Cardenas spala na krzesle w nogach lozka, z glowa na cienkiej poduszce, ktora podlozyla sobie na oparciu, z rozwianymi wlosami. Choc jej piekne, jasnoblekitne oczy byly zamkniete, a zlote wlosy rozczochrane we snie — wygladala cudnie.
Udalo mi sie, Kris, pomyslal. Wrocilem do ciebie. Usmiechnal sie do niej.
Ziewnal, czujac sennosc. Rozejrzal sie i zobaczyl, ze znajduje sie w osobnym pokoju: pastelowe sciany, wlewajace sie przez okno swiatlo slonca. Przyjemnie, pomyslal. Obsluga pierwsza klasa. Po czym spojrzal znow na Cardenas. Wyglada jak mala dziewczynka, spi taka zwinieta. Zlotowlosy aniol. Patrzyl na nia, az zasnal.
Holly siedziala w salonie obok Tavalery, ogladajac rozne filmy, ktore zamierzala pokazac podczas ostatniej debaty, majacej sie odbyc w dniu wyborow.
— Sprawdzilem wszystkie dane u trzech roznych astronomow na Ziemi i w Selene — mowil Tavalera. — Przez ostatnie sto lat corocznie z Pasa Kuipera wylatywalo srednio szesnascie komet. Mam na mysli komety o srednicy wiekszej niz piec kilometrow.
Przygladajac sie wykresowi na inteligentnym ekranie, Holly spytala:
— I wszystkie leca do wewnetrznego Ukladu Slonecznego?
— Wiekszosc. Niektore sa przyciagane przez Jowisza, niektore przez Saturna. Wiekszosc przelatuje przez wewnetrzna czesc Ukladu i nigdy nie wraca — a przynajmniej ich orbity sa tak dlugie, ze dotad nie wrocily.
— To mnostwo wody.
— Miliardy ton rocznie — rzekl Tavalera z bladym usmiechem.
Holly przymknela na chwile oczy, po czym rzekla:
— Wiec takie mamy glowne punkty na dzisiejsza debate: jeden, stworzenia z pierscieni to w rzeczywistosci nanomaszyny, zbudowane przez obcych, diabli wiedza kiedy i po co.
— Wiec nie osmielimy sie niczego tam robic. Skinela glowa.
— Dwa, zaniki zasilania, ktore nas dotykaly, byly powodowane skokami natezenia pola elektromagnetycznego, a przyczyna tych byly nanoistoty.
— Moze te skoki to sygnaly — podsunal Tavalera. — Nie zapomnij o tym.
— Jasne. Ale dla kogo?
— Dla obcych, ktorzy je tam umiescili.
— Albo moze dla nas, zeby przyciagnac nasza uwage? — podsunela Holly.
Tavalera wzruszyl ramionami.
— Tak czy inaczej, nie mozemy eksplorowac pierscieni. W zadnym razie.
— Dobrze. Trzeci punkt: mozemy sie wzbogacic przechwytujac komety i sprzedajac pozyskana z nich wode.
— Dopoki nie znajdziemy w nich niczego zywego — rzekl Tavalera gderliwym tonem.
— Astrobiolodzy badaja komety prawie od stu lat — zaoponowala Holly. — Mnostwo zwiazkow prebiotycznych, aminokwasow i innych takich, ale brak organizmow zywych.
— Jak dotad.
Holly dotknela podbrodka palcem wskazujacym.
— Zbadamy kazda komete, zanim zaczniemy wyrabywac z niej lod. Jesli cos znajdziemy, oddamy ja naukowcom. Jest mnostwo innych.
Chwycil ja za reke i spojrzal jej w oczy.
— Holly, ty wygrasz te wybory.
— Moze.
— Co wtedy z nami bedzie?
Poczula ucisk w gardle. Przelknela z trudem, po czym rzekla:
— Nie wiem, Raoul. To chyba bedzie od ciebie zalezalo.
Gaeta otworzyl oczy i zobaczyl, ze Cardenas stoi w nogach jego lozka i usmiecha sie. Korpulentny mezczyzna o okraglej twarzy, w bialym lekarskim fartuchu, stal przy niej i rowniez sie usmiechal.
— Dzien dobry — rzekl lekarz. — Jestem Oswaldo Yanez, panski lekarz.
— Dzien dobry — odparl Gaeta. Szara plastikowa oslona nadal pokrywala jego reke, ale czul sie dobrze. Zadnego bolu.
Cardenas podeszla szybko do lozka, pochylila sie i pocalowala go mocno. Gaeta chwycil ja zdrowym ramieniem i mocno przytulil.
— Wszystko bedzie dobrze — rzekla szeptem, pochylajac sie nad nim. — Nanomaszyny naprawiaja ci juz reke. Za pare dni wszystko bedzie dobrze.
Odsunela sie, a Yanez wyjal z kieszeni fartucha niewielkiego palmtopa. Na scianie po prawej stronie pojawilo sie zdjecie rentgenowskie reki Gaety.
— Zlamana kosc juz sie zrosla — oznajmil radosnie lekarz — z pomoca urzadzonek doktor Cardenas. Obawiam sie jednak, ze usuwanie szkod spowodowanych przemarznieciem zajmie nieco wiecej czasu.
— Uratowalas mi reke — rzekl Gaeta do Cardenas.
— Chcialam cie z powrotem w jednym kawalku, ze wszystkimi sprawnymi czesciami.
Usmiechnal sie.
— Tez tak chcialem. Yanez zakaszlal znaczaco.
— Ma pan sile na przyjmowanie gosci? Na zewnatrz czeka pare osob.
— Jasne — odparl Gaeta. — Prosze ich wpuscic.
Wpadli Pancho i Jake Wanamaker, wraz z ciemnoskorym osobnikiem o malej brodce przystrzyzonej wzdluz linii szczeki.
— To jest Da’ud Habib — rzekla Pancho bez zadnych wstepow. — To z nim rozmawiales, jak byles na Tytanie.
— Chcialem z calego serca podziekowac na przywrocenie do zycia
— Urbain jest pewnie szczesliwy, nie? Habib lekko zesztywnial.
— Doktor Urbain nie zyje.
— Nie zyje?
— Dopadl go potezny zawal, gdy byl pan na Tytanie. Kiedy go znalezlismy w jego gabinecie, bylo juz za pozno.
— Jasny gwint — mruknal Gaeta.
— Ale pan wskrzesil
Habib z entuzjazmem chwycil prawa reke Gaety i uscisnal ja mocno. Potem, jakby zawstydzony tym wybuchem uczuc, puscil jego reke i cofnal sie.
Zanim ktokolwiek zdolal sie odezwac, do malego pokoju wpadl Fritz von Helmholtz, odziany nieskazitelnie w granatowy blezer narzucony na zolty golf.
— Czesc, Fritz — rzekl Gaeta. — Zapraszamy. Fritz usmiechnal sie sztywno i rzekl:
— Najwyrazniej jestes na najlepszej drodze do zdrowia.
— Tak mowia — odparl Gaeta.
— Twoja misja na Tytanie okazala sie sukcesem finansowym. Zgarnelismy ponad czternascie milionow, nawet odliczajac koszty medyczne.
Gaeta zasmial sie.
— Ty wielki soplu lodu. Przyznaj, ze martwiles sie o mnie.
— Wiedzialem, ze przezyjesz — odparl niewzruszony Fritz. — A nanomaszyny doktor Cardenas naprawia ci reke, nie?
— Ma pan racje, u licha — rzekla Cardenas.
— A wiec — mowil dalej Fritz — misja okazala sie wielkim sukcesem.
— Milo mi to slyszec — wtracila Pancho. Nadal patrzac na Gaete, Fritz mowil dalej:
— Zaczynaja splywac propozycje. Prowadzimy wstepna analize wyprawy przez peryhelium Merkurego.