Morderstone strzelil Mike'owi Lucasowi w gardlo i byla to jedna z najbardziej niegodziwych rzeczy, jakie kiedykolwiek widzialem, w zyciu wypelnionym przeciez obserwowaniem niegodziwych czynow. Ale kiedy Morderstone postanowil, dla wygody, rozrywki lub porzadku administracyjnego, dac falszywe swiadectwo przeciwko czlowiekowi, ktorego zabil — zabierajac mu nie tylko fizyczne zycie, ale rowniez zycie moralne; jego istnienie, pamiec, reputacje; poslugujac sie jego nazwiskiem, szargajac je po to tylko, aby zatrzec za soba slady — aby mogl zrzucic wine za to, co sie mialo zdarzyc, na dwudziestoosmioletniego pracownika CIA, ktoremu odrobine pomieszalo sie w glowie, to wlasnie w tym momencie z mojego punktu widzenia sprawy ulegly zasadniczej zmianie.
W tym wlasnie momencie naprawde sie wkurzylem.
Rozdzial 21
Chyba urwal mi sie guzik od spodni.
Dostalismy od Francisca dziesiec dni urlopu na odpoczynek.
Bernhard powiedzial, ze spedzi je w Hamburgu i jego spojrzenie wskazywalo, ze moglo chodzic o seks. Cyrus pojechal do Evian Les Bains, poniewaz umierala jego matka — pozniej okazalo sie, ze umierala w Lizbonie, a Cyrus po prostu chcial znalezc sie jak najdalej od niej. Benjamin i Hugo polecieli do Hajfy zeby troche ponurkowac. Francisco zamierzal zostac w naszej siedzibie w Paryzu, odgrywajac role samotnego dowodcy.
Ja zapowiedzialem, ze jade do Londynu. Latifa postanowila zabrac sie ze mna.
— Bedziemy sie zajebiscie bawic w Londynie. Pokaze ci supermiejsca. Londyn to wspaniale miasto — usmiechnela sie do mnie promiennie i zatrzepotala rzesami po calym pokoju.
— Spierdalaj — powiedzialem. — Jeszcze by tego brakowalo, zebys mi sie caly czas paletala pod nogami.
Przyznaje, ze byly to ostre slowa i naprawde zalowalem, ze musialem tak to ujac. Niemniej jednak poruszanie sie po Londynie z Latifa u boku, w sytuacji, gdy jakis neptek mogl krzyknac za mna na ulicy: „Thomas, kope — lat! Kim jest ta sikoreczka?”, wiazalo sie z okropnym ryzykiem. Chcialem dysponowac pelna swoboda ruchow, a zerwanie z Latifa wydawalo sie jedynym sposobem, aby ja sobie zapewnic.
Oczywiscie moglem wymyslic jakas bajeczke o koniecznosci odwiedzenia dziadkow, siedmiorga dzieci lub doradcy w klinice chorob wenerycznych, ale ostatecznie uznalem zwykle „spierdalaj” za najmniej skomplikowane.
Z Paryza polecialem do Amsterdamu, poslugujac sie paszportem Balfoura, nastepnie spedzilem godzine, starajac sie zgubic Amerykanow, ktorzy mogliby nabrac ochoty do podazenia moim sladem. Nie zeby mieli ku temu jakis szczegolny powod. Zamach w Murren przekonal wiekszosc z nich, ze bylem zaufanym czlonkiem zespolu, poza tym Solomon zalecil, aby dali mi wieksza swobode do czasu nastepnego kontaktu.
Mimo to chcialem, aby przez kilka nastepnych dni wszystkie pary brwi pozostaly proste i nieuniesione, aby nikt nie powiedzial: „No, no, a co to jest?”, przygladajac sie czemus, co robilem, lub jakiemus miejscu, do ktorego sie udalem. Dlatego na lotnisku Schiphol kupilem bilet do Oslo, wyrzucilem go, nastepnie zaopatrzylem sie w nowy komplet ubran i nowa pare okularow przeciwslonecznych, po czym udalem sie z nimi do toalety. Po krotkim wahaniu wylonilem sie z niej jako Thomas Lang, powszechnie znany jako kompletne zero.
Przylecialem na Heathrow o szostej wieczorem i zameldowalem sie w hotelu Post House, ktory jest bardzo praktyczny, poniewaz znajduje sie blisko lotniska; jest tez strasznym miejscem, poniewaz znajduje sie blisko lotniska.
Wzialem dluga kapiel, zwalilem sie na lozko z paczka papierosow oraz popielniczka i wykrecilem numer do Ronnie. Musialem poprosic ja o przysluge — tego rodzaju — przysluge, do ktorej trzeba najpierw druga strone urobic — wiec przygotowalem sie na dlugie posiedzenie.
Rozmawialismy dlugo, co sprawilo mi przyjemnosc; przyjemnosc w ogole, ale szczegolna przyjemnosc z tego powodu, ze to Morderstone mial zaplacic za polaczenie. Mial tez zaplacic za szampana i stek, ktory zamowilem u obslugi hotelowej, oraz lampe, ktora rozbilem, kiedy potknalem sie o krawedz lozka. Widzialem oczywiscie, ze zarobienie takich pieniedzy prawdopodobnie zajmuje mu jedna setna sekundy, ale z drugiej strony, kiedy idzie sie na wojne, trzeba umiec zywic sie tego rodzaju malymi zwyciestwami.
W oczekiwaniu na duze.
— Prosze spoczac, panie Collins.
Recepcjonistka przycisnela guzik i powiedziala do nie — wiadomo kogo:
— Pan Collins do pana Barraclougha.
Oczywiscie powiedziala to do kogos. W gaszczu wlosow miala ukryty malenki mikrofon przyczepiony do sluchawek. Uswiadomilem sobie to jednak dopiero po pieciu minutach, podczas ktorych powaznie zastanawialem sie, czy nie zadzwonic do kogos z informacja, ze recepcjonistka ma zwidy.
— Przyjdzie za minutke — rzucila. Nie jestem pewien, czy do mnie, czy do mikrofonu.
Znajdowalismy sie w biurach Smeetsa Velde Kerkpleina, ktory dzieki swojemu nazwisku mialby przynajmniej szanse zapisac na swoim koncie sporo punktow w scrabble. Wystepowalem jako Arthur Collins, malarz z Taunton.
Nie wiedzialem, czy Philip bedzie pamietal Arthura Collinsa, ale nie mialo to wiekszego znaczenia. Potrzebowalem jednak najmniejszego punktu zaczepienia, aby dostac sie do jego biura na dwunastym pietrze, a Collins — wydawal sie najlepszym pomyslem. W kazdym razie czyms lepszym od Goscia, Ktory Spal Kiedys Z Twoja Narzeczona.
Wstalem i zaczalem powoli krazyc po pokoju, przekrzywiajac glowe na bok tak, jak to czynia malarze, i przygladajac sie wiszacym na scianach dzielom sztuki korporacyjnej. W wiekszosci byly to ogromne szaroturkusowe bohomazy z dziwnymi — naprawde bardzo dziwnymi — smugami szkarlatu. Obrazy wygladaly, jakby zaprojektowano je w laboratorium (i prawdopodobnie tak bylo) do zmaksymalizowania poczucia pewnosci siebie i optymizmu u osob, ktore po raz pierwszy inwestowaly pieniadze w SVK.
Na koncu korytarza otworzyly sie gwaltowanie zolte debowe drzwi i pojawila sie w nich glowa Philipa. Przygladal mi sie przez chwile badawczo, wyszedl na zewnatrz i zaprosil gestem do srodka.
— Arthur — odezwal sie z lekkim wahaniem. — Co slychac?
Mial na sobie jasnozolte szelki.
Philip stal odwrocony do mnie tylem i nalewal filizanke kawy.
— Nie mam na imie Arthur — powiedzialem, sadowiac sie na krzesle.
Rzucil mi szybkie spojrzenie przez ramie i natychmiast wrocil do przerwanej czynnosci.
— Cholera — rzucil i zaczal ssac mankiet od koszuli. Odwrocil sie i krzyknal w kierunku otwartych drzwi. — Jane, kochana, przynies nam scierke, jezeli mozesz.
Przyjrzal sie uwaznie rozlanej kawie, mleku i nasiaknietym nimi herbatnikom, uznal jednak, ze tak blahe zdarzenie nie moze rozpraszac jego uwagi.
— Przepraszam — mruknal, wciaz lizac koszule — nie doslyszalem.
Okrazyl mnie wolnym krokiem, zmierzajac do swojej swiatyni za biurkiem. Kiedy tam dotarl, usiadl bardzo powoli. Albo mial hemoroidy, albo uznal, ze moge zrobic cos niebezpiecznego. Usmiechnalem sie, aby wiedzial, ze ma hemoroidy.
— Nie mam na imie Arthur — powtorzylem.
Zapadlo milczenie i tysiac odpowiedzi przebieglo mu — przez mysl, wirujac przed oczami niczym w automacie do gry.
— Ach tak? — rzucil w koncu.