wymiany walut.

Zaczal przemieszczac sie dookola lozka, slyszalem chrzest kurzu pod jego butami. No i woda po goleniu. Zdecydowanie za mocny zapach. Jezeli zostaniemy przyjaciolmi, powiem mu o tym. Ale jeszcze nie teraz.

— Kiedy bylem dzieckiem, zawsze chcialem miec motor — powiedzial glos. — Harleya. Tata powiedzial, ze to zbyt niebezpieczne. Dlatego w trakcie pierwszego roku po zrobieniu prawa jazdy rozbilem samochod cztery razy tylko po to, aby sie na nim zemscic. Moj tata byl dupkiem.

Czas mijal. Nic na to nie moglem poradzic.

— Wydaje mi sie, ze mam skrecona szyje — oznajmilem. Nie otwieralem oczu, a chrypliwy glos brzmial calkiem ladnie.

— Tak? Przykro mi to slyszec. A teraz opowiedz mi cos o sobie, Lang. Kim jestes? Czym sie zajmujesz? Lubisz filmy? Ksiazki? Piles kiedys herbatke z Krolowa? No, slucham.

Zaczekalem, az buty odwrocily sie, i powoli otworzylem oczy. Stal poza polem widzenia, wiec skupilem wzrok na suficie.

— Jest pan lekarzem?

— Nie jestem lekarzem, Lang, o nie — powiedzial. — Z pewnoscia nie jestem lekarzem. Skurwysyn, oto kim jestem.

W pokoju rozlegl sie chichot i odgadlem, ze Gumowa Twarz wciaz znajdowal sie przy drzwiach.

— Przepraszam, nie doslyszalem.

— Skurwysynem. Jestem skurwysynem. To moja praca i moje zycie. Ale co tam, pomowmy o tobie.

— Potrzebny mi jest lekarz — jeknalem. — Moja szyja…

Oczy zaszly mi Izami i pozwolilem im plynac. Pociagnalem nosem, lekko sie zakrztusilem; nie chwalac sie, odstawilem niezle przedstawienie.

— Jezeli cie to interesuje — kontynuowal glos — mam gleboko w dupie twoja szyje.

Postanowilem, ze nigdy nie powiem mu o tej wodzie po goleniu. Nigdy.

— Interesuja mnie inne sprawy — powiedzial glos. — Cale mnostwo innych spraw.

Lzy nadal naplywaly mi do oczu.

— Posluchaj, nie wiem, kim jestes, i gdzie ja jestem… — wykrztusilem, wytezajac sily, aby podniesc glowe z poduszki.

— Spierdalaj, Richie — warknal glos. — Idz sie przewietrzyc.

Z okolic drzwi dobieglo mrukniecie i para butow opuscila pokoj. Musialem zalozyc, ze Richie sie w nich znajdowal.

— Widzisz, Lang, w tym wlasnie rzecz. Nie musisz wiedziec, kim jestem, i nie musisz wiedziec, gdzie jestes. Pomysl polega na tym, ze ty mi mowisz o roznych sprawach, a ja ci nie mowie…

— Ale co…

— Slyszales, co wlasnie powiedzialem?

Nowa twarz pojawila sie w polu widzenia. Gladka, wyszorowana skora i wlosy, takie jak u Pauliego. Puszyste i czyste, do tego absurdalnie perfekcyjnie uczesane. Mial okolo czterdziestki i prawdopodobnie spedzal dwie godziny dziennie na rowerku treningowym. Dalo sie go opisac tylko jednym slowem. Zadbany. Obejrzal mnie dokladnie i ze sposobu, w jaki jego wzrok zatrzymal sie na moim podbrodku, wywnioskowalem, ze mialem tam dosc spektakularna rane. Troche sie rozchmurzylem. Rany zawsze dobrze nadaja sie do przelamywania pierwszych lodow.

W koncu nasze oczy sie spotkaly, ale obie pary nie przypadly sobie zupelnie do gustu.

— Dobrze — powiedzial i odsunal sie.

Musialo byc wczesnie rano. Jedynym wytlumaczeniem dla tak silnego zapachu perfum mogl byc tylko fakt, ze dopiero co sie ogolil.

— Poznales Woolfa — stwierdzil Zadbany. — I te jego corke o ptasim mozdzku.

— Tak.

Nastapila chwila ciszy, a ze zmiany rytmu oddechu wywnioskowalem, ze sprawilem mu ta odpowiedzia przyjemnosc. Gdybym zaprzeczyl — pomylka, ja nie mowic po angielski — wiedzialby, ze jestem cwaniakiem. Jezeli bede mowil o wszystkim otwarcie, byc moze wezmie mnie za idiote. W sumie wszystkie przeslanki wskazywaly na te druga ewentualnosc.

— Dobrze. A teraz badz laskaw mi powiedziec, o czym rozmawialiscie?

— A wiec — zaczalem, marszczac brwi w wyrazie koncentracji — Woolf zapytal mnie o przebieg kariery wojskowej. Bo, nawiasem mowiac, sluzylem w armii.

— Chrzanisz. Wiedzial o tym, czy sam mu powiedziales?

Kolejny namysl idioty.

— Nie jestem pewien. Jezeli juz o tym wspominasz, to wydaje mi sie, ze musial juz o tym wiedziec.

— Dziewczyna tez wiedziala?

— No coz, tego akurat nie moge byc pewien, prawda? Nie zwracalem na nia wiekszej uwagi. — Dobrze, ze przy udzielaniu tej odpowiedzi nie bylem podlaczony do wariografu. Wskazowka wyskoczylaby do sasiedniego pokoju, aby uciac sobie drzemke. — Zapytal o moje plany, co zamierzam robic. A, mowiac szczerze, nie jest tego za wiele.

— Pracujesz w wywiadzie?

— Co?

Sposob, w jaki to powiedzialem, mial wystarczyc za odpowiedz, mimo to kontynuowal.

— W wojsku. Walczyles z terrorystami w Irlandii. Miales jakies zwiazki z wywiadem?

— Dobry Boze, nie — usmiechnalem sie, jakby mi ten pomysl pochlebial.

— Cos cie smieszy?

Przestalem sie usmiechac.

— Nic, tylko… no wiesz.

— Nie, nie wiem. To ma wiele wspolnego z moim pytaniem. Pracowales w wywiadzie wojskowym?

Przed udzieleniem odpowiedzi wzialem bolesny oddech.

— Ulster to byl system — powiedzialem. — I tyle. Wszystko, co sie tam dzialo, zdarzylo sie juz setki razy wczesniej. System obejmowal wszystko. Tacy jak ja, po prostu, no wiesz, poprawiali statystyki. Sumiennie wykonywalem polecenia. Gralem w squasha. Zdarzalo mi sie zabawic. Naprawde niezle sie bawilem — pomyslalem, ze moze troche przesadzilem, ale chyba nie zwrocil na to uwagi. — Posluchaj, moja szyja… nie jestem pewien, ale cos z nia chyba nie tak. Naprawde powinien to obejrzec lekarz.

— To zly czlowiek, Tom.

— Kto taki? — zapytalem.

— Woolf. Naprawde zly. Nie mam pojecia, co ci o sobie naopowiadal. Pozwole sobie zgadnac, ze nie wspomnial o trzydziestu szesciu tonach kokainy, ktore przywiozl do Europy w ciagu ostatnich czterech miesiecy. Powiedzial ci o tym?

Sprobowalem potrzasnac glowa.

— Nie, mysle, ze zapomnial o tym wspomniec. A to zle przez duze Z, zgodzisz sie ze mna, Tom? Tak bym to nazwal. Diabel wcielony, i do tego sprzedaje kokaine. Tak wlasnie. To brzmi jak slowa piosenki. Co sie rymuje z kokaina?

— Bol — wtracilem.

— Tak — powiedzial. Spodobala mu sie moja odpowiedz. „Bol”. Skorzane buty zaczely sie przechadzac. — Zwrociles kiedys uwage na to, ze zli ludzie zadaja sie ze zlymi ludzmi, Tom? Ja to zauwazylem. Ciagle to sie zdarza. Nie wiem, czy lubia czuc sie, jak u siebie w domu, robic wspolne interesy, miec ten sam znak zodiaku, niewazne. Tysiace razy widzialem takie sytuacje. Tysiace razy. — Buty sie zatrzymaly. — Wiec kiedy taki gosc, jak ty, zaczyna trzymac sie za rece z takim gosciem, jak Woolf, to musze powiedziec, ze nie czuje do ciebie specjalnej sympatii.

— Posluchaj, wystarczy juz tego — przerwalem mu z rozdraznieniem. — Nie odezwe sie do ciebie ani slowem, dopoki nie przyjdzie tu lekarz. Nie mam najmniejszego pojecia, o czym mowisz. o Woolfie wiem dokladnie tyle samo, co o tobie, to znaczy nic. Poza tym wydaje mi sie, ze wedle wszelkiego prawdopodobienstwa mam skrecona szyje.

Brak odpowiedzi.

— Zadam, aby zbadal mnie lekarz — powtorzylem, z calych sil starajac sie zabrzmiec jak angielski turysta

Вы читаете Sprzedawca broni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату