— Spokojnie — odparl Alexios. — Jestesmy prawie na miejscu.
Niecala minute pozniej Alexios zatrzymal sie i odwrocil wolno, jak mechaniczny gigant z zardzewialym lozyskami.
— To tutaj — oswiadczyl radosnie.
— Tutaj? — Molina dostrzegl, ze znajduja sie w plytkim obnizeniu terenu, prawdopodobnie kraterze meteorytowym, o srednicy jakichs stu piecdziesieciu metrow.
— Wlasnie tu ekipa budowlana znalazla te skaly, ktorymi sie pan zainteresowal.
Molina patrzyl na upstrzony skalami grunt. Nie bylo tu tyle pylu co na powierzchni Ksiezyca. Przeszli spory kawalek drogi, a ich buty byly prawie czyste. Dostrzegl jednak swieze odciski butow, odcinajace sie jasno od ciemniejszego gruntu.
— Co ekipa budowlana robila w takim miejscu? — zapytal ku swojemu zdziwieniu.
Alexios przez chwile milczal.
— Szukali nowych lokalizacji. Nasza baza predzej czy pozniej sie rozrosnie.
— I znalezli te skaly z bioznacznikami tutaj, w tym miejscu?
Wyobrazil sobie Alexiosa kiwajacego powaznie glowa w helmie.
— Przeciez od razu widac, ktore skaly zawieraja bioznaczniki — rzekl Alexios. — To te ciemniejsze.
Molina dostrzegl, ze po dnie plaskiego krateru porozrzucane sa dziesiatki ciemnoczerwonych skal. Zapomnial o wszystkich innych pytaniach i zaczal odpinac swoje narzedzia od paska, po czym wysunal uchwyt i zaczal zbierac probki — i prawdopodobnie znajdujace sie w nich formy zycia.
LARA
Zostawienie osmioletniego syna na Ziemi nie bylo latwe, ale Lara Tierney Molina byla kobieta zdeterminowana. Wiadomosci, jakie otrzymywala od meza znajdujacego sie na pokladzie szybkiego japonskiego statku, byly tak rozpaczliwe i pelne bolu, ze nie mogla zostawic go dluzej samego. Odlatujac nagle na Merkurego powiedzial jej, ze bedzie calkowicie zajety praca, a poza tym spartanska baza nie bylaby dla niej wlasciwym miejscem. Ale natychmiast po odlocie zaczal co wieczor wysylac rozpaczliwie pelne przygnebienia wiadomosci, prawie bliski lez z powodu swej samotnosci i smutku. Bylo to tak niepodobne do Victora, ze Lara w koncu rozszlochala sie na widok przybitego oblicza meza.
Probowac go rozweselic, wysylajac mu radosne odpowiedzi albo kazac Victorowi Juniorowi wysylac wiadomosci do ojca, ale jednostronne wiadomosci Victora, jakie docieraly z Merkurego, byly nadal pelne takiego smutku, ze serce pekalo.
Ustalila z siostra opieke nad Juniorem i poleciala z Ziemi na orbite okoloksiezycowa statkiem korporacji Mastersona, a nastepnie wsiadla na poklad frachtowca
Martwila sie przede wszystkim koniecznoscia przebywania w takiej bliskosci z obcymi ludzmi, ale okazali sie dosc sympatyczni. Juz po kilku dniach od startu Lara dowiedziala sie, ze obie kobiety sa heteroseksualne, a jedna sypia z oficerem lacznosciowym statku. Dwoch pozostalych mezczyzn nie wykazywalo zainteresowania nia, za co Lara byla im wdzieczna. Cala zaloga traktowala ja z szorstkim szacunkiem; jadali razem posilki i zaprzyjaznili sie w taki sposob, w jaki zaprzyjazniaja sie towarzysze podrozy, wiedzac, ze po zakonczeniu podrozy pewnie sie juz nigdy nie zobacza.
Lara Tierney urodzila sie w zamoznej rodzinie. Kiedy powodzie wywolane efektem cieplarnianym wygnaly jej rodzine z eleganckiego nowojorskiego apartamentu, przeprowadzili sie do Kolorado, by odkryc, ze ich letni dom zmienil sie w posiadlosc nad jeziorem. Ojciec zdecydowal, ze zamieszkaja tam na stale. Lara byla wowczas jeszcze dzieckiem, ale pamietala jak przez mgle strzelanine w lesie, kiedy Gwardia Narodowa walczyla z intruzami biwakujacymi na ich ziemi; pelne wscieklosci wrzaski, a czasem krzyk, ktory w sekunde uciszal wszystkie ptaki.
Zycie bylo jednak w sumie dosc przyjemne. Ojciec nauczyl ja, jak poslugiwac sie karabinem i pistoletem i zadbal o to, zeby Larze zawsze towarzyszyl ochroniarz, kiedy zaglebiala sie w piekna, zielona puszcze.
W szkole w Boulder jej przyjaciele powtarzali jej, ze zyje sie jej swietnie. Nieszczescia najwyrazniej ja omijaly. Byla inteligentna, utalentowana i uprzejma dla wszystkich, ktorych spotykala.
Lara wiedziala, ze zadna z niej pieknosc. Miala ladne oczy, o cieplej barwie, upstrzone bursztynowymi cetkami, ale miala tez waskie usta i uwazala, ze zeby ma zbyt duze w stosunku do waskiej szczeki. Byla bardzo chuda — na jej ciele ledwo zaznaczaly sie wypuklosci. Nie miala jednak nigdy problemu z umawianiem sie z mlodymi ludzmi; lgneli do niej jak zelazo do magnesu. Myslala, ze przyczyna moze byc jej majatek, choc matka powiedziala jej, ze dopoki sie usmiecha, nie bedzie miec problemow z mezczyznami.
Uganiali sie za nia cieszacy sie najwiekszym powodzeniem chlopcy na uczelni. Victor Molina, szykowny i przystojny, zostal jej stalym adoratorem — i tak bylo, dopoki Molina nie przedstawil jej przyjaciela, powaznego, uwodzicielskiego mlodego inzyniera nazwiskiem Mance Bracknell.
— Jest interesujacy — rzekla Lara.
— Mance? — prychnal Molina. — To dziwak. Nie jest zainteresowany niczym poza praca. I uwaza, ze jest jedynym przyjacielem, jakiego mam na kampusie.
— Wiesz, jacy sa inzynierowie — ostrzegl ja inny student.
— Maja tak ograniczone poglady, ze mogliby zagladac przez dziurke od klucza obiema oczami.
Mimo to doszla do wniosku, ze Bracknell jest fascynujacy. Nie byl ani troche przystojny, przynajmniej jej zdaniem, a umiejetnosci wspolzycia w srodowisku studenckim mial prawie zadne. Ubieral sie niedbale; jego skromna garderoba sugerowala brak pieniedzy. Byl jednak jedynym chlopcem w grupie, ktory nie zwracal na nia uwagi: byl zbyt zajety nauka. Dla Lary byl przede wszystkim wyzwaniem. Miala zamiar zmusic go, zeby wytknal nos zza ekranu swojego komputera i poczul zapach roz.
Podczas tego semestru ona i Molina spotykali sie z mlodym studentem inzynierii tylko na jednym kursie, obowiazkowych zajeciach z literatury angielskiej. Bracknellowi przychodzily one z trudem. Lara zdecydowala, ze zaproponuje mu pomoc.
— Nie potrzebuje pomocy — rzekl Bracknell, jakby zwyczajnie stwierdzal fakt. — Po prostu nie interesuje mnie ten material.
— Nie interesuje cie Keats? Ani Szekspir? — byla szczerze zdumiona.
Krzywiac sie ze zloscia, Bracknell oparl:
— A ciebie interesuje Bucky Fuller? Albo Raymond Loewy?
Nigdy nie slyszala tych nazwisk. Lara zawarla z nim uklad: on zacznie odrabiac zadania z literatury, a ona zapisze sie na podstawowe zajecia z nauk scislych.
Molina nie byl zachwycony.
— Tracisz czas. Na litosc boska, Laro, przeciez ten facet nawet nie nosi skarpetek!
Przebicie sie przez ochronna skorupe Bracknella zajelo Larze kolejny semestr. Pewnego wieczora, gdy dosc pozno szli z jednego konca kampusu na drugi, Bracknell bezblednie, choc nieco beznamietnie, wyrecytowal wiersz Keatsa „Wigilia sw. Agnieszki”, a potem powiedzial, jakie jest jego najwieksze marzenie. Larze zaparlo dech.
— Wieza, ktora siega w kosmos? Czy cos takiego mozna zbudowac?
— Ja potrafie — odparl, bez sekundy wahania.
Chcial zbudowac wieze siegajaca do nieba, winde, ktora bedzie transportowac ludzi i ladunki na orbite przy groszowych kosztach.
— Potrafie tego dokonac — powtarzal. — Wiem, ze potrafie!
Powaznym problemem byl zawsze stosunek wytrzymalosci materialu do jego masy, a dzieki wloknom fulerenowym mozna ten problem rozwiazac i wybudowac to cholerstwo!
Jego entuzjazm sprawil, ze Lara spedzala dlugie godziny przy komputerze, usilujac dowiedziec sie, co to sa wlokna fulerenowe i jak mozna zbudowac kosmiczna winde.
Przyjaciele nabijali sie z jej nowego hobby i nazywali ja maniaczka. Molina dasal sie i stroil fochy, zly, ze