wszedzie, a wszystko inne, rywalka i malzenstwo, sa niewazne.

— …jesli sie uda — probowal przekrzyczec ryk silnikow — bedziemy mogli wytwarzac elektrycznosc dla tego calego cholernego kraju. Moze tez dla Kolumbii, Peru, czesci Brazylii, calej cholernej polnocnej czesci Ameryki Poludniowej!

— Jesli sie uda co? — spytala.

— Podpiecie do jonosfery — wyjasnil. — Energia elektryczna jest tam potezna, megawaty na metr szescienny. Na poczatku martwilismy sie, ze wieza zadziala jak wielki piorunochron, przewodzac ladunki do ziemi. Bum! Od tej mocy podloze skalne mogloby sie stopic.

— Moj Boze — mruknela Lara.

— Ale zaizolowalismy powloke zewnetrzna, wiec to juz nie jest problem.

Zanim Lara zastanowila sie, co chce odpowiedziec, Mance kontynuowal:

— I wtedy pomyslalem, ze moglibysmy sie jakos podlaczyc do tej energii, na przyklad po to, zeby zasilac windy.

— Podlaczyc sie do jonosfery?

— Otoz to. Energia jest tam odnawiana przez wiatr sloneczny. Pole magnetyczne Ziemi wylapuje sloneczne protony i elektrony.

— W ten sposob powstaje zorza polarna — rzekla Lara, podnoszac glos, by mogl ja uslyszec ponad wyciem diesla.

— Tak. Jesli zrobimy to jak trzeba, bedziemy mogli generowac dosc pradu, by sprzedawac go uzytkownikom na dole. Bedziemy mogli odzyskac wszystkie koszty sprzedajac te energie!

— Jaka moc mozecie generowac?

— Co?! — krzyknal.

Powtorzyla pytanie glosniej.

Machnal prawa reka.

— Teoretycznie wychodza jakies oszalamiajace liczby. Mnostwo gigawatow. Mitchell nad tym pracuje.

O takich korzysciach nikt nie pomyslal, zastanawiala sie Lara. Pierwotny pomysl skonstruowania wiezy do nieba zakladal zbudowanie windy, ktora tanio mozna by przewozic ludzi i ladunki na orbite, za cene energii elektrycznej, jakiej wymagaloby ich przewiezienie. Jakies grosze za kilogram, zamiast setek dolarow w przypadku rakiet. A teraz Mance mowi o wykorzystaniu tej wiezy do generowania elektrycznosci. Niesamowite!

Nagle uderzyla ja nowa mysl.

— Czy to nie jest teren sejsmiczny?

Jego usmiech nie zbladl ani o milimetr. Pokiwal ochoczo glowa.

— Oczywiscie. Mielismy juz dwa solidne wstrzasy, szesc w skali Richtera. Najbardziej aktywny wulkan swiata jest oddalony o jakies kilkaset kilometrow.

— Czy to nie jest niebezpieczne?

— Dla nas nie. To jest wlasnie powod, dla ktorego wykorzystujemy te konstrukcje w ksztalcie drzewa banianowego. Grunt moze sie kolysac albo naprezyc ile chce — wieza nie jest zakotwiczona w gruncie, ale lekko przypieta. Nie przesunie sie za bardzo.

Lara musiala miec niepewna mine, bo Mance dodal:

— Poza tym nie znajdujemy sie na linii uskoku. Nigdzie w poblizu takiego nie ma. Przed wyborem miejsca ocenialem ogromne ilosci danych geologicznych. Ziemia nie otworzy sie nam pod stopami, a gdyby nawet, wieza bedzie sobie dalej stac, jak na skale Gibraltaru.

— Gdyby jednak przewrocila sie… taka masa…

Usmiech Mance’a stal sie jeszcze bardziej zadowolony.

— Nie przewroci sie, slonko. Nie moze. Prawa fizyki sa po naszej stronie.

BAZA DANYCH

Wieza do nieba. Lodyga fasoli. Kosmiczna winda. Wszystkich tych nazw uzywano do okreslania pomyslu na zbudowanie windy, ktora moglaby przewozic ludzi i ladunki z powierzchni Ziemi na orbite.

Jak wiele innych podstawowych koncepcji kosmicznego transportu, idea kosmicznej wiezy zrodzila sie w plodnym umysle Konstantego Ciolkowskiego, zapomnianego rosyjskiego pioniera, ktory pisal prace teoretyczne o rakietach i astronautyce na poczatku dwudziestego wieku. Jego pomysl „niebianskiego zamku”, ktory mogl wznosic sie z rownika na orbite, ogloszony w 1895 roku, mogl byc zainspirowany nowo wybudowana paryska wieza Eiffla.

W 1960 roku rosyjski inzynier Jurij Artsutanow powrocil do tego pomyslu. Szesc lat pozniej amerykanski oceanograf, John Isaacs, napisal o tym pomysle jako pierwszy poza Rosja. W 1975 Jerome Pearson z Air Force Research Laboratory stworzyl bardziej szczegolowa prace techniczna, przez co pomysl kosmicznej windy znalazl sie w centrum uwagi swiata naukowcow. Brytyjski pisarz Arthur C. Clarke nawiazal do tego pomyslu w kilku swoich powiesciach SF.

Choc brzmi nieziemsko, pomysl kosmicznej windy nie jest niczym nierealnym z fizycznego punktu widzenia. Jak wspomnial sam Clarke, satelita na orbicie geostacjonarnej, nieco dalej niz trzydziesci piec tysiecy kilometrow ponad rownikiem, okraza Ziemie w dokladnie takim samym czasie, w jakim Ziemia obraca sie wokol wlasnej osi. Satelita taki pozostaje wiec caly czas nad tym samym punktem nad rownikiem. Satelity lacznosci sa umieszczane na geostacjonarnych orbitach Clarke’a by znajdujace sie na ziemi anteny mogly byc caly czas na nie nakierowane.

Aby wybudowac kosmiczna wieze, nalezy zaczac od orbity geostacjonarnej. Rozwijamy line w dol, w strone powierzchni Ziemi, rownoczesnie rozwijajac druga w przeciwnym kierunku, trzydziesci piec tysiecy kilometrow w kosmos. Naprezenie pozwoli na utrzymanie liny w miejscu. Lina musi byc na tyle mocna, by mozna przewozic ladunki i windy z pasazerami. Voila! Kosmiczna wieza gotowa. Niebianska winda. Lodyga fasoli.

W swiecie rzeczywistym jednak z inzynieryjnego punktu widzenia pojawil sie problem znalezienia odpowiedniego materialu konstrukcyjnego. Wszystkie znane materialy, ktore byly wystarczajaco mocne, byly tez za ciezkie. Wieza zawalilaby sie pod wlasnym ciezarem. Potrzebny byl material o znacznie lepszym stosunku wytrzymalosci do masy.

Odpowiedzia byly nanowlokna fulerenowe. Fuleren, molekula skladajaca sie z szescdziesieciu atomow wegla, zostal tak nazwany przez chemika, ktory otrzymal te strukture po raz pierwszy, gdyz przypominal mu kopulaste konstrukcje amerykanskiego architekta, R. Buckminster Fullera. Szybko zaczeto go tez okreslac mianem nanorurek i odkryto, ze wlokna zbudowane z takich molekul maja stosunek wytrzymalosci do masy wystarczajacy do zbudowania kosmicznej windy — i z wystarczajaco znaczacym marginesem bledu. Materialy takie jak grafit, aluminium i kwarc maja wytrzymalosc na rozciaganie rzedu dwudziestu gigapaskali (jednostka miary wytrzymalosci na rozciaganie), kosmiczna winda wymaga ponad szescdziesieciu. Wlokna z nanorurek maja wytrzymalosc ponad sto gigapaskali.

Do polowy dwudziestego pierwszego wieku spelniono wszystkie wymagania techniczne niezbedne do budowy kosmicznej wiezy. Brakowalo kapitalu i umiejetnosci inzynieryjnych pozwalajacych na budowe takiej konstrukcji: wiezy wznoszacej sie ponad siedemset tysiecy kilometrow od rownika, windy, ktora moglaby przewozic ladunki w kosmos za cene elektrycznosci niezbednej do ich wywiezienia.

Przy wsparciu ekwadorskiego rzadu i miedzynarodowego konsorcjum finansowego, Skytower Corporation zatrudnila Mance’a Bracknella jako szefa zespolu inzynierow budujacych podniebna wieze zaledwie sto kilometrow od Quito. Ludzie na ulicach ekwadorskiej stolicy widzieli wieze wznoszaca sie do nieba, coraz grubsza i potezniejsza, wrecz rosnaca w ich oczach.

Wielu promienialo duma, gdy budowa wiezy zblizala sie do konca. Niektorzy jednak potrzasali glowami i pelnym strachu szeptem mowili o biblijnej wiezy Babel. Nawet na uniwersytecie filozofowie wspominali o nieposkromionej pysze ludzkosci, gdy inzynierowie dyskutowali o wspolczynnikach elastycznosci. W biurowych drapaczach chmur w Quito, mezczyzni i kobiety rzadzacy miedzynarodowym handlem z niecierpliwoscia czekali na kwantowy skok, do jakiego wieza miala sklonic ekwadorska gospodarke. Widzieli przyszlosc jasna jak bezchmurne niebo i po cichu zaczeli wykupywac nieruchomosci miedzy Quito a podstawa wiezy.

Вы читаете Merkury
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату