Yamagata! Wyszedl z odosobnienia w Tybecie i siega po Merkurego!
Nie wahajac sie ani chwili, bez sekundy namyslu, Alexios zdecydowal, ze poleci na Merkurego. Yamagata zasluzyl na smierc z jego reki. Siedzac w prawie ciemnej sypialni, patrzac na ekran, w ktorym odbijalo sie jego zmienione oblicze, uswiadomil sobie, ze moze odplacic zarowno Victorowi, jak i Danversowi.
Cala dawna nienawisc, wscieklosc, kipiaca zolc powrocily na nowo. Alexios zazgrzytal zebami. Odplace im, przyrzekl sobie. Prawie o nich zapomnialem, o tym, co zrobili milionom innych ludzi. Prawie zapomnialem o Addie i jej ojcu, i zalodze
Odrzucil koldre i nago podszedl do telefonu stojacego na biurku. Yamagata. Molina. Danvers. Dopadne ich wszystkich na tej piekielnej planecie, Merkurym.
GOETHE
Siedzac w swoim skromnie urzadzonym, malym biurze, Dante Alexios usmiechnal sie gorzko do siebie, gdy wrocily do niego wspomnienia sprzed dziesieciu lat. Skonczyl czytanie raportu sporzadzonego przez McFergusena i komisje MKU i rozsiadl sie wygodnie na krzesle. Ujeli to bardzo dyplomatycznie, pomyslal Alexios, czytajac ostatni akapit, ale jego przeslanie bylo jednoznaczne.
Victor jest skonczony, powiedzial sobie w duchu Alexios z satysfakcja. McFergusen nie bedzie tego rozglaszal na rogach ulic, ale implikacja jest jednoznaczna: albo Molina sam rozlozyl te skaly, albo dal sie zrobic w balona jakiemus zartownisiowi, ktory tego dokonal. Tak czy inaczej, reputacja Victora jako naukowca legla w gruzach.
Smiejac sie glosno, Alexios pomyslal: a teraz kolej na Danversa.
Zadzwonil do Moliny: to byl pierwszy krok na drodze do zniszczenia biskupa Elliotta Danversa.
Idac w strone kajuty Moliny centralnym korytarzem
Gdy dotarl do ich apartamentu, zawahal sie; dlon wyciagnieta, by zapukac, opadla w pol drogi. Co bedzie, jesli mnie rozpozna? A co ty zrobisz, jesli tego nie zrobi, podszepnal mu pogardliwy glos w glowie.
Wzial gleboki oddech i zapukal. Lara natychmiast otworzyla drzwi, jakby tam stala i czekala na niego niecierpliwie.
— Pan Alexios — mowila przyciszonym, pelnym trwogi glosem.
Czujac, jak kazda czastka jego ciala drzy z nerwow, Alexios wkroczyl do ich apartamentu. Victor siedzial na przeznaczonej dla dwoch osob sofie ustawionej pod oddalona grodzia, z twarza ukryta w dloniach. Lozko bylo starannie zascielone; caly apartament wygladal na starannie wysprzatany. Do tego obrazu nie pasowal Molina: wygladal jak wrak czlowieka: z potarganymi wlosami, pobladla twarz, dwudniowym zarostem na twarzy i podkrazonymi oczami.
Alexios nieco sie odprezyl. To nie bedzie trudne. On schwyta kazda brzytwe, ktora mu podam.
— Czy moge pana czyms poczestowac, panie Alexios? — zwrocila sie do niego Lara.
— Dante. Prosze mowic mi po imieniu.
Skinela glowa.
— Dobrze. Dante. Moze drinka?
Pamiec podsunela mu wszystkie te chwile, kiedy z Lara pili cos wspolnie. W dawnych czasach uwielbiala margarity; Mance Bracknell wolal wino.
— Poprosze o szklanke wody — rzekl.
— A moze soku? — zaproponowala.
O malo sie nie wzdrygnal na wspomnienie soku pelnego nanomaszyn, jaki podawano w klinice doktora Kogi.
— Dziekuje, wystarczy woda.
Lara poszla do kuchni znajdujacej sie za niewielkim barkiem obok sofy. Alexios przysunal sobie jedno z wyscielanych krzesel i usiadl przy niskim stoliku obok Moliny.
— Jak wspomnialem przez telefon, doktorze Molina, zrobie wszystko, zeby panu pomoc.
Molina potrzasnal glowa.
— Nie moze pan nic zrobic — rzekl chropawym szeptem.
— Ktos pana wrobil — rzekl lagodnie Alexios. — Gdyby udalo sie dowiedziec, kto to taki, moglibysmy udowodnic wszystkim, ze to nie pana wina.
Lara postawila tace na stoliku i usiadla obok meza.
— Dokladnie to mu caly czas powtarzam. Nie mozemy przejsc nad tym do porzadku dziennego. Musimy dowiedziec sie, kto za to odpowiada.
— A co mozna zrobic? — spytal zalosnie Molina.
Alexios przechylil glowe, jakby zastanawiajac sie nad problemem.
— Hm… powiedzial pan, ze dostal jakas anonimowa wiadomosc na temat tych skal.
— Tak. Ktos zostawil mi wiadomosc na kampusie. Bez nazwiska. I bez adresu zwrotnego.
— I opierajac sie tylko na tym przylecial pan na Merkurego?
W oczach Moliny zaplonal gniew.
— Niech pan tez nie zaczyna! Tak, przylecialem tu tylko z powodu tej wiadomosci. Byla zbyt obiecujaca, zeby ja zignorowac.
Lara polozyla mu reke na kolanie uspokajajacym gestem.
— Victorze, on probuje ci pomoc — rzekla pojednawczym tonem.
Molina stlumil w sobie gniew.
— Pomyslalem sobie, ze jesli to slepa uliczka, to za pare tygodni bede z powrotem w domu. A jesli to prawda, to bedzie to niesamowite odkrycie.
— Ale to moglo byc celowe oszustwo — rzekl Alexios z calym udawanym wspolczuciem, na jakie bylo go stac.
— Otoz to. I oni wlasnie mysla, ze to moja robota. Uwazaja mnie za oszusta, za kanciarza…
— W takim razie — rzekl Alexios, przerywajac pelne go ryczy wywody Moliny — nalezaloby wysledzic, skad wyslano te wiadomosc.
— Nie rozumiem…
— Ten, kto ja wyslal, mial dostep do marsjanskich skal — mowil dalej Alexios. — I prawdopodobnie znal pana.
— A skad ten pomysl? — spytala Lara, ze zdziwieniem w bursztynowych oczach.
Alexios wzruszyl ramionami.
— Zadzwonil akurat do pana. Chcial, zeby to pan tu przylecial i dal sie zlapac.
— Ale kto moglby cos takiego zrobic? I po co? — zastanawiala sie Lara.
— Tego wlasnie musimy sie dowiedziec.
DOWODY
Alexios wiedzial, ze musi dzialac szybko, bo Lara i Victor mieli odleciec z Merkurego za pare dni. Nie mogl