kolejnego papierosa.

— Z powodu narkotykow?

— Z powodu narkotykow.

— Cos jeszcze?

— Czy musi byc cos jeszcze?

— Tak, musi — spojrzalem na Solomona. — Musi byc cos jeszcze, bo inaczej sprawa zajalby sie wydzial do spraw narkotykow. Co wasza banda ma do tego czlowieka. A moze po prostu kiepsko wam sie aktualnie wiedzie i musicie zadowalac sie byle czym?

— Nigdy nie powiedzialem ani slowa na ten temat.

— Oczywiscie, ze nie powiedziales.

Solomon zamilkl, wazac slowa. Najwyrazniej uznal, ze niektore z nich sa odrobine za ciezkie.

— Bardzo bogaty czlowiek, przemyslowiec, przyjezdza do tego kraju i mowi, ze chce tu zainwestowac pieniadze. Ministerstwo Handlu i Przemyslu czestuje go szklaneczka sherry, wrecza kilka ilustrowanych broszur, a on zabiera sie do pracy. Mowi im, ze zamierza produkowac cala mase metalowych i plastikowych czesci, i pyta czy nie beda mieli nic przeciwko, jezeli zbuduje pol tuzina fabryk w Szkocji i polnocno-wschodniej Anglii. Kilka osob w Ministerstwie Handlu przewraca sie na ziemie z podniecenia. Oferuja mu dwiescie milionow funtow subwencji i pozwolenie na parkowanie w centrum Chelsea. Nie jestem pewien, co mialo wieksza wartosc.

Solomon wypil lyk piwa i wytarl wargi wierzchem dloni. Wygladal na wyjatkowo rozgniewanego.

— Mija jakis czas, czek zostal zrealizowany, a fabryki wybudowane. Dzwoni telefon w ministerstwie, rozmowa miedzynarodowa z Waszyngtonu. Czy wiemy, ze bogaty przemyslowiec, ktory produkuje plastikowe czesci, zajmuje sie rowniez przerzutem duzych ilosci opium z Azji? Wielkie nieba, nie wiedzielismy, piekne dzieki za informacje, caluski dla zony i dzieciakow. Panika. Bogaty przemyslowiec siedzi teraz na sporym kawalku naszych pieniedzy i zatrudnia trzy tysiace naszych obywateli.

Na tym etapie opowiesci Solomon wydawal sie tracic powoli sily, zupelnie jakby wysilek kontrolowania wscieklosci go przerastal. Ja jednak nie moglem czekac.

— No i co?

— No i komitet nieszczegolnie madrych mezczyzn i kobiet ustala mozliwosci postepowania. Na liscie znajduja sie: nierobienie niczego, nierobienie niczego, nierobienie niczego lub zadzwonienie na numer alarmowy i wezwanie na pomoc posterunkowego Smitha. Jedyne, czego sa pewni, to ze nie podoba im sie ostatni pomysl.

— A ONeal… ?

— ONeal dostaje te sprawe. Inwigilacja. Prewencja. Ograniczanie szkod. Jakkolwiek to sobie, cholera, nazwiesz.

— W jezyku Solomona „cholera bylo slowem ordynarnym.

— To, co ci powiedzialem, nie ma oczywiscie nic wspolnego z Aleksandrem Woolfem.

— Oczywiscie, ze nie — potwierdzilem. — Gdzie on teraz jest?

Solomon zerknal na zegarek.

— W tej chwili zajmuje miejsce numer 6C na pokladzie boeinga 747 British Airways lecacego z Waszyngtonu do Londynu. Jezeli ma choc odrobine smaku, powinien wybrac Beef Wellington. Chyba ze woli ryby, ale watpie.

— Jaki film puszczaja w samolocie?

— Ja cie kocham, a ty spisz.

— Jestem pod wrazeniem — przyznalem.

— Diabel tkwi w szczegolach, panie. To, ze w pracy robie rozne zle rzeczy, nie oznacza, ze mam zle pracowac.

W odprezajacej ciszy wypilismy po kilka lykow piwa. Mialem jednak jeszcze jedno pytanie.

— Dawidzie?

— Czego sobie pan zazyczy.

— Czy moglbys mi wyjasnic, jaka jest moja rola w tej historii?

Mial mine, jakby chcial rzucic „Sam mi powiedz”, wiec mowilem dalej.

— Chodzi mi o to, kto moglby chciec go zabic i dlaczego ustawil cala sprawe tak, jakbym to ja wygladal na zabojce?

Solomon oproznil szklanke.

— Nie wiem, dlaczego — powiedzial. — A jezeli chodzi o to, kto za tym stoi, to podejrzewamy CIA.

W nocy przewracalem sie w lozku co chwile z boku na bok i dwukrotnie wstawalem, zeby nagrac idiotyczne monologi dotyczace aktualnego rozwoju wypadkow na moim racjonalnym z podatkowego punktu widzenia dyktafonie. Kilka rzeczy mnie niepokoilo, kilka przerazalo, ale to Sara Woolf zadomowila sie w moich myslach i nie chciala ich opuscic.

Zrozumcie, nie zakochalem sie w niej. Jak mialoby do tego dojsc? Spedzilem przeciez w jej towarzystwie zaledwie kilka godzin, do tego zawsze w niezbyt relaksujacych okolicznosciach. Nie, zdecydowanie sie w niej nie zakochalem. Trzeba czegos wiecej niz pukle ciemnobrazowych, falujacych wlosow i para szarych oczu, aby serce zabilo mi mocniej.

Na Boga!

Nastepnego dnia o dziewiatej rano zawiazalem klubowy krawat firmy Garrick Anderson, zalozylem zapinana do samego dolu marynarke i o dziewiatej trzydziesci nacisnalem dzwonek na drzwiach National Westminster Bank mieszczacego sie w Swiss Cottage. Nie mialem sprecyzowanego planu, ale pomyslalem, ze moze uda mi sie podbudowac morale, jezeli po raz pierwszy od dziesieciu lat spotkam sie oko w oko z dyrektorem banku. Nawet jesli pieniadze na moim koncie nie nalezaly do mnie.

Zaprowadzono mnie do poczekalni przed biurem dyrektora, wreczono plastikowy kubek plastikowej kawy, ktora byla zdecydowanie za goraca, po czym w ciagu jednej dwusetnej sekundy stala sie zdecydowanie za zimna. Probowalem wlasnie ukryc ja za gumowym kwiatkiem, kiedy dziewiecioletni chlopiec z rudymi wlosami wysunal glowe przez drzwi, zaprosil mnie gestem do srodka i przedstawil sie jako Graham Halkerston, dyrektor oddzialu.

— A zatem, co moge dla pana zrobic, panie Lang — zapytal, sadowiac sie za mlodym, rudym biurkiem.

Usiadlem naprzeciwko niego, poprawilem krawat i przybralem poze, ktora wydawala mi sie odpowiednia dla powaznego klienta banku.

— A wiec, panie Halkerston — zaczalem — niepokoi innie pewna suma, ktora wplynela niedawno na moje konto.

Zerknal na lezacy na biurku wydruk komputerowy.

— Czy chodzi o przekaz z siodmego kwietnia?

— Z siodmego kwietnia — powtorzylem ostroznie, starajac sie nie pomylic tego przelewu z innymi przelewami na trzydziesci tysiecy funtow, jakie otrzymalem w tym miesiacu.

— Tak — potwierdzilem. — Wydaje mi sie, ze to wlasnie ten.

Skinal glowa.

— Dwadziescia dziewiec tysiecy czterysta jedenascie funtow i siedemdziesiat szesc pensow. Zamierza pan przelac te pieniadze gdzie indziej, panie Lang? Mamy w ofercie wiele roznych korzystnych lokat, ktore z pewnoscia spelnia panskie oczekiwania.

— Moje oczekiwania?

— Tak. Ulatwienia dostepu, wysokie odsetki, znizki przez pierwszych szescdziesiat dni. Decyzja nalezy do pana.

Poczulem sie dziwnie, slyszac, ze ktos uzywa takich sformulowan w realnym swiecie. Dotychczas widywalem je tylko na billboardach reklamowych.

— Wspaniale — powiedzialem. — Wspaniale. Na razie, panie Halkerston, moje oczekiwania sprowadzaja sie do tego, abyscie trzymali te pieniadze w pomieszczeniu z porzadnym zamkiem w drzwiach.

Wpatrywal sie we mnie w oslupieniu.

— Bardziej interesuje mnie pochodzenie przelewu.

Вы читаете Sprzedawca broni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату