— Chca, abys ciagnal to dalej — powiedzial.

Oczywiscie, ze chcieli. Wiedzialem o tym. Operacja nigdy nie miala na celu zlapania terrorystow. Chcieli, abym kontynuowal, chcieli, abysmy nie ustawali w dzialaniach, az powstanie grunt do urzadzania pokazu na duza skale. CNN na miejscu, kamery rejestruja wszystko na zywo, a nie pojawiaja sie cztery godziny po zdarzeniu.

— Panie — odezwal sie po chwili Solomon — musze cie o cos zapytac i potrzebuje szczerej odpowiedzi.

Nie zabrzmialo to przyjemnie. Wszystko bylo nie tak. Jak czerwone wino do ryby. Jak mezczyzna w smokingu i brazowych butach. Slowa Solomona zabrzmialy rowniez nieprzyjemnie, jak nieprzyjemna byla cala sytuacja.

— No, dawaj — mruknalem.

Naprawde wygladal na zaniepokojonego.

— Odpowiesz szczerze? Musze to wiedziec, zanim zadam pytanie.

— Nie moge ci tego obiecac, Dawidzie — zasmialem sie, majac nadzieje, ze opusci ramiona, odprezy sie i przestanie budzic moje przerazenie. — Jezeli zapytasz, czy pachnie ci brzydko z ust, odpowiem szczerze. Jezeli zapytasz… sam nie wiem, praktycznie o cokolwiek innego, to owszem, prawdopodobnie sklamie.

Nie wygladal na specjalnie usatysfakcjonowanego. Oczywiscie nie mial specjalnego powodu, aby czuc sie usatysfakcjonowany, ale co innego moglem mu powiedziec?

Odkaszlnal powoli i z rozmyslem, jakby istniala mozliwosc, ze w najblizszym czasie nie bedzie mogl ponownie tego zrobic.

— Jakie dokladnie stosunki lacza cie z Sara Woolf?

To pytanie naprawde mnie zdeprymowalo. Zupelnie nie moglem sie w tym polapac. Obserwowalem zatem, jak Solomon spaceruje powoli tam i z powrotem z zasznurowanymi wargami i marsowa mina, zupelnie jak ktos, kto stara sie poruszyc temat masturbacji z nastoletnim synem. Nie zebym kiedykolwiek uczestniczyl w takiej rozmowie, wyobrazam sobie jednak, ze laczy sie ona z oblewaniem sie rumiencami, wierceniem sie na krzesle oraz odkrywaniem mikroskopijnych drobinek kurzu na rekawach marynarki, ktore nagle wymagaja wielkiej uwagi.

— Dlaczego pytasz, Dawidzie?

— Prosze, panie. Po prostu… — widzialem, ze Solomon ma nie najlepszy dzien. Wzial gleboki oddech. — Po prostu odpowiedz. Prosze.

Przygladalem mu sie przez chwile, zagniewany a jednoczesnie pelen wspolczucia.

— Chciales jeszcze dodac: „Ze wzgledu na stara przyjazn”?

— Ze wzgledu na cokolwiek — odparl — co sprawi, ze udzielisz mi odpowiedzi, panie. Stara przyjazn, nowa przyjazn, po prostu odpowiedz.

Zapalilem kolejnego papierosa i przyjrzalem sie wlasnym dloniom, starajac sie, jak to robilem wielokrotnie w przeszlosci, odpowiedziec sobie na pytanie w myslach, zanim odpowiem na nie glosno.

Sara Woolf. Szare oczy ze smuga zieleni. Ladne sciegna. Tak, pamietam ja.

Co do niej czulem? Milosc? Nie moglem udzielic takiej odpowiedzi, prawda? Po prostu nie znam wystarczajaco dobrze stanu, ktory mozna okreslic jako „bycie zakochanym”. Milosc to slowo. Dzwiek. Jego zwiazek z okreslonym uczuciem jest arbitralny, niewymierny i w ostatecznym rozrachunku niezrozumialy. Nie, jezeli nie macie nic przeciwko, wroce do tego pozniej.

A co ze wspolczuciem? Wspolczuje Sarze Woolf, poniewaz… poniewaz co? Stracila brata, potem ojca, a teraz zostala zamknieta w mrocznej wiezy, pod ktora sir Roland szarpie sie ze skladana drabina? Przypuszczam, ze moglbym jej wspolczuc z tego powodu, ze to mnie przypadla rola jej wybawcy.

Przyjazn? Na litosc boska, ledwie znam te kobiete.

A wiec, co to w takim razie bylo?

— Kocham ja — uslyszalem czyjes slowa i natychmiast zdalem sobie sprawe, ze to ja je wypowiedzialem.

Solomon przymknal na sekunde oczy, jakbym ponownie udzielil zlej odpowiedzi, po czym powoli, z ociaganiem podszedl do stolu przy scianie, z ktorego podniosl male plastikowe pudelko. Wazyl je przez chwile w dloni jakby rozwazal, czy dac je mnie, czy wyrzucic przez drzwi w snieg. Nagle zaczal przetrzasac kieszenie. Czegokolwiek szukal, znajdowalo sie w ostatniej kieszeni, jaka sprawdzil, a kiedy pomyslalem, ze milo jest zobaczyc, jak przytrafia sie to dla odmiany komus innemu, wyciagnal z niej mala latarke w ksztalcie dlugopisu. Podal mi ja wraz z pudelkiem, po czym sie oddalil, zostawiajac mnie samego.

Coz mi pozostawalo — otworzylem pudelko. Oczywiscie, ze otworzylem. Tak wlasnie nalezy postapic, kiedy ktos daje ci zamkniete pudelko. Otwiera sie je. Podnioslem zolte plastikowe wieczko i z miejsca zrzedla mi mina.

W pudelku znajdowaly sie slajdy i wiedzialem, po prostu wiedzialem, ze mi sie nie spodobaja.

Wyciagnalem pierwszy i przytrzymalem go przed latarka.

Sara Woolf. Bez dwoch zdan.

Sloneczny dzien, czarna suknia, Sara wysiada z londynskiej taksowki. Dobrze. W porzadku. Nie ma w tym nic zlego. Usmiecha sie — szeroki, radosny usmiech — ale tego nikt nie zakazuje. Wszystko w porzadku. Nie spodziewalem sie, ze szlocha w poduszke dwadziescia cztery godziny na dobe. Okay. Nastepny slajd.

Placi taksowkarzowi. Znowu nie ma w tym nic zlego. Na zakonczenie kursu taksowka placi sie kierowcy. Takie zycie. Zdjecie zostalo zrobione obiektywem o duzej ogniskowej, co najmniej 135, prawdopodobnie wiecej. Krotki czas miedzy zdarzeniami oznaczal, ze aparat wyposazono w specjalny silnik umozliwiajacy wykonanie wielu zdjec w krotkim czasie. Dlaczego ktokolwiek mialby zadawac sobie trud, zeby zrobic…

Teraz idzie w strone kraweznika. Smieje sie. Taksowkarz patrzy na jej tylek; tez bym to zrobil na jego miejscu. Ona przygladala sie tylowi jego glowy, on przygladal sie jej tylkowi. Uczciwa wymiana. No, moze nie do konca uczciwa, ale kto mowil, ze zyjemy w doskonalym swiecie.

Zerknalem na plecy Solomona. Stal z opuszczona Klowa.

Nastepne zdjecie, prosze.

Ramie mezczyzny. Tak naprawde ramie i bark w ciemnoszarym garniturze. Siegajace w kierunku jej talii, podczas gdy ona odchyla glowe gotowa do pocalunku. Jeszcze bardziej rozesmiana. I znow, czym tu sie martwic? Nie jestesmy purytanami. Kobieta moze pojsc sobie z kims na lunch, moze zachowywac sie uprzejmie, ucieszyc sie na jego widok — nie musimy z tego powodu wzywac policji, do ciezkiej cholery.

Teraz sie obejmuja. Ona stoi bokiem do aparatu, wiec twarz jest slabo wyrazna, ale nie ulega watpliwosci, ze sie sciskaja. Stosowny, pelny uscisk. A wiec on prawdopodobnie nie jest dyrektorem jej banku. No i co z tego?

Kolejne zdjecie jest niemal identyczne, ale zaczynaja sie na nim obracac. Jego glowa oddala sie od jej szyi.

Teraz ida w nasza strone, nadal sie obejmuja. Nie widze jego twarzy, poniewaz blisko aparatu przechodzi przechodzien i zamazuje obraz. Ale jej twarz. Co sie na niej maluje? Szczescie? Rozkosz? Radosc? Zachwyt? A moze tylko uprzejmosc. Nastepny i ostatni slajd.

Cos podobnego, pomyslalem sobie. Ale numer.

— Cos podobnego — powiedzialem na glos. — Ale numer.

Solomon sie nie odwrocil.

Mezczyzna i kobieta ida w nasza strone i znam ich oboje. Przed chwila przyznalem sie do tego, ze kocham te kobiete, choc teraz nie jestem pewien, czy to rzeczywiscie prawda, z kazda sekunda jestem tego coraz mniej pewien, tymczasem ten mezczyzna… no wlasnie.

Wysoki. Przystojny w ten ogorzaly sposob. Ma na sobie drogi garnitur. Tez sie smieje. Oboje sie smieja. Usmiechy — na duza skale. Tak bardzo sie usmiechaja, ze wyglada, jakby mialy im zaraz odpasc czubki glow.

Oczywiscie chcialbym wiedziec, z jakiego, kurwa, powodu sa tacy uchachani. Jezeli ktores z nich opowiedzialo zart, chcialbym go uslyszec — samemu ocenic, czy jest wart rozerwania sobie trzustki i czy to jest zart z rodzaju tych, po ktorych czlowiek ma ochote chwycic osobe stojaca w poblizu i ja uscisnac tak. Albo uscisnac ja owak.

Oczywiscie nie znam tego zartu, jestem tylko pewien ze mnie by nie rozsmieszyl. Niesamowicie pewien.

Mezczyzna na zdjeciu obejmujacy moja ukochana z mrocznej wiezy, rozbawiajacy ja — napelniajacy ja

Вы читаете Sprzedawca broni
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату