sumienia, ale teraz bylo inaczej. Moze dlatego, ze w tej dziewczynie, ktora Toph zabil z taka lekkoscia, odnajdowala sama siebie, a moze dlatego, ze mieszkajaca w niej Bestia radowala sie z tego widowiska.
— Przestan tak pedzic! Zatrzymaj sie, do licha!
Glos Topha przyprawial ja o mdlosci, a te sumowaly sie z obrzydzeniem, ktore juz i tak czula do siebie samej i do calego swiata. Oraz do tej przekletej Gildii, ktora odebrala jej wolnosc i godnosc, i ktora dzien po dniu spychala ja na dno.
Poczula, ze ktos chwyta ja gwaltownie.
— Powiedzialem ci, zebys nie biegla.
Musiala sie powstrzymac, aby nie skoczyc mu do gardla.
— Gonia nas, idioto.
Toph scisnal jej ramie. Zabolalo, ale przygryzla sobie wargi, zeby nie krzyczec.
— Nie osmielisz sie mnie znowu tak nazwac. A teraz zwolnij, bo za toba nie nadazam.
Dubhe zwolnila kroku, ale uparcie nie podnosila glowy. Nigdy tak bardzo nie odczuwala wlasnego zniewolenia, jak teraz.
Znajdowali sie juz z powrotem w poblizu Domu. Przez cala droge Dubhe byla bardzo cicha, teraz tez milczala. Szla powoli ciezkimi krokami. Dlugi marsz ja wykonczyl. Znowu zaczal padac gesty snieg.
— Nikomu nic nie powiem o tym, co sie stalo — wymruczal Toph.
Dubhe odwrocila sie i spojrzala na niego ze zdumieniem.
— Dla mnie tez pierwsze zabojstwo nie bylo latwe… I chociaz ty juz zabijalas, no wiesz, co innego zabijac samemu, a co innego robic to dla jakiegos wyzszego planu, dla Thenaara. No i Rekla nie dalaby ci eliksiru… A widzialem cie podczas inicjacji… no wiesz… to pewnie nie jest mile.
Dubhe wbila wzrok w swoje czarne wysokie buty posuwajace sie po sniegu.
— No nie jest.
— Rekla jest okropna, wiem o tym — podjal Toph. — Ale to geniusz rozumiesz? Bardzo wiele robi dla Thenaara, dla jego chwaly.
Mezczyzna wyciagnal ampulke z krwia, ktora zebrali w wieczor zabojstwa.
— Popatrz na to.
Dubhe uczynila to niechetnie. Nie miala najmniejszej ochoty na przypominanie sobie tamtego wydarzenia. Zerknela spod oka, ale od razu zrozumiala. Krew byla jeszcze plynna.
— Widzisz? — Toph potrzasnal flakonikiem, a krew zatanczyla w srodku. — To ten zielony plyn, ktory byl tam wczesniej: ten sam, ktorego uzywamy podczas Nocy Nieobecnosci albo w basenie u stop posagu Thenaara. To mikstura jej pomyslu, pozwalajaca krwi nie krzepnac. To dzieki temu krew, ktora zebralismy, dotrze do basenu w stanie plynnym. Jednoczesnie, jesli trzeba, jest to straszliwa trucizna. Umierasz z uplywu krwi.
Dubhe przez chwile wyobrazila sobie te straszna smierc i mocniej otulila sie plaszczem. Ocknela sie w niej dusza botanika, wiec w myslach szybko przejrzala znane sobie rosliny o wlasciwosciach przeciwzakrzepowych.
— A to jeszcze nie wszystko. Jak myslisz, ile lat ma Rekla?
Dubhe stanela, zbita z tropu. Nigdy sie nad tym nie zastawala.
— Chyba… jakies kilka lat wiecej niz ja… Toph sie usmiechnal.
— Jest starsza ode mnie… i odkad pamietam, zawsze byla taka jak teraz… Sam nawet nie wiem, ile ma lat, ale jest jakby… niezmienna.
Dubhe nie wiedziala, co powiedziec.
— Nikt dobrze nie wie, jak ona to robi, ale z pewnoscia to jakis z jej specyfikow. Wiem cos o tym, bo byla moja nauczycielka, tak jak teraz twoja. A ja… chyba go widzialem. Przypuszczam, ze to niebieskawy eliksir, ktory od czasu do czasu przyjmuje. Daje dziwne efekty. Moze sie nie zorientowalas, ale Rekla czasami znika na kilka godzin, rzadziej na kilka dni. Mysle, ze zle sie czuje. Raz zdarzylo mi sie ja widziec podczas takiego okresu i byla… nierozpoznawalna…
Dubhe natychmiast odnotowala te wiadomosc, ktora mogla jej sie przydac podczas planowania ucieczki.
— W jakim sensie nierozpoznawalna?
Toph nagle wydal sie mniej sklonny do rozmowy.
— Widzialem ja tylko z daleka… Byla przygieta, a jej skora… jakby odzyskala swoje lata, nagle. Tak, sadze, ze to cos w tym stylu.
— A gdzie ja widziales?
— Dlaczego chcesz to wiedziec?
— Z ciekawosci… W koncu to moja nauczycielka, nie?
— Niedaleko sali z basenami, biegla gdzies w strone rogu.
Zatem tam musiala szukac. Zdobycie eliksiru bylo pierwszym krokiem na drodze do ucieczki.
Dubhe zatrzymala sie, a razem z nia Toph.
Nagle zarysowala sie przed nimi sylwetka swiatyni, obszerna i ponura, a jej brazowe drzwi niewyraznie polyskiwaly w ciemnosci.
Ciezkie wrota otworzyly sie, po czym powoli zatrzasnely za Dubhe i dziewczyna znowu poczula won zamkniecia, ktora stala sie juz dla niej zapachem Gildii. Z glebi swiatyni posag spogladal na nia spod brwi. Ale tym razem byl tu ktos jeszcze.
Jakas osoba tkwila w jednej z lawek, jak zawsze na kleczkach Postulant. Dubhe natychmiast przypomniala sobie kobiete, ktora widziala w dniu, kiedy po raz pierwszy postawila noge w tym miejscu, kiedy jeszcze wierzyla, ze moze uwolnic sie od klatwy po prostu grozac Yesholowi.
Przemierzajac nawe razem z Tophem, miala czas, aby przyjrzec sie pochylonej sylwetce. Jej ramiona byly wyprostowane i nalezaly do mlodej osoby. Jedna z opartych na czarnej posadzce swiatyni stop poruszala sie lekko i nerwowo. Zlozone dlonie byly zaczerwienione od zaschnietej krwi. Przybysz dopelnil rytualu.
Postac mruczala cos cicho, ale Dubhe nie udalo sie uslyszec wypowiadanych slow.
Jej twarz zobaczyla tylko przez moment, kiedy ona i Toph kierowali sie na tyly posagu.
Jedwabiste czarne wlosy, twarz chlopca, ktory dorosl zbyt szybko, i dziwna, wyprostowana postawa osoby, ktora nie wyzbyla sie calkiem nadziei.
Kiedy tylko przeszla obok niego, chlopiec podniosl lekko glowe i ich spojrzenia sie skrzyzowaly. Glebokie zielone oczy i kilka malutkich piegow na zarozowionych policzkach wiesniaka. Jego wzrok wcale nie byl przepelniony rozpacza, lecz zywy i zdecydowany.
Potem chlopak opuscil glowe i znowu oddal sie modlitwie tym razem glosniejszej, bardziej zarliwej. Dubhe caly czas na niego patrzyla, dopoki nie doszli pod posag Thenaara.
Toph zlapal ja za ramie.
— No co? Co sie tak patrzysz? To Przegrany, nie jest godny twojego zainteresowania. Pomodl sie raczej.
Dubhe przytaknela roztargniona, uklekla i pomyslala o czyms innym, podczas gdy jej towarzysz powtarzal zwyczajowa modlitwe.
Potem wstali.
Chlopak wciaz tam byl, w tej samej pozycji, co wczesniej.
Zycie powrocilo do swojej zwyklej monotonii. Toph dotrzymal slowa i Rekla o niczym sie nie dowiedziala. Ustalonego dnia, kiedy byly w swiatyni na codziennej lekcji, kobieta wyciagnela zza gorsetu buteleczke.
— Twoj eliksir.
W ten sposob Dubhe oszczedzila sobie cierpien, ktorych doswiadczyla w przeszlosci, kiedy zdarzylo jej sie nieposluszenstwo.
Przede wszystkim jednak kontynuowala swoje rozpoznanie. Teraz miala juz wskazane miejsce, gdzie mogla szukac.
Zaczela zapisywac wszystko, co juz wiedziala o strukturze Domu. Do tej chwili postepowala bez zadnej prawdziwej metody blakajac sie noca tu i owdzie. Nadszedl czas, aby przestac sie wyglupiac i w pelni wykorzystac swoje umiejetnosci.
Wziela plan, ktory Rekla dala jej pierwszego dnia.
W rogu Wielkiej Sali, sali z basenami, nie bylo nic zaznaczone. Dom zaczynal sie i konczyl na tym jednym,