prawda?

— Przeciez kazdy ma prawo…

— Nie wygnancy — przerwal jej Timoshenko. — Wladze w Moskwie nie pozwola mojej bylej zonie odbierac ode mnie wiadomosci.

Holly zrozumiala.

— Wiec chcesz, zebym do niej zadzwonila.

— Gdybys mogla.

— Z przyjemnoscia, Ilya. Moze nawet sciagniemy ja tutaj, zebyscie mogli byc znowu razem.

Timoshenko zaczerwienil sie. Usmiechal sie, ale byl to usmiech zazenowania. Odwrocil sie szybko i otworzyl klape.

Holly zobaczyla za nia zielonosc habitatu, zywa, wibrujaca. Timoshenko sklonil sie przed nia i przepuscil ja przez soba, by wkroczyla do swego krolestwa.

Eberly siedzial sam w swoim mieszkaniu. Na kuchennym stole stal nietkniety obiad.

Glosowali przeciwko mnie, powtorzyl sobie po raz tysieczny. Wygrala przytlaczajaca wiekszoscia glosow. Odrzucili mnie. Jestem teraz sam. Nie mam nawet pracy.

Przypomnial sobie biblijna opowiesc o rzadcy, ktory zostal bez pracy. Co ja moge robic? Do lopaty sie nie nadaje, a jestem za dumny, zeby zebrac.

W tej chwili zadzwonil telefon.

— Odbierz — rzekl ponuro.

Szafki kuchenne z lewej strony rozjasnily sie i pojawil sie na nich obraz Zeke’a Berkowitza, z jego zwyklym, zyczliwym, dobrodusznym usmiechem.

— Dzien dobry, Malcolmie — rzekl radosnie. — Co za mily poranek.

— Poludnie juz minelo — odparl Eberly — a ja nie mam ochoty na wywiad na temat zmiany na stanowisku glownego administratora.

Berkowitz zrobil zdumiona mine.

— Wywiad? Skadze znowu. Nie po to dzwonie.

— W takim razie po co? — spytal Eberly z rozdraznieniem.

— Wydawalo mi sie, ze bedziesz szukal nowej pracy i chcialem ci zaproponowac pewne stanowisko, zanim inni sie rzuca.

Eberly wiedzial, ze zadnych innych nie bedzie, i co gorsza, przypuszczal, ze Berkowitz tez o tym wie.

— Stanowisko?

— Mam pomysl — rzekl Berkowitz, a jego usmiech urosl. — Jakbys sie widzial w charakterze dziennikarza wiadomosci? Wiesz, opinie o tym, co sie dzieje, twoje spojrzenie na temat roznych wydarzen dnia.

— Takiego komentatora?

— Jasne. Idealnie sie nadajesz. I codziennie wystepowalbys przed publicznoscia. Ludzie by patrzyli na ciebie

Вы читаете Tytan
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×