Wyciagnal sie na lozku i patrzyl na niski sufit. Czujniki w pomieszczeniu automatycznie wylaczyly swiatlo, a wymalowany na suficie motyw gwiazd zajarzyl sie lekko.

Victor wygladal na zdziwionego przybyciem zony, pomyslal Alexios. Poczekajmy, az mu powie o wiadomosciach. Facet chyba zwariuje, probujac dowiedziec sie, o co w tym chodzi. Kto bylby na tyle szalony, zeby wysylac listy milosne do Lary, podrabiajac jego glos i twarz?

Nie bylo to wcale trudne. Alexios w tajemnicy skopiowal twarz i glos Moliny z uniwersyteckiego dossier. Nalozenie obrazu na wiadomosci, ktore sam stworzyl, nie bylo potem trudne. Wlozyl tyle serca w te wiadomosci, wszystko, co chcial jej powiedziec. Korzystal z najlepszych zrodel: Szekspir, Browning, Rostand, Byron i cala reszta.

Mowil Larze o tym, jak bardzo ja kocha, ze zawsze ja kochal i zawsze bedzie kochal. Ale mowil to korzystajac z obrazu i glosu jej meza. Nie osmielil sie uzyc wlasnych. Jeszcze nie teraz.

Ian McFergusen byl przysadzistym mezczyzna o wyrafinowanym guscie. Rozczochrana bujna broda i krzaczaste brwi sprawialy, ze wygladal jak goralski wojownik z dawnych lat, ale poswiecil swa kariere badaniu zycia. Byl biologiem, a nie walecznym Szkotem machajacym obusiecznym mieczem.

A jednak byl tez wojownikiem. Na studiach byl znany jako twardy, niezalezny mysliciel. Niepokorny, nie dajacy o sobie zapomniec jak gwozdz w bucie, niewygodny jak ciern pod siodlem. Rzadko przyjmowal na wiare powszechnie zaakceptowane madrosci w jakiejkolwiek dziedzinie. Zadawal niewygodne pytania, ktore wiekszosc ludzi najchetniej zamiotlaby pod dywan.

McFergusen analizowal wszystkie dane dotyczace merkurianskiej biologii, ktore Molina wysylal na Ziemie. Siedzac w swojej kajucie, saczac, jak co dzien, szklaneczke whisky bez wody na dobranoc, musial przyznac, ze dane sa imponujace. Melina chyba rzeczywiscie cos odkryl, powiedzial sobie McFergusen.

Cos jednak nie dawalo mu spokoju. Gdy wysaczyl whisky i odstawil pusta szklaneczke na nocny stolik, zaczal przebierac nerwowo palcami, szarpac brode, sciagajac grube brwi. Wszystko to jest jakies latwe, powiedzial sobie. O wiele za latwe. Zaczal przechadzac sie po swojej waskiej kajucie. Molina otrzymuje anonimowa wiadomosc, potem dostaje garsc skal, ktore znalezli robotnicy budowlani. Wszystko w tym samym miejscu.

Skaly zawieraja zwiazki PAH i wszystkie inne bioznaczniki, to pewne. Ale to jest za latwe. Za proste. Natura nie podsuwa dowodow na talerzu.

Potrzasnal bujna czupryna i opadl ciezko na koje. Moze robie sie stary i marudny, powiedzial sobie w duchu. A potem uderzyla go kolejna mysl: moze zazdroszcze mu mlodosci.

BAZA GOETHE

— Jak dotad — mowil Alexios — naukowcy nie znalezli innych miejsc, gdzie wystepowalyby bioznaczniki.

Yamagata przybyl na to spotkanie na powierzchnie Merkurego, opuszczajac poklad Himawari po raz pierwszy od miesiaca. Od prawie pieciu tygodni naukowcy przeczesywali powierzchnie Merkurego automatycznymi pojazdami, poszukujac kolejnych skal, ktore zawieralyby slady zycia.

— Nadal zabraniaja nam rozbudowy bazy — mruknal Yamagata. Byl zbyt zdenerwowany, zeby skorzystac z fotela, ktory podsunal mu Alexios. Stal z rekami splecionymi z tylu i patrzyl na ekran zajmujacy cala sciane niewielkiego biura Alexiosa.

Widnial na nim jalowy, upstrzony skalami krajobraz w okolicach bazy: Slonce stalo wysoko i prazylo ziemie tak, ze wygladala jakby miala zaczac sie topic.

Ponury krajobraz doskonale pasowal do nastroju Yamagaty. Jesli naukowcy szybko nie uchyla zakazu dzialalnosci komercyjnej na powierzchni planety, Fundacja „Energia sloneczna” wkrotce zbankrutuje. Frustracja wywolywala u Yamagaty wscieklosc. Mimo wszystkich nauk, jakie odebral od lamow, doszedl do wniosku, ze akceptowanie tego, co sie dzieje, jest niemozliwe. Okazanie cierpliwosci takze. Yamagata mial ochote zwinac McFergusena i jego ekipe, i wyslac ich z powrotem na Ziemie. Dzis. Teraz.

Stajac przy nim z szacunkiem, Alexios rzekl cicho:

— Przynajmniej nie marnujemy czasu. Wstepne testy satelity energetycznego z oslona wygladaja calkiem dobrze.

Yamagata zwrocil sie w jego strone. Alexios byl nieco od niego wyzszy, co jeszcze poglebialo jego dyskomfort.

— Jak przypuszczalismy, przyczyna degradacji ogniw slonecznych jest strumien protonow — mowil dalej spokojnie.

— A oslony nadprzewodzace ochronia ogniwa?

— Komputer! — zawolal Alexios. — Pokaz wyniki testu oslony.

Kraj obraz na ekranie sciennym znikl; zastapilo go kilka wykresow z krzywymi: czerwone, zielone, zolte, niebieskie. W miare wyjasnien Alexiosa Yamagata zrozumial, ze tarcze nadprzewodzace robily dokladnie to, co przewidziala osobowosc Forwarda.

— Duzy ladunek dodatni wokol ogniw odchyla protony — tlumaczyl Alexios — a pole magnetyczne utworzone przez nadprzewodzacy drut odpycha elektrony.

— W przeciwnym razie elektrony zlikwidowalyby ladunek dodatni — mruknal Yamagata, dajac swojemu pracownikowi do zrozumienia, ze pojmuje zwiazane z problemem zagadnienia fizyczne.

— Dokladnie — pokiwal glowa Alexios. — Mozemy wiec wyposazyc satelity w oslone i uzyskac z nich moc zblizona do nominalnej, jesli tylko… — zawiesil glos.

— Jesli co? — warknal Yamagata.

— Jesli tylko stac nas na nadprzewodzacy drut.

— Jest kosztowny.

— Bardzo kosztowny. Ale wiekszosc pierwiastkow, z ktorych mozna wytwarzac nadprzewodzacy drut, wystepuje w glebie na Merkurym.

— Ma pan na mysli regolit — rzekl Yamagata.

Alexios skinal lekko glowa.

— Prosze mi wybaczyc. Oczywiscie, regolit. Gleba sugeruje, ze wystepuja w niej istoty zywe, prawda?

— Mozemy wiec produkowac tu nadprzewodniki, tak? Z miejscowych materialow?

— Tak sadze. Gdybysmy uzyli nanomaszyn, mogloby to byc stosunkowo niedrogie.

— Jesli tylko znow pozwola nam pracowac na powierzchni — mruknal Yamagata.

Alexios powstrzymal cyniczny usmieszek, ktory wlasnie zaczal wypelzac mu na twarz. Przybral znow maske zatroskania, po czym dodal:

— Tak, musimy najpierw uzyskac pozwolenie MUA, zanim zaczniemy cokolwiek robic.

Yamagata gotowal sie ze zlosci. Zamiast recytowac mantre, w duszy przeklal Miedzynarodowy Urzad Astronautyczny, Miedzynarodowe Konsorcjum Uniwersytetow, ich wszystkich czlonkow bylych i obecnych oraz ich matki i przodkow do piatego pokolenia wstecz.

Ian McFergusen rozejrzal sie po jalowym, spalonym sloncem kamienistym krajobrazie i potrzasnal glowa. Nic. Przeszukalismy tyle miejsc i nic. Tylko to jedno miejsce, blisko bazy zbudowanej przez ludzi Yamagaty.

Dzieki sprzetowi VR, ktory zespol MKU przywiozl ze soba, McFergusen mogl siedziec w laboratorium, ktore stworzono na pokladzie Brudnoy i obserwowac z bliska dzialania zdalnie sterowanego pojazdu-robota na powierzchni Merkurego. Kiedy po raz pierwszy korzystal ze sprzetu VR, jeszcze podczas trzeciej ekspedycji na Marsa, wydawalo mu sie to cudem. Widzial, czul, slyszal wszystko, co dzieje sie z robotem tysiace kilometrow od niego, siedzac wygodnie w bazie. A teraz, tyle lat pozniej, VR wydawala sie jeszcze jednym narzedziem, nie bardziej cudownym niz silniki fuzyjne napedzajace miedzyplanetarne szybkie statki albo mikroskopy tunelowe, dzieki ktorym widac bylo pojedyncze atomy.

Siedzac na laboratoryjnym taborecie, z glowa i rekami w helmie i rekawicach VR, McFergusen podniosl kawalek skaly przypominajacymi szczypce kraba manipulatorami i ustawil go obok czujnikow. Calkowicie zwyczajny kawalek materialu wulkanicznego, pomyslal. Silnymi manipulatorami robota zgruchotal skale, po czym

Вы читаете Merkury
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату