szezlongu w swojej kabinie i rozmawial z umarlym.
Trojwymiarowy obraz, jaki rozposcieral sie przed Yamagata, byl tak solidny, ze wydawal sie prawdziwy. Jesli nie liczyc drobnych iskierek przypominajacych swietliki w letni wieczor, obraz byl doskonaly w kazdym szczegole. Yamagata patrzyl na niskiego, nieco pucolowatego mezczyzne, z burza bialych jak snieg wlosow, usmiechajacego sie do niego przyjaznie. Mezczyzna mial na sobie tweedowa marynarke ze skorzanymi latkami na lokciach i blekitne dzinsy oraz miekki bladozolty golf oraz przedziwna aksamitna kamizelke ozdobiona kolorowymi kwiatami.
Robert Forward zmarl prawie sto lat wczesniej. Byl niepokornym fizykiem, zapuszczajacym sie na obszary, ktorych wiekszosc naukowcow unikala. Na wiele lat przed Duncanem i jego napedem fuzyjnym, ktory umozliwil w praktyce odbywanie podrozy miedzyplanetarnych, Forward badal mozliwe zastosowania rakiet na antymaterie i napedow laserowych w podrozach miedzygwiezdnych.
Yamagata zatrudnil zespol sprytnych inzynierow komputerowych, ktorzy zgromadzili wszystkie wyklady publiczne, jakie kiedykolwiek wyglosil Forward, wszystkie wystapienia, wszystkie dzienniki, jakie napisal, i wprowadzili je do cyfrowej osobowosci, ktora mozna bylo wyswietlac w formie interaktywnego hologramu. Okreslajacy siebie „cyfrowymi mnichami” mezczyzni i kobiety z zespolu odniesli olbrzymi sukces, Yamagata mogl rozmawiac z dawno zmarlym Forwardem, jakby ten znajdowal sie z nim w jednym pokoju.
System mial oczywiscie pewne ograniczenia. Forward nigdy nie siedzial, zawsze stal. Przechadzal sie, ale tylko pare krokow we wszystkich kierunkach, bo obraz musial sie miescic w obrebie stozka wyswietlanego przez projektor znajdujacy sie na suficie kajuty Yamagaty. I zawsze sie usmiechal. Bez wzgledu na to, co Yamagata do niego mowil, Forward prezentowal ten sam radosny usmieszek na okraglej, rumianej twarzy. Ten usmiech czasem Yamagate draznil.
Na przyklad teraz. Yamagata prezentowal obrazowi Forwarda katastrofalne wyniki dotyczace wydajnosci ogniw, a hologram fizyka rozpromienil sie w usmiechu przygladajac sie zlym nowinom.
— Degradacja spowodowana promieniowaniem slonecznym, hm? — rzekl Forward, drapiac sie po pulchnym, podwojnym podbrodku.
Yamagata skinal glowa i probowal sie nie krzywic na widok tego zawadiackiego usmiechu.
— Obliczenia zostaly sprawdzone? — dopytywal sie Forward.
— Moi ludzie w Nowym Kioto wlasnie je sprawdzaja.
— Nie podejrzewal pan, ze degradacja bedzie az tak powazna?
— Oczywiscie nie.
Forward zaplotl rece za plecami.
— Coooz — rzekl przeciagajac to slowo — jesli zalozymy, ze obliczenia sa poprawne, a degradacja rzeczywiscie nastepuje, trzeba po prostu zbudowac wiecej satelitow energetycznych. Albo budowac wieksze.
Yamagata milczal.
Forward wygladal, jakby stal i zastygl, czekajac na podpowiedz. Po kilku sekundach jednak dodal:
— Gdyby kazdy satelita produkowal jedna trzecia przewidywanej mocy, trzeba zbudowac trzy razy tyle satelitow. To dosc proste.
— To niemozliwe — rzekl Yamagata.
— Dlaczego niemozliwe? Technologia jest dobrze rozwinieta. Skoro mozna zbudowac dziesiec satelitow, mozna i trzydziesci.
— Koszty bylyby zbyt wysokie.
— Ach! — Forward pokiwal glowa ze zrozumieniem. — Ekonomia. Posepna nauka.
— Moze i posepna, ale nieunikniona. Fundacja nie moze sobie pozwolic na potrojenie kosztow.
— Nawet gdyby budowac satelity na Merkurym, zamiast produkowac je w Selene i holowac z Ksiezyca?
— Budowac je na miejscu?
Obraz Forwarda zastygl na ulamek sekundy, po czym naukowiec zaczal przebierac pulchnymi palcami.
— Na Merkurym jest pod dostatkiem metali. Krzem wystepuje rzadziej niz na Ksiezycu, ale latwo go wydobywac bezposrednio na powierzchni planety i jest go tyle, ze mozna zbudowac setki satelitow. Oszczedzimy na kosztach transportu i prowizji Selene.
— Ale musialbym zatrudnic spora zaloge do budowy — za protestowal Yamagata. — A oni musieliby niezle zarabiac, zeby chcialo im sie pracowac na Merkurym.
Usmiech Forwarda prawie zbladl, ale szybko powrocil do zwyklego stanu.
— Nie wiem zbyt wiele o nanotechnologii. Ta dziedzina I byla jeszcze w powijakach, kiedy umarlem. Czy nie mozna zaprogramowac nanobotow tak, by budowaly satelity energetyczne?
— Selene korzysta w duzym stopniu z nanomaszyn — przytaknal Yamagata.
— Otoz to — rzekl Forward z niedbalym gestem.
Yamagata zawahal sie w namysle.
— Czy skupienie trzydziestu wiazek laserowych na zaglu swietlnym statku… czy to byloby trudne?
Usmiech Forwarda powrocil w pelnej krasie.
— Jesli mozna skupic dziesiec, mozna i trzydziesci.
Yamagata odwzajemnil usmiech. Do chwili, gdy uswiadomil sobie, ze rozmawia z czlowiekiem, ktory zyl sto lat temu i nawet wtedy byl uwazany za zwariowanego teoretyka bez zadnego doswiadczenia praktycznego.
NANOMASZYNY
— Nanomaszyny? — spytal obraz Alexiosa na scianie biura.
— Tak — odparl Yamagata wzdychajac z niezadowoleniem.
— Prawdopodobnie uzycie ich bedzie konieczne.
— Nie mamy tu specjalistow od nanotechnologii — rzekl Alexios, siedzac sztywno w swoim biurowym fotelu. Bylo to klamstwo; sam byl doswiadczonym nanotechnologiem, ale ukrywal te informacje.
— Zdaje sobie z tego sprawe — rzekl Yamagata. — W Selene jest kilku, ktorzy daliby sie skusic.
— Juz teraz jest tu dosc ciasno.
Twarz Yamagaty sciagnela sie na sekunde w grymasie, po czym odzyskal panowanie nad soba i przybral z powrotem zdawkowy usmiech.
— Jesli stanie sie konieczne zbudowanie wiekszej liczby satelitow energetycznych, niz to pierwotnie planowano, panska baza bedzie musiala zostac znaczaco rozbudowana. Bedziemy musieli zbudowac wyrzutnie masy na powierzchni i zatrudnic cale zespoly technikow do montazu satelitow na orbicie.
Alexios pokiwal glowa i probowal ukryc olbrzymia radosc. To dziala, pomyslal. Wysse z niego wszystkie soki.
Na glos powiedzial jednak:
— Wiele osob z mojego zespolu odczuwa niepokoj z powodu nanomaszyn. Sadza, ze nanotechnologia jest niebezpieczna.
Yamagata usmiechnal sie zlosliwie, ku swemu zdumieniu.
— Jesli sadzi pan, ze oni beda niezadowoleni, prosze sobie wyobrazic, jak zareaguje biskup Danvers.
Pol godziny po rozmowie z Alexiosem Yamagata uslyszal ciche stukanie do drzwi kajuty.
— Prosze wejsc — rzekl, wstajac z wygodnego krzesla.
Biskup Danvers odsunal drzwi i wszedl, po czym starannie je zasunal.
— Jak milo, ze mnie ksiadz biskup odwiedza — rzekl uprzejmie Yamagata.
Na zwykle pozbawionej wyrazu twarzy Danversa pojawila sie srogosc.
— Obawiam sie, ze to nie jest towarzyska wizyta.
— Ach, tak? — Yamagata wskazal gestem jeden z pluszowych foteli ustawionych wokol jego szezlonga. — W takim razie postarajmy sie przynajmniej o wygode fizyczna. Moge zaproponowac jakas przekaske? A moze herbate?
Biskup brutalnie przerwal proby ocieplenia atmosfery przez Yamagate.
— Jak rozumiem, chce pan tu sprowadzic nanomaszyny.