— Przepraszam, ze podnioslem te kwestie, zanim w ogole zaczal pan swoje wyjasnienia — kontynuowalem — ale zakladam, ze spotkalismy sie, aby szczerze sobie pomowic. A wiec mowie szczerze.

Woolf odgryzl kolejny kes i utkwil wzrok w talerzu. Dopiero po chwili zorientowalem sie, ze odpowiedz na moje pytanie pozostawil Sarze.

— Thomas — podjela, a ja zwrocilem na nia wzrok. Jej oczy byly duze, okragle i rozciagaly sie miedzy dwoma krancami wszechswiata. — Mialam brata. Michaela. Cztery lata starszego ode mnie.

O rany! Miala.

— Michael zmarl, bedac na pierwszym roku Bates University. Amfetamina, metakwalon, heroina. Mial dwadziescia lat.

Zamilkla, a ja musialem cos powiedziec. Cos. Cokolwiek.

— Przykro mi.

Bo co innego mozna powiedziec w takiej sytuacji? Mowi sie trudno? Podasz mi sol? Zdalem sobie sprawe, ze kule sie nad stolem, starajac sie okazac zal, ale na niewiele sie to zdalo. W takiej sprawie czlowiek zawsze jest outsiderem.

— Mowie to panu — odezwala sie wreszcie — wylacznie z jednego powodu: aby mial pan swiadomosc, ze moj ojciec — spojrzala na Woolfa, ktory siedzial z pochylona glowa — predzej zajalby sie wyprawa na Ksiezyc niz handlem narkotykami. Po prostu. Daje za to glowe.

I kropka.

Przez chwile unikali swojego i mojego wzroku.

— No coz, przykro mi — mruknalem. — Bardzo, bardzo mi przykro.

Siedzielismy tak sobie przez kilka minut, mala wysepka ciszy posrodku restauracyjnego zgielku, po czym niespodziewanie Woolf wlaczyl na twarzy usmiech i najwyrazniej odzyskal dawny entuzjazm.

— Dzieki, Thomas — powiedzial. — Ale co sie stalo, to! sie nie odstanie. Dla mnie i dla Sary to juz przeszlosc, z ktora uporalismy sie dawno temu. Teraz chcialbys sie zapewne dowiedziec, dlaczego zaproponowalem ci zabicie samego siebie.

Siedzaca przy sasiednim stoliku kobieta odwrocila sie i spojrzala na Woolfa ze zdumieniem. Musiala sie chyba przeslyszec. A moze jednak nie? Potrzasnela glowa i zajela sie na powrot swoim homarem.

— W skrocie — zgodzilem sie.

— To bardzo proste — odparl. — Chcialem sie przekonac, jakim jestes czlowiekiem.

Spojrzal na mnie, zaciskajac usta w zyczliwa, prosta linie, — Rozumiem — powiedzialem, choc nie rozumialem kompletnie niczego. Tak to pewnie jest, kiedy prosi sie o wyjasnienie czegos w skrocie. Zamrugalem kilka razy, oparlem sie na krzesle i staralem sie sprawiac wrazenie zagniewanego.

— Nie lepiej bylo zadzwonic do dyrektora szkoly, do ktorej kiedys chodzilem? Albo do bylej dziewczyny? Jak rozumiem, uznal pan to za glupi pomysl.

Woolf potrzasnal glowa.

— Wcale nie. Zadzwonilem do nich wszystkich.

To byl szok. Prawdziwy szok. Wciaz dostaje rumiencow, kiedy przypominam sobie, ze oszukiwalem na maturze z chemii i dostalem szostke, choc doswiadczeni nauczyciele spodziewali sie raczej jedynki. Wiedzialem, ze pewnego dnia prawda wyjdzie na jaw. Po prostu wiedzialem.

— Naprawde? I jak wypadlem?

Woolf usmiechnal sie.

— Dobrze. Dwie z twoich dziewczyn stwierdzily, ze jestes strasznie upierdliwy, ale w pozostalych przypadkach ocena okazala sie calkiem przyzwoita.

— To mile — powiedzialem.

Woolf ciagnal dalej, jakby odczytywal jakas liste.

— Jestes madry. Twardy. Szczery. Pozytywnie oceniony przebieg sluzby w Armii Szkockiej.

— Gwardii — poprawilem, ale zignorowal te uwage i kontynuowal:

— A, co z mojego punktu widzenia najistotniejsze, jestes bankrutem.

Usmiechnal sie ponownie, czym mnie zirytowal.

— Pominal pan moje akwarele — przypomnialem.

— To tez? Co za czlowiek! Jedyne, co pozostalo mi sprawdzic, to czy mozna cie kupic.

— Zgadza sie. Stad piecdziesiat tysiecy.

Woolf skinal glowa.

Sprawy zaczynaly wymykac sie spod kontroli. Wiedzialem, ze w pewnym momencie powinienem wyglosic zdecydowana przemowe, kim jestem i za kogo oni sie do cholery uwazaja, rozpytujac dookola, kim jestem. Mialem wrocic do tego, kim jestem, po podaniu deseru, ale odpowiedni moment jakos nigdy sie nie pojawil. Mimo tego, w jaki sposob mnie potraktowal, mimo calego tego weszenia po szkolnych raportach, nie potrafilem sie zmusic do niecheci wobec Woolfa. Cos mi sie w nim podobalo. A co sie tyczy Sary, coz moge powiedziec… Ladne sciegna.

Mimo wszystko nie zaszkodzilo sprobowac zdziebko ostrzejszego tonu.

— Niech zgadne — zaczalem, spogladajac surowo na Woolfa. — Kiedy juz sie pan dowiedzial, ze nie mozna innie kupic, postanowil pan jednak sprobowac?

Nawet sie nie zajaknal.

— Otoz to — odparl.

Dosc. Mialem dosc, i to dokladnie w tej chwili. Istnieje granica, ktorej gentleman nie przekracza, ja rowniez. Cisnalem serwetke na stol.

— To naprawde fascynujace — powiedzialem — i przypuszczam, ze gdybym byl innego rodzaju czlowiekiem, taka propozycja moglaby mi nawet pochlebiac. Teraz jednak chce wiedziec, o co w tym wszystkim chodzi. Jezeli mi pan tego w tej chwili nie wyjasni, odejde od stolika, odejde z waszego zycia, a prawdopodobnie nawet wyjade z kraju.

Zauwazylem, ze Sara mnie obserwuje, ale nie odrywalem wzroku od Woolfa. Scigal widelcem po talerzu ostatniego ziemniaka i zagonil go do kaluzy sosu. Wtedy jednak odlozyl widelec i zaczal bardzo szybko mowic.

— Wie pan cos na temat wojny w Zatoce Perskiej, panie Lang? — zapytal.

Nie wiem, co sie stalo z Thomasem, ale jego nastroj z cala pewnoscia ulegl pewnej zmianie.

— Tak, panie Woolf. Wiem cos na temat wojny w Zatoce Perskiej.

— Nie, nic pan nie wie. Ide o kazdy zaklad, ze nie ma pan najmniejszego cholernego pojecia, co tam sie dzieje. Zna pan pojecie kompleksu wojskowo-przemyslowego?

Mowil jakby byl akwizytorem, starajacym sie zdruzgotac moje szyki obronne, a ja chcialem, zeby troche zwolnil. Pociagnalem dlugi lyk wina.

— Dwight Eisenhower — powiedzialem w koncu. — Tak, znam. Bylem jego czescia, jezeli pan pamieta.

— Z calym szacunkiem, panie Lang, byl pan bardzo mala czescia. Zbyt mala, prosze mi wybaczyc te slowa, zbyt mala, aby zdawac sobie sprawe, ze nia pan jest.

— Jak pan chce — mruknalem.

— A teraz niech pan sprobuje zgadnac, co jest obecnie najwazniejszym dobrem na swiecie? Tak waznym, ze wytworzenie i sprzedaz kazdego innego dobra zalezy wlasnie od niego. Ropa naftowa, zloto, jedzenie. Jak pan sadzi?

— Cos mi mowi — powiedzialem — ze zaraz sie od pana dowiem, ze chodzi o bron.

Woolf nachylil sie nad stolem, za szybko i za daleko, jak na moj gust.

— Zgadza sie, panie Lang. To najwieksza galaz przemyslu na swiecie i kazdy rzad o tym wie. Jezeli polityk zaczyna walczyc z przemyslem wojskowym, obudzi sie nastepnego dnia i nie bedzie juz politykiem. W niektorych przypadkach moze sie w ogole nie obudzic. Nie ma znaczenia, czy stara sie wprowadzic prawo dotyczace rejestracji broni w stanie Idaho, czy powstrzymac sprzedaz F-16 irackim silom powietrznym. Jezeli nadepniesz im na odcisk, oni nadepna ci na glowe. I kropka.

Woolf oparl sie na krzesle i otarl pot z czola.

— Panie Woolf — zaczalem. — Zdaje sobie sprawe, ze musi to byc dla pana dziwne uczucie przebywac tu, w Anglii. Zdaje sobie sprawe, ze musimy budzic panskie zdumienie jako narod prostakow, ktorzy dopiero dzien przed pana przylotem uzyskali dostep do cieplej i zimnej wody w domach, wiec byc moze zdziwi sie pan, kiedy

Вы читаете Sprzedawca broni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату