kiedy brakuje mi slow. Sprobujcie sami, a przekonacie sie, ze aby wydobyc z siebie dzwiek „w”, trzeba w odpowiedni sposob wydac usta — w bardzo podobny ksztalt, jak podczas gwizdania. A moze nawet calowania.

Sara mnie pocalowala.

Sara pocalowala mnie.

Wygladalo to tak, ze ja stalem z wydetymi wargami i skolowacialym mozgiem, a ona po prostu podeszla do mnie i wepchnela jezyk w moje usta. Przez chwile myslalem, ze moze potknela sie na wystajacej klepce i odruchowo wystawila jezyk, ale jakos nie wydawalo mi sie to specjalnie prawdopodobne, zreszta po odzyskaniu rownowagi uchowalaby przeciez jezyk z powrotem, prawda?

Nie, z cala pewnoscia mnie calowala. Zupelnie jak na filmie. Zupelnie nie jak w moim zyciu. Przez dwie sekundy bylem zbyt zaskoczony, aby odpowiednio zareagowac, musze tez przyznac, ze wyszedlem z wprawy, poniewaz od ostatniego calowania uplynelo duzo czasu. Jezeli dobrze pamietam, mialo ono miejsce za panowania Ramzesa III, kiedy zajmowalem sie zbieraniem oliwek. Nie jestem pewien, jak mi wtedy poszlo.

Smakowala pasta do zebow, winem, perfumami i niebem w pogodny dzien.

— Wiec nalezysz do zespolu? — zapytala ponownie, a z faktu, iz wypowiedziala te slowa wyraznie, wywnioskowalem, ze w pewnym momencie musiala wyjac jezyk z moich ust, chociaz ja wciaz go czulem i wiedzialem, ze juz zawsze bede w stanie przywolac ten smak. Otworzylem oczy.

Stala, patrzac na mnie. Tak, to zdecydowanie byla ona. Nie kelner ani wieszak na kapelusze.

— Wlasciwie — wybakalem.

Wrocilismy do stolika, Woolf podpisywal sie na rachunku do karty kredytowej. Byc moze na swiecie mialy miejsce rowniez jakies inne wydarzenia, nie jestem pewien.

— Dziekuje za kolacje — powiedzialem jak robot.

Woolf machnal reka i wyszczerzyl zeby w usmiechu.

— Cala przyjemnosc po mojej stronie, Tom.

Byl zadowolony, ze powiedzialem tak. Tak, jak „Tak, zastanowie sie nad tym”.

Nad czym dokladnie mialem sie zastanowic, tego jakos nikt nie potrafil sprecyzowac, ale to wystarczylo, aby usatysfakcjonowac Woolfa, a na razie wszyscy mielismy powody do zadowolenia. Wzialem do reki teczke i jeszcze raz przejrzalem zdjecia jedno po drugim.

Maly, szybki i niebezpieczny.

Sara rowniez byla, jak sadze, zadowolona, choc w tym akurat momencie zachowywala sie, jakby poza przyzwoitym posilkiem i krotka pogawedka o nowych czasach nic sie nie wydarzylo.

Niebezpieczny, szybki i maly.

A moze za tym spokojem kryl sie kipiacy wir emocji, a ona kontrolowala sie tylko ze wzgledu na obecnosc ojca.

Maly, szybki i niebezpieczny.

Przestalem myslec o Sarze.

Ogladajac przesuwajace sie przed moimi oczami fotografie tego paskudnego urzadzenia, mialem wrazenie, ze stopniowo budze sie z jakiegos snu lub rzeczywistosci i przechodze do innego snu lub innej rzeczywistosci. Wiem, brzmi to dziwacznie, ale ascetycznosc tej maszyny — jej brzydota, niewatpliwa efektywnosc, czysta bezlitosnosc — wydawala sie saczyc z papieru na moje dlonie, mrozac mi krew w zylach. Woolf chyba odgadl, o czym mysle.

— Nie ma oficjalnej nazwy — powiedzial, wskazujac na zdjecia. — Ale tymczasowo okresla sie go jako Statek Powietrzny do Kontroli Terenow Miejskich i Ochrony Porzadku Publicznego.

— SPOKO — powiedzialem troche bez sensu.

— Umie pan tez literowac? — zapytala Sara, niemal sie usmiechajac.

— Stad robocza nazwa nadana prototypowi — dodal Woolf.

— Czyli?

Zadne z nich nie odpowiedzialo, wiec podnioslem wzrok i przekonalem sie, ze Woolf czekal, az nasze spojrzenia sie spotkaja.

— Absolwent.

Rozdzial 7

Wlos kobiety pociagnie wiecej niz sto par wolow.

James Howell

Smigalem moim kawasaki po Victoria Embankment wylacznie dla hecy. Zeby oczyscic rury i umysl.

Nie powiedzialem Woolfom o telefonie i paskudnym amerykanskim glosie po drugiej stronie. „Projekt Absolwent” moglo znaczyc cokolwiek — moglo nawet chodzic o absolwentow uniwersytetu — nie znalem tez tozsamosci dzwoniacego. Kiedy ma sie do czynienia z ludzmi wyznajacymi teorie spiskowa — pocalunek pocalunkiem, ale bezsprzecznie z takimi wlasnie ludzmi mialem do czynienia — nie ma sensu przedstawiac im dodatkowych zbiegow okolicznosci, ktorymi mogliby sie podniecac.

Opuscilismy restauracje w stanie zyczliwego rozejmu. Na chodniku Woolf uscisnal mi ramie, ponowil swoja propozycje i powiedzial, zebym sie z nia przespal, co mnie mocno zszokowalo, poniewaz dokladnie wtedy wpatrywalem sie w tylek Sary. Kiedy jednak zdalem sobie sprawe, co tak naprawde mial na mysli, obiecalem, ze postapie zgodnie z jego prosba. Z grzecznosci zapytalem, jak moge sie z nim skontaktowac. Mrugnal i powiedzial, ze sam mnie znajdzie, czym sie za bardzo nie przejmowalem.

Istnial oczywiscie jeden szczegolnie dobry powod, aby zachowac wzgledy Woolfa. Nawet jezeli byl dziwadlem i maniakiem, nawet jezeli jego corka byla jedynie bardzo atrakcyjnym manekinem do prezentacji zakietow, niezaprzeczalnie oboje posiadali pewien urok.

Staram sie przez to powiedziec, ze zlozyli calkiem pokazna ilosc tego uroku na moim koncie bankowym.

Prosze, nie zrozumcie mnie zle. Zazwyczaj nie przykladam wiekszej wagi do pieniedzy. Oczywiscie nie naleze do ludzi, ktorzy pracuja za darmo; nic w tym stylu. Kaze sobie placic za swoje uslugi, na czymkolwiek one polegaja, i zlosci mnie, kiedy ktos jest mi winien pieniadze. Ale jednoczesnie moge chyba szczerze powiedziec, ze nigdy specjalnie nie uganialem sie za pieniedzmi. Nigdy nie podjalem sie niczego, co nie sprawialoby mi chocby niewielkiej przyjemnosci, tylko z pobudek finansowych. Ktos taki jak Paulie — wiele razy sam mi to mowil — spedza wieksza czesc dnia na zdobywaniu pieniedzy badz na zastanawianiu sie, jak je zdobyc. Paulie potrafi zachowac sie w sposob nieprzyjemny — a nawet niemoralny — jezeli zarysuje sie perspektywa otrzymania czeku z okragla sumka, nie bedzie mial oporow. Do dziela, powie Paulie.

Ze mna jednak sprawa ma sie inaczej. Jestem ulepiony z zupelnie innej gliny. Jedyna korzysc wynikajaca z posiadania pieniedzy, jedyny pozytywny aspekt tego w sumie dosc wulgarnego dobra, to moim zdaniem fakt, iz za pieniadze mozna kupic rozne rzeczy.

A rzeczy darze naprawde spora sympatia.

Zdawalem sobie sprawe, ze piecdziesiat tysiecy dolarow od Woolfa nie zapewni mi wiecznego szczescia. Nie moglem za nie kupic willi w Antibes, ani nawet wynajac jakiejs na wiecej niz poltora dnia. Niemniej jednak byly uzyteczne. Poprawialy samopoczucie. Dzieki nim na moim stoliku pojawialy sie papierosy.

A jezeli w celu przynajmniej czesciowego podtrzymania owego dobrego samopoczucia musialbym spedzic kilka wieczorow w rozdzialach powiesci Roberta Ludluma, calujac sie okresowo z piekna kobieta — jakos bym to chyba zniosl.

Minela polnoc, na Embankment panowal niewielki ruch. Droga byla sucha, a poniewaz moj zzr mial ochote sobie pogalopowac, wrzucilem trzeci bieg i odegralem w myslach fragmenty kilku rozmow kapitana Kirka z panem Chekovem, gdy tymczasem wszechswiat przemeblowywal sie dookola mojego tylnego kola. Prawdopodobnie flirtowalem z predkoscia stu osiemdziesieciu kilometrow na godzine, kiedy w zasiegu wzroku pojawil sie most

Вы читаете Sprzedawca broni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату