zeby i kiedy skonczylem, czulem sie, jakbym zjadl dwa kontenery mieszkalne. Uzyskalem takze niezbity dowod urazu podbrodka, poniewaz kiedy pierwszy raz otarl sie o sprzaczke, myslalem, ze wyjde przez sufit. Zamiast tego spojrzalem w dol i zobaczylem slady krwi na skorzanym pasku, jedne ciemne i stare, a inne czerwone i zupelnie swieze.
Kiedy skonczylem, padlem na lozko, dyszac z wysilku, i sprobowalem rozmasowac nadgarstki. Nastepnie ponownie usiadlem, ostroznie przewiesilem nogi nad brzegiem lozka i postawilem je na ziemi.
Nie krzyknalem tylko dlatego, ze powstrzymywala mnie roznorodnosc odczuwanego bolu. Odczuwalem go w tak wielu miejscach, mowil tak wieloma jezykami, przywdzial tak oszalamiajaca mozaike strojow ludowych, ze szczeka opadla mi ze zdumienia na pelnych pietnascie sekund. Chwycilem sie brzegu lozka i zacisnalem oczy, dopoki ryk nie oslabl do poziomu szmeru. Wtedy dokonalem drugiego przegladu obrazen. Nie wiem, z czym sie zderzylem, ale na pierwszy ogien poszla prawa strona ciala. Kolano, udo i biodro wrzeszczaly na mnie, a wrzaski byly tym bardziej wsciekle, ze noga miala niedawno kontakt z glowa Richiego. Zebra bolaly mnie tak, jakby ktos je powyciagal, a nastepnie powkladal w zlej kolejnosci, a szyja, choc zdecydowanie nieskrecona, ledwie sie ruszala. No i jeszcze jadra.
Zmienily sie. Po prostu nie moglem uwierzyc, ze byly tymi samymi jadrami, ktore nosilem przy sobie przez cale zycie i ktore, przyznaje, traktowalem jak przyjaciol. Te byly wieksze, znacznie wieksze, i przybraly zupelnie niewlasciwy ksztalt.
Istnial tylko jeden sposob, aby temu zaradzic.
Chodzi o znana wszystkim osobom uprawiajacym sztuki walki technike, ktora pozwala pozbyc sie bolu w tych okolicach. Czesto wykorzystuje sie ja na japonskich
Trzeba zrobic tak: podskoczyc pietnascie centymetrow w gore i wyladowac na pietach z maksymalnie usztywnionymi nogami. W ten sposob zwieksza sie na chwile dzialajaca na moszne sile grawitacji. Nie mam pojecia, na jakiej zasadzie to dziala, ale dziala. A raczej nie dziala. Musialem sprobowac kilka razy, tanczac pogo po calym pokoju na tyle intensywnie, na ile pozwalala mi prawa noga, az w koncu stopniowo przerazliwy bol zaczal pomalutku ustepowac.
Schylilem sie, aby dokladnie przyjrzec sie cialu Richiego.
Metka na garniturze zachwalala zdolnosci Wysmienitych Krawcow z firmy Falkus, ale nie dowiedzialem sie z niej niczego wiecej. W prawej kieszeni spodni znalazlem szesc funtow i dwadziescia pensow, a w lewej scyzoryk w panterke. Richie mial na sobie biala nylonowa koszule oraz polbuty marki Baxter z czerwonobrunatnej skory z czterema dziurkami na sznurowadla. I to mniej wiecej wszystko. Nic innego nie pozwalalo wyroznic Richiego z tlumu i sprawic, ze serce bystrego detektywa zabiloby szybciej. Zadnego biletu autobusowego. Ani karty bibliotecznej. Ani wydartej z lokalnej gazety strony z ogloszeniami drobnymi z jedna pozycja zakreslona czerwonym flamastrem.
Z rzeczy choc troche nietypowych znalazlem jedynie kabure marki Bianchi typu crossdraw zawierajaca jeden nowiutki samopowtarzalny glock 17 kaliber 9 mm.
Zapewne mieliscie kiedys okazje przeczytac jedna z tych nonsensownych opinii na temat glocka. Faktycznie, rekojesc wykonana z wymyslnych polimerow sklonila jakis czas temu jednego czy dwoch dziennikarzy do podekscytowania sie mozliwoscia, ze pistolet moze nie zostac wykryty podczas kontroli na lotnisku, ale to przeciez straszna bzdura. Zamek, lufa i spora czesc bebechow sa zrobione z metalu, co wiecej, trudno przeniesc przez kontrole siedemnascie nabojow parabellum, udajac, ze to wklady do szminki. Atuty glocka to pojemny magazynek przy niewielkiej wadze, wysoka celnosc i praktycznie niedoscigniona niezawodnosc. Wszystkie te cechy sprawiaja, ze gospodynie domowe na calym swiecie wybieraja wlasnie glocka 17.
Odsunalem zamek, wprowadzajac naboj do lufy. Glock 17 nie ma bezpiecznika. Celuje sie, strzela i ucieka, gdzie pieprz rosnie. Takie pistolety lubie.
Otworzylem ostroznie drzwi na korytarz i nie dostrzeglem zadnego wahadlowca. Znalazlem sie w bialym korytarzu, z ktorego wychodzilo siedmioro innych drzwi. Wszystkie byly zamkniete. Korytarz konczyl sie oknem wychodzacym na linie dachow, ktore mogly znajdowac sie w jednym z piecdziesieciu miast. Byl dzien.
Budynku od dluzszego czasu nie uzywano zgodnie z przeznaczeniem, jakiekolwiek ono bylo. Na calej dlugosci brudnego korytarza poniewieraly sie kartony, sterty papieru, worki foliowe na smieci, a w polowie dlugosci stal rower gorski bez kol.
Zabezpieczanie zajetego przez wrogow budynku to zabawa dla co najmniej trzech graczy. Szesciu to dobra liczba. Gracz siedzacy po lewej stronie rozdajacego sprawdza pokoje, ubezpieczany przez kolejna dwojke, w tym czasie pozostalych trzech pilnuje korytarza. Tak sie to robi. Jezeli zachodzi koniecznosc gry w pojedynke, zasady zmieniaja sie calkowicie. Otwiera sie powoli kazde drzwi i zaglada sie w glab przez zawiasy, pilnujac jednoczesnie, aby nikt nie podkradl sie od tylu; w ten sposob sprawdzenie dziesieciu metrow korytarza zajmuje okolo godziny. Tak mowi kazdy podrecznik poswiecony temu tematowi.
Moja opinia na temat podrecznikow jest taka, ze inni prawdopodobnie rowniez je czytaja.
Najszybciej jak moglem przebieglem zygzakiem przez korytarz z pistoletem w wyciagnietej rece, otwierajac gwaltownie wszystkie siedmioro drzwi, az dobieglem do drugiego konca korytarza, rzucilem sie pod okno, oparlem plecami o sciane i przygotowalem sie do wpakowania calego magazynka w kogokolwiek, kto wystawilby glowe. Nikt sie nie pojawil.
Tym razem wszystkie drzwi byly otwarte, a pierwsze na lewo prowadzily na klatke schodowa. Widzialem z metr poreczy i wiszace nad nia lustro. Podnioslem sie i schylony przebieglem przez drzwi, wymachujac na wszystkie strony pistoletem najgrozniej jak potrafilem. Pusto.
Zmienilem uchwyt i wyrznalem kolba w srodek lustra, roztrzaskujac je na kawalki. Podnioslem jeden z masywniejszych i przecialem sobie dlon. Przypadkowo, gdyby was to ciekawilo.
Unioslem stluczony kawalek lustra i przyjrzalem sie swojemu podbrodkowi. Rana wygladala mniej niz ladnie.
Na korytarzu wrocilem do powolnej metody sprawdzania pokoi, podkradajac sie do kazdej futryny, wystawiajac za nia lusterko i obracajac je powoli tak, aby obejrzec cale pomieszczenie. Metoda dosc nieporadna, a poniewaz sciany zbudowano z najwyzej dwuipolcentymetrowej plyty gipsowej i prawdopodobnie nie zatrzymalyby nawet pestki wisni wystrzelonej z palcow przez slabowitego trzylatka — rowniez w sumie bezcelowa. Ale wydawala mi sie lepsza od stawania w drzwiach i wolania: „Hej, jest tam kto?”
Pierwsze dwa pokoje znajdowaly sie w takim samym stanie jak korytarz. Brudne i zastawione rupieciami. Zepsute maszyny do pisania, telefony, krzesla o trzech nogach. Rozmyslalem wlasnie nad tym, ze zaden eksponat w najwiekszych muzeach na swiecie nie ma tak antycznego wygladu jak dziesiecioletnia fotokopiarka, kiedy uslyszalem jakis dzwiek. Wydany przez czlowieka. Jek.
Czekalem. Nie powtorzyl sie, wiec odtworzylem go sobie w glowie. Dobiegl z sasiedniego pokoju. Wydal go mezczyzna. Ktos albo uprawial seks, albo zle sie czul. Albo byla to pulapka.
Wyszedlem na korytarz i ostroznie podszedlem do nastepnych drzwi. Wyciagnalem przed siebie reke z lusterkiem i ustawilem je tak, aby zobaczyc wnetrze pokoju. Na srodku siedzial na krzesle mezczyzna, glowa opadla mu na piersi. Niski, gruby, w srednim wieku i przywiazany do krzesla. Skorzanymi paskami.
Na jego koszuli widac bylo slady krwi. Duzej ilosci krwi.
Gdyby przeciwnik zastawil na mnie pulapke, to liczylby, ze wlasnie w tym momencie skocze na rowne nogi i zawolam: „Wielkie nieba, czy moge panu w czyms pomoc?” Dlatego nie ruszylem sie z miejsca i obserwowalem. Mezczyzne i korytarz.
Mezczyzna nie wydal z siebie zadnego innego dzwieku, a korytarz nie zrobil niczego, czego normalnie nie robia korytarze. Po dobrej minucie obserwowania odrzucilem lusterko i wpelzlem do srodka.
Sadze, ze od samego poczatku wiedzialem, ze to Woolf wydal ten jek. Albo rozpoznalem jego glos, albo od samego poczatku podejrzewalem, ze jezeli Zadbany zdolal zlapac mnie, to nie powinien miec rowniez problemu z dopadnieciem Woolfa.
Albo Sary, jezeli juz o tym mowa.
Zamknalem drzwi i podparlem klamke krzeslem, ustawiajac je ukosnie na dwoch nogach. Nie mogly powstrzymac napastnika, ale dawaly mi szanse wystrzelenia trzech lub czterech pociskow, zanim udaloby mu sie wedrzec do pokoju. Ukleknalem przed Woolfem i natychmiast zaklalem, czujac bol w kolanie. Odsunalem sie i